Po usłyszeniu niepokojących informacji dotyczących dewastacji lasów przed 1 listopada, wybrałam się na inspekcję mojej ulubionej powierzchni jodłowej. Dzień był piękny i słoneczny, co widać na zaprezentowanych poniżej zdjęciach. Wędrując przez las przypomniałam sobie o akcie wandalizmu, który miał miejsce kilka lat wcześniej. A było to tak… Jeden z profesorów przez kilkadziesiąt lat badał powierzchnię doświadczalną jodły. Co roku mierzył między innymi grubość, wysokość i określał zdrowotność drzew. Gdy zbliżał się do emerytury, w ciągu jednej nocy stracił wieloletni obiekt obserwacji i badań – ktoś ściął czubki wszystkich drzew. Pewnie na stroisz lub choinki świąteczne. Wyobrażam sobie jego rozpacz.
Fakt, że kukułki nie budują gniazda wydawał mi się tak oczywisty, że nawet o tym młodzieży na zajęciach nie opowiadałam. Ale do czasu…
Był to pierwszy projekt o many unijne nad którym pracowałam i… bardzo mi się to spodobało. Można zrealizować swoje pomysły, Unia daje kasę, a korzyści dla dzieci i młodzieży są nieocenione. Jednak nie łudzę się, szanse nie są duże. Na terenie całego województwa łódzkiego będzie dofinansowanych tylko 20 projektów. Dlatego tak bardzo się staram, aby „mój” nie odpadł już na etapie oceny formalnej, np. z powodu jakiegoś zaniedbania w postaci braku numeracji stron…
W sobotę przyjechało 25 nauczycieli z Warszawy. Cel – rekonesans. Został ustalony dokładny plan ich pobytu, który ostatecznie i tak został przedłużony. Pobyt Gości rozpoczął się wykładem. Przygotowałam sobie prezentację i przez godzinę opowiadałam o tym co w Centrum robimy. Skupiłam się na zajęciach proponowanych dla uczniów szkół ponadgimnazjalnych, ponieważ właśnie ten etap edukacyjny interesował naszych Gości. Muszę przyznać, że jak się już rozkręciłam to akurat ta godzina minęła. Bo też było o czym opowiadać – od kilku lat przyjeżdżają do nas uczniowie liceum na trzydniowe zajęcia w ramach zielonej szkoły. Bardzo bym chciała, aby efektem tego wykładu była kolejna szkoła, które nawiąże z nami regularną współpracę. Po wykładzie grupę przejęły inne osoby.
Wreszcie słońce, a w ślad za tym zajęcia terenowe. Dzisiejszą lekcję zdominował mysi zadek. Ta mysz zachowała się tak, jak to często robią małe dzieci – chowają głowę i myślą że są niewidoczne. No bo przecież one nie widzą, w związku z czym inni też ich nie widzą. Podobnie robi mój kotek. Gdy goni go piesek Daszka, kot wskakuje mi na kolana i chowa główkę pod moje ramię. Tak czuje się bezpieczny. Ja pod presją takiego zaufania bronię kotka, podobnie jak lwica swoje młode.
Pogoda we wrześniu jest kiepska i nie sprzyja wyjazdom w teren, dlatego zgłasza się mało grup na zajęcia. W zeszłym roku o tej porze wrzało jak w ulu, a teraz cisza, spokój. Prawdę mówiąc męczy mnie ta sytuacja. Wolę jak się dużo dzieje.
Dopadła mnie choroba i pięć dni przesiedziałam w domu. Wymyślam sobie różne zajęcia. Najpierw zaczęłam gmerać w moim łączu internetowym, ostatecznie coś poprzestawiałam i na dodatek zostałam odcięta od sieci. A więc nie mogłam zamieścić wpisu na blogu, odbierać poczty, sprawdzać stanu konta…
Spędziłam dzisiaj fantastyczne trzy godziny z uczniami klasy czwartej szkoły podstawowej. Mam nadzieję, że uczestnicy zajęć odebrali je podobnie. Myślę jednak, że jeżeli będą je oceniać przez pryzmat burczących brzuchów to mogą mieć inne wrażenia. Dzieci często dopytywały się o przerwę na zjedzenie śniadania, a ja nie wyjaśniając przyczyn odpowiadałam, że o godzinie 13 skończymy zajęcia i będą mogły zjeść posiłek.
Od kilku/kilkunastu lat się tam wybierałam, a od mojego miejsca zamieszkania jest to naprawdę niedaleko. Zdarzało się, że jadąc pociągiem do Warszawy przejeżdżałam przez tę miejscowość. Nigdy jednak nie wysiadłam.
Dzisiaj wspólnie z dwiema koleżankami spędziłyśmy trzy godziny z podopiecznymi domu dziecka. Rano wypełniłyśmy po brzegi samochód różnorodnym sprzętem i wyruszyłyśmy. Bardzo się denerwowałam… Wszystko niby perfekcyjnie dopracowane, jednak nowa, nieznana grupa... Okazało się, że moje koleżanki również to spotkanie przeżywały. Jednak obawy były nieuzasadnione, wszystko przebiegło zgodnie z programem. A co najważniejsze, uczestnicy zajęć byli zadowoleni. Mam nadzieję, że rozbudziłyśmy w nich zainteresowania przyrodnicze. A nawet jeżeli okaże się że na krótko, to nic, spędzili wartościowo trzy godziny.
Ogłoszono konkurs, w ramach którego mogę starać się o środki na zrealizowanie programu edukacyjnego. Fiszkę projektu miałam gotową już w dniu ogłoszenia projektu. Nie było to spowodowane moją gorliwością, lecz sugerowała to Pani z biura doradczego.