Dziś dzień wyborów do europarlamentu, ale skoro już spełniłem patriotyczno-polityczno-społeczny obowiązek mogę znowu spokojnie wrócić do spraw znacznie ciekawszych, czyli przyrodniczych. Koniec maja to najbardziej fantastyczny czas w życiu lasu. Bo życie dosłownie tętni w każdym zakamarku lasu, zgoła przeciwnie do pustego lokalu wyborczego… Zieloność opanowała każdy wolny skrawek przestrzeni, ustępując tylko różnobarwnym kwiatom, które z kolei są tłumnie odwiedzane przez wszelkie owady. Las żyje, pachnie, śpiewa, piszczy. Jednym słowem żal siedzieć w domu.
Choć majówki kojarzą się zwykle z rekreacją na łonie natury, to my, leśniczowie, którzy obcujemy z przyrodą na co dzień, czasem ruszamy „w miasto”. Bo nie samym lasem żyje człowiek, nawet jak jest leśniczym. Zwykle namawiam do wypraw do lasu, ale czasem, dla równowagi warto też odetchnąć innym powietrzem i posłuchać tętna miejskiego życia. Zwykle wtedy doceniamy ciszę i bogactwo duchowe obcowania z przyrodą.
W naszym kraju mamy świetne prawo i moc ludzi zaangażowanych w ochronę przyrody. Pytanie jednak tak postawione: Kto zajmuje się konkretnie i czynnie ochroną przyrody? najczęściej pozostaje pytaniem retorycznym… Bo wokół nas powszechnie, w majestacie prawa wycina się drzewa w okresie lęgowym ptaków i zwierząt i nic nie można. Co chwilę nieśmiało ktoś, zwykle jakiś mniej pokorny dziennikarz o tym donosi i sami przecież to widzimy. Natworzono wiele ważnych urzędów z przyrodą i środowiskiem w nazwie do przekładania papierków i nic z tego nie wynika.
Niedzielny, majowy poranek to świetna okazja do podglądania ptaków, oczywiście jeśli mamy ochotę opuścić łóżko, a czasem dom. Oczywiście istotne jest też miejsce zamieszkania. Bo czasem wymaga to specjalnej wyprawy i wtedy włączamy telewizor lub komputer i tam szukamy wrażeń przyrodniczych. Mieszkanie w leśniczówce, pośród starych drzew i blisko jeziora daje możliwość obserwowania wielu gatunków ptaków przez okno lub stojąc obok domu.
W lesie trwa inwazja zieleni. Po typowych dla początku maja przymrozkach, które przerobiły na czarno młode liście dębów i na żółto świeże przyrosty modrzewi oraz świerków, zrobiło się ciepło. Gwałtownie przyrosły trawy i wszelka roślinność zielna. Zabieliły się łany konwalii, pachnie bzami i słychać wokół fletowe tony wilg oraz łkanie słowików. Słychać też buczące wykaszarki, bo inwazja zieleni zmusiła nas, leśników, do szybszego niż zwykle rozpoczęcia prac przy pielęgnowaniu upraw.
Trwa wielka majówka, która jednak nie rozpieszcza nas majową pogodą i ciepełkiem, bo dziś rano było 3-4 stopnie i wieje bardzo zimny wiatr od jeziora. Ale nie ma co narzekać, bo słońce pięknie świeci, a przecież są regiony kraju, w których dziś pada śnieg. Zanim rozpoczął się majowy weekend wybrałem się na przegląd upraw, bo wcześniejsza wiosna wymusza też wcześniejsze rozpoczęcie pielęgnowania młodych drzewek.
Było wszystko jak tradycja nakazuje: maj, kasztany, lekkie zdenerwowanie… Nie było jednak białych bluzek, czarnych spódnic i garniturów, bo to była matura zdawana w Technikum Leśnym w Rogozińcu. W przestronnej, szkolnej stołówce było zielono od leśnych mundurów, bo w mojej klasie podzielonej na „a” i „b”, czyli na „asy” i „barany” było ponad 40 osób.