Bażanty poszły w pole
W lesie trwa inwazja zieleni. Po typowych dla początku maja przymrozkach, które przerobiły na czarno młode liście dębów i na żółto świeże przyrosty modrzewi oraz świerków, zrobiło się ciepło. Gwałtownie przyrosły trawy i wszelka roślinność zielna. Zabieliły się łany konwalii, pachnie bzami i słychać wokół fletowe tony wilg oraz łkanie słowików. Słychać też buczące wykaszarki, bo inwazja zieleni zmusiła nas, leśników, do szybszego niż zwykle rozpoczęcia prac przy pielęgnowaniu upraw.
To ważne zadanie, bo nie można dopuścić, aby chwasty zagłuszyły malutkie sadzonki, które pięknie przyrastają, ale muszą mieć dobre warunki do intensywnego rozwoju. Zbyt późne rozpoczęcie pielęgnacji niesie też ryzyko zniszczenia podczas wykaszania części sadzonek, a tego nie chcemy… Trwają też intensywne prace przy czyszczeniach prowadzonych w młodnikach, no i naturalnie wciąż jadą wozy z drewnem. W lesie wciąż coś się dzieje.
Także obok lasu. Kilka dni temu zadzwonił do mnie pan Leszek, naczelnik miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej. „Panie Jarku, mam kłopot i tylko pan może mi pomóc. Mam kilka bażantów, które wcześniej hodowałem w wolierze i chcę je wypuścić do lasu. Niech sobie żyją na wolności. Ale nie wiem gdzie…” Był jakiś taki przejęty i smutny.
Zażartowałem, może trochę głupio, aby rozładować atmosferę: - „Podobno z bażanta jest najlepszy rosół na świecie” Pan Leszek aż się zapowietrzył… „No wie pan, mowy nie ma! Są jak członkowie rodziny, ale nie mogę ich dalej hodować. Niech sobie żyją i biegają na wolności. Pomoże pan?”.
No i jak nie pomóc? Leśnicy i strażacy współpracują jak widać w różnych sytuacjach. Wprawdzie bażant to przybysz z Azji, ale już od tylu lat żyje w Europie, że jest jak najbardziej „nasz”. W Polsce w XVI wieku wpisano go na listę rodzimej awifauny. Bażanty to piękne ptaki, żyjące na otwartych ale zakrzaczonych przestrzeniach, w pobliżu wód, szuwarów czy trzcin. Nie boją się zbytnio ludzi i podchodzą blisko zabudowań.
Znajdzie się miejsce dla kolejnych, bo przecież od lat myśliwi z okolicznych kół łowieckich zasilają okolice bażantami. Koguty teraz pieją w trzcinach i klapią skrzydłami, informując o zajętym rewirze. Czasem żyją w parach, ale zwykle jeden kogut dumnie prowadzi kilka kur. Wiadomo, że trzeba zająć się bażantami, skoro pan Leszek chce je darować przyrodzie.
Odbierałem właśnie samochód od mechanika, bo byłem zmuszony mocno zainwestować w mojego Rockiego. Zimowe intensywne pozyskanie drewna i wiosenna kampania odnowieniowa, a co za tym idzie liczne kilometry przejechane w trudnych warunkach zrobiły swoje. Popękana rama, wybite zawieszenie, dziury w podłodze, a silnik kwalifikował się także do poważnych inwestycji… Mocno nadgryzłem swoje konto, ale cóż począć.
Prosto od mechanika pojechałem do pana Leszka i zapakowałem do auta skrzynki z bażantami. Po drodze obmyśliłem gdzie najrozsądniej je ulokować. Bażanty przyzwyczaiły się do ludzi i psów, a zatem należało je wypuścić raczej dalej od miejscowości. Wybrałem miejsce pośród pól, ale w pobliżu sporej zakrzaczonej remizy, blisko wody i pola z kukurydzą, gdzie bażanty chętnie się także chowają. W tej introdukcji bażantów pomagała mi żona:
Kury wystartowały ostro i „koszącym lotem” zapadły dość daleko w zbożu. Kogut wyskoczył ze skrzynki:
Jednak usiadł na pole zaledwie kilka metrów od nas. Poszedł sobie spokojnie w kierunku łanu trzcin.
Po otwarciu kolejnej skrzynki z kurami okazało się, że jedna z nich zniosła w niej jajko:
Oliwkowoszare jaja bażancie kury znoszą od kwietnia do lipca. W naturalnych warunkach bażanty mają zwykle jeden lęg w roku i w gnieździe, które jest niewielkim zagłębieniem ziemi, skąpo wyścielonym puchem i trawą znajdziemy najczęściej 10-12 jaj. W warunkach wolierowych kury niosą nawet po 60 jaj, dlatego kura pozbawiona gniazda zostawiła je w skrzynce…
Jajko oddałem panu Leszkowi razem ze skrzynkami. Mam nadzieję, że bażanty zadomowią się szybko na polach za jeziorem i nie spotka je żadna przykra przygoda. Będą ozdobą pól i dodatkowo oczyszczą je ze ślimaków, różnych owadów, w tym nielubianej przez rolników stonki ziemniaczanej. Po raz kolejny okazało się, że leśniczy przydaje się w przyrodniczych zdarzeniach, bywa, że bardzo nietypowych.
Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl