Chodzi o brak zaangażowania opiekunów i nauczycieli, podczas spotkań z leśnikiem, w dyscyplinowanie dzieci/młodzieży. Podejrzewam, że nie ma leśnika-edukatora, który by tego nie doświadczył. To trudna sytuacja, gdy uczestnicy spotkania dokazują i nie można nad nimi zapanować. Sprzyjający takim zachowaniom jest okres wakacji. I właśnie taka sytuacja spotkała w zeszłym tygodniu leśnika-stażystę. Podkreślę, że jest to młody człowiek z ambicjami edukacyjnymi i przygotowuje się do zajęć. Poradził sobie, lecz nie było lekko. Krótko przedyskutowaliśmy temat na czacie, mam nadzieję, że trochę pomogłam.
Znalazłam opis ciekawego doświadczenia. Należało nakleić na liść małe kawałeczki plastra lub taśmy klejącej. Po kilku dniach trzeba je odkleić. Na zaklejonych miejscach liść powinien zmienić kolor na jasnozielony.
Miesiąc temu miałam wielką przyjemność uczestniczenia w 2. Kongresie Polskiej Edukacji. W wolnych chwilach analizuję otrzymane materiały. Do tej pory najbardziej zainteresował mnie temat umiejętności potrzebnych w XXI wieku. W analizowanej przeze mnie literaturze podkreślana jest konieczność ich nabywania w procesie uczenia się. Podbudową do ich kształtowania jest wiedza faktograficznej (nie jest ona podstawowym celem edukacji).
W lesie nadszedł czas owocowania. Obok poziomek i tzw. czarnych jagód coraz więcej kuszących owoców trujących. Należy do nich między innymi czerniec gronkowy. Owoce wyglądają wyjątkowo atrakcyjnie, szczególnie po deszczu. Błyszczą i kuszą … zjedz mnie, zjedz mnie… Jednak jest to komunikat skierowany do zwierząt. Zbadano, że warstwy wosku na skórce owoców granatowych/czarnych szczególnie dobrze odbijają krótkofalowy zakres światła słonecznego, do odbioru którego wzrok ptaków jest dobrze przystosowany. Takie owoce są dla ptaków szczególnie lśniące i nęcące. Po ich zjedzeniu, niestrawione nasiona, po przejściu przez przewód pokarmowy, są przenoszone w nowe miejsca. Jest to bardzo dobry sposób rozprzestrzeniania roślin.
Ostatnio obejrzałam filmik o czyszczeniu rąk pobrudzonych przy zbiorze jagód borówki czarnej szczawikiem zajęczym. Zainspirowało mnie to do opracowania nowej zabawy (doświadczenia), która może być kontynuacją pobytu w lesie, gdzie owocowały borówki.
Nie poznawałam dzisiaj swojego lasu. Tłum gości. Przyłączyłam się z Daszką-Czarnulką do tej kolumny, a ponieważ znam ten fragment jak „własną kieszeń” byłam ciekawa co turystom opowie przewodnik. I cóż? Nic. Nie powiedział NIC! Przeszli trzy kilometry i NIC!!! W sumie może taki był cel wyprawy do lasu? Po prostu marsz…
To nowa kampania edukacyjna Lasów Państwowych, objęta honorowym patronatem ministra środowiska. Biorą w niej udział uczniowie wraz z opiekunami, podejmując współpracę na szczeblu nadleśnictw.
Zbliżają się wakacje i pogoda piękna, dlatego uczniowie są nastawieni zabawowo. W związku z tym ich czas pobytu na łonie natury został podzielony sprawiedliwie na pół. Najpierw 1,5 godziny nauki, później tyle samo czasu na zabawę. Na zajęcia dzieci przyjechały rowerami – około 5 kilometrów, straciły więc po drodze trochę energii. Podczas lekcji w lesie uczyły się rozpoznawać gatunki drzew. Jednak, co jakiś czas, zajęcia zamieniały się w grzybobranie. Efekt to między innymi cała reklamówka kurek.
Sobota + 15 czerwca 2013 roku + piękna pogoda + Stadion Narodowy = TŁUMY. Podobno podczas żadnej imprezy organizowanej na Stadionie Narodowym nie było takiej frekwencji. Dopchać się do stanowiska PGL Lasy Państwowe było trudno. Ale warto było się postarać. Urządzone było bardzo atrakcyjnie. Jestem naprawdę pod dużym wrażeniem. Te kilka zdjęć jest tylko namiastką tego co się tam działo.
Najczęściej z oferty edukacyjnej nadleśnictw korzystają najbliżej położone przedszkola i szkoły. Jeżeli nadleśnictwo położone jest w pobliżu dużego miasta, grup dzieci i młodzieży odwiedzających leśników jest oczywiście więcej. Zainteresowanie rośnie, gdy nadleśnictwo jest otwarte na współpracę, a obiekt atrakcyjny dla uczniów. W Nadleśnictwie Żołędowo, które ostatnio odwiedziłam, spełnione są te wszystkie warunki. Położone jest w sąsiedztwie Bydgoszczy, a ponieważ różnymi projektami edukacyjnymi otwiera się na współpracę, grup regularnie odwiedzających to miejsce jest dużo. Dodatkowo miejsce to jest pięknie urządzone.
Nie zagłębiałam się w las. Szłam sobie drogą, a w wilgotnych rowach szukałam mięty (potrzebowałam do doświadczenia). Nagle z krzewów wyskoczył duży, kudłaty pies. Dzieliło nas około 10 metrów. Pierwsza myśl – „Czy zdążę dobiec do samochodu?”.
Z powodu długotrwałych opadów, na stałych trasach wędrówek pojawiły się niespodzianki. Tak, tak … niespodzianki, tak je traktują uczniowie. Dla nich to niebywała atrakcja. A mowa o podniesionych poziomach w rzekach. „Moja” rzeka, którą można było pokonać w kaloszach, zamieniła się w głęboką i trudną do pokonania w ten właśnie sposób. A mostu brak! Od razu uprzedzam spodziewane wątpliwości edukatorów. Była zgoda nauczycieli na tę wędrówkę i cały czas nam towarzyszyli.