Nikomu nie życzę takiego spotkania

Nie zagłębiałam się w las. Szłam sobie drogą, a w wilgotnych rowach szukałam mięty (potrzebowałam do doświadczenia). Nagle z krzewów wyskoczył duży, kudłaty pies. Dzieliło nas około 10 metrów. Pierwsza myśl – „Czy zdążę dobiec do samochodu?”.
02.06.2013

Nie zagłębiałam się w las. Szłam sobie drogą, a w wilgotnych rowach szukałam mięty (potrzebowałam do doświadczenia). Nagle z krzewów wyskoczył duży, kudłaty pies. Dzieliło nas około 10 metrów. Pierwsza myśl – „Czy zdążę dobiec do samochodu?”.

Ułamek sekundy – oceniałam swoje możliwości i w kieszeni szukałam kluczyków. Stwierdziłam, że nie. Co robić!!! Przypomniałam sobie, jak podczas ostatniego szkolenia w Gołuchowie kolega radził, aby w takiej sytuacji nie nawiązywać z psem kontaktu wzrokowego i się oddalić. Tak też zrobiłam. W międzyczasie zaczęłam zdejmować kurtkę, aby owinąć ją wokół ręki i w razie czego dać psu „na pożarcie”. Pomyślałam – „Jaka szkoda, że nie mam scyzoryka” (gdy pies łapie tę rękę, scyzoryk należy mu wbić w czułe miejsce). I gdy tak szłam do samochodu wyskoczył z drugiej strony równie duży pies. Pomyślałam „No to koniec”. Po chwili z lasu wyłonił się beztroski młody człowiek z trzecim, równie dużym psem, i zawołał do mnie wesoło „Proszę się nie bać, one są łagodne”. Poczułam taką ulgę, że nawet nie pomyślałam, aby go pouczyć, że tak się nie postępuje – trzy wielkie psy, bo obu stronach dziki las (dolina rzeki Mrogi).

Ja miałam szczęście. Posiadam jakieś minimum wiedzy jak postępować. Jednak zdarzają się pogryzienia i zagryzienia. Dlatego szkolenie, w którym ostatnio uczestniczyłam, oceniam jako szczególnie wartościowe. Leśnicy edukatorzy dowiedzieli się nie tylko jak ciekawie prowadzić zajęcia w lesie, lecz także jak zachowywać się w takich między innymi sytuacjach.

Hanka 
edukator@erys.pl