Zaczynamy niebawem kolejny rok. Mam nadzieję, że nie zanudzam czytelników. Nigdy się nie przedstawiałem, ale doszedłem do wniosku, że może warto to zrobić. Oto więc „kilka słów o sobie” czyli o autorze, a właściwie o autorach tego bloga.
No, nareszcie dzisiaj mogę dojść do głosu. Tak naprawdę to ja kręcę tym całym blogiem, a nie ci uzurpatorzy którzy pisali poprzedni odcinek. Oni tylko trochę się do tego dokładają – hau!
Wszystkim kibicom naszego leśnego zakątka i sympatykom naszego Stumilowego Lasu życzymy ciepła rodzinnego oraz domowego, czyli sprawnych kaloryferów. Ponadto zdrowych gardeł do śpiewania kolęd i ogólnego zdrowia organizmu do utrzymywania z daleka gryp i podobnych wirusów; Marzycielom – spełnienia marzeń, a realistom – realizacji planów; Wszystkim - radości i uśmiechu, zmian na lepsze, satysfakcji z tego co robią, pachnącej lasem choinki.
No, zima przyszła na całego. Mróz rano i wieczorem dochodzi do minus szesnastu stopni, w dzień spada do jakichś dziesięciu. Dzisiaj jeszcze sakramencko wiało, więc wrażenia były jakby było dużo zimniej. Mnie to nie zaskoczyło, zima jak zima – ma prawo być chłodno. Mam nadzieję, że przy okazji wymrozi wszystkie grypy.
Uznałem, że przysłowiowe długie zimowe wieczory właśnie nadeszły, a skoro od niedawna mogę korzystać z dobrodziejstw szybko działającego Internetu (co przez kilka ostatnich lat było u mnie w osadzie technicznie niemożliwe – ha ha), intensywnie eksploruję serwis You Tube. Jakie było moje zdziwienie, gdy wczoraj odkryłem tam film z dziwnie znajomymi plenerami …
Wygląda na to, że w tym miesiącu pobiję tegoroczny rekord pozyskania surowca. Ponad tysiąc metrów wyjdzie na pewno. Uda się to częściowo dzięki urzycia maszyny, czyli harwestera – a dokładniej zespołu ścinkowo-zrywkowego harwester plus forwarder. (Harwester ścina, a forwarder zrywa ścięte drewno, wywozi do głównej drogi i układa w stosy.) Jak już kiedyś pisałem, wydajność takich urządzeń jest ogromna. Niestety pomimo bardzo fajnej opcji w harwesterze - pomiar wyciętego drewna - to i tak jeszcze trzeba wszystko pomierzyć „ręcznie”. Taka procedura.
Specjalnie powołany zespół zadaniowy opublikował na stronach internetowych proponowane wzory nowych mundurów dla leśników. Uwagi dotyczące nowego umundurowania można było zgłaszać w nadleśnictwie do końca listopada (http://www.bedon.lasy.gov.pl). Nowe ubrania będą wprowadzone po konsultacjach – być może jeszcze ze zmianami.
Zakończyłem listopad. Podsumowanie gotowe – wychodzi, że sprzedałem ponad 900 metrów sześciennych drewna. W moim nadleśnictwie nie jest to jakiś rekord, jestem w czołówce sprzedaży, ale nie na samej górze.
Wybrałem się z rodziną do stolicy. Ponieważ pogoda była piękna, postanowiłem pokazać córce park w Łazienkach Królewskich w którym jako student spędzałem sporo czasu. To jedno z niewielu miejsc w Warszawie gdzie można mieć naprawdę bliski kontakt z przyrodą. Pomijam już fakt, że miejscowe kaczki, tak samo zresztą jak te w Parku Saskim, na widok przechodnia wychodzą z wody i gonią go biegiem asfaltową ścieżką w nadziei na jakieś jedzenie. Pod tym względem nic się nie zmieniło. Pawie dają się nawet dwulatkowi karmić z ręki, ostrożnie biorąc kawałki chleba. Największą jednak radość sprawiały wiewiórki, które na dźwięk stukania orzechem o orzech podbiegały i brały je z ręki.
Rano wyruszyłem odbierać drewno. Co prawda padało gęsto, ale na szczęście z przerwami i miałem dobrą, naprawdę nieprzemakalną kurtkę. Razem z podleśniczym, robota jakoś szła. Odebrałem telefon, nadciągał umówiony przewoźnik. Wciąż lało, wozak nie mógł albo nie chciał zrozumieć jak znaleźć te stosy które miał ładować, tak więc zażądał asysty. Podleśniczy pojechał, a ja dalej odbierałem drewno. Teraz pojawił się traktor z przyczepą. Kierowca oświadczył, że jechali tu we dwóch z szefem ładować drewno ale szef drugim traktorem z dźwigiem i szef się zgubił. I czy ja nie wiem jak go znaleźć. Po dłuższej konwersacji ustaliłem z nim, że szef musi się tu niebawem pojawić, gdyż każda z okolicznych dróg tak go wyprowadzi. Kierowca jednak uznał inaczej i pomknął w nieznane. Oczywiście chwilę później pojawił się jego szef i pytał czy nie wiem gdzie ten drugi z przyczepą. Jak się okazuje synchronizacja wywozu jest tylko pozornie prosta.
Na zdjęciu widać fragment powierzchni zrębowej. Widać też wyraźnie, że uprzątnięcie „dorosłego” drzewostanu nie musi się kończyć katastrofą dla rosnącego niżej samosiewu. Jeżeli jakość i skład gatunkowy samosiewu są korzystne dla hodowania następnego pokolenia lasu, oczywisty jest fakt, że należy z tego skorzystać. Wtedy zaraz po uprzątnięciu starodrzewu od razu można mieć gotową uprawę, a powierzchni nie trzeba orać, siać lub sadzić, grodzić, chronić przed zwierzyną. Wystarczy ją pielęgnować – przerzedzać. Zaoszczędza się sporo kosztów i pracy, a jakość drzewek jest pierwszorzędna (pisałem o tym jakoś niedawno).
Kiedy z pierwszymi przymrozkami skończyły się już chwasty, postanowiłem obejrzeć uprawę z naturalnego odnowienia. Ponieważ jedyne co zostało tam zielone, to siewki, można dokładnie określić stopień pokrycia. Wszystko jest ok., jedynie tam gdzie chwasty tworzyły wyjątkowo gęsty kobierzec, siewek nie ma. W pozostałych miejscach rosną bardzo gęsto. Postanowiłem sprawdzić, jak wygląda ich system korzeniowy i kilka wyrwałem. Okazało się, że jeżeli się dobrze nie chwyci, to można drzewko urwać, ale nie wyciągnąć z korzeniem. Bardzo mocny system korzeniowy, dłuższy niż zewnętrzna część rośliny (siewki mają teraz około 20-30 cm wysokości, a korzenie około 40 cm jak sądzę).