Luty był dla mnie bardzo pracowitym miesiącem. Pracownicy zula działali jednocześnie czasem nawet w kilkunastu miejscach. Wykonywali ogrodzenie uprawy dębowej, rozgradzali inne uprawy, rozbierali stare płoty, które już spełniły swoją rolę, odzyskiwali z nich siatkę, wykonywali trzebieże i czyszczenia, likwidowali efekty grudniowego działania „Ksawerego”. Wszędzie musiałem być, aby należycie dopilnować wykonania prac, choć współpraca z wykonawcami prac układa się pomyślnie i bez zgrzytów. Harwestery, forwardery, piły i ciągniki warczały jednocześnie na czterech zrębach.
Do tej pory byłem dość sceptycznie nastawiony do tak wczesnej wiosny, ale chyba już rzeczywiście zima do nas nie wróci. Poranki są rześkie i pachną absolutnie wiosennie, trawa zazieleniła się już soczyście, kwitnie coraz więcej kwiatów, ale przede wszystkim wiosnę wieszczą żurawie!
Coraz częściej pojawiają się informacje o spotkaniach z wilkami lub śladami ich bytowania na zachodzie kraju, także w moich okolicach. Podczas zimowych polowań zbiorowych moi koledzy leśnicy widywali wilki w okolicach Wyszanowa i Stołunia. To właśnie tam, w okolicach Wyszanowa pod Międzyrzeczem, na terenie Nadleśnictwa Trzciel znajduje się jedyny w Polsce, prawdopodobnie także w Europie pomnik wilka.
Kiedyś często spotykałem się z medialnymi doniesieniami z zimowego lasu typu: „czas leśnych żniw”, „nadeszła pora zbiorów” itp. Rzeczywiście zimą intensywniej pozyskuje się drewno, szczególnie na zrębach, bo jakość techniczna tego naturalnego surowca z zimowych cięć jest wyższa. W związku z potrzebami lasu, wciąż rosnącym zapotrzebowaniem na drewno i z racji innej organizacji pracy, spowodowanej coraz powszechniejszym wykorzystaniem maszyn przy pozyskaniu drewna, drzewa jednak ścinamy cały rok. Jednak zima w lesie, choć nie jest czasem żniw, bywa bardzo pracowita dla leśników i pracowników "zuli".
Kilka dni temu miałem okazję podróżować po drogach, gdzie ciężki sprzęt wyrył w śniegu tunel na szerokość jednego samochodu, a zaspy były wysokie na dwa metry. No ale to specyfika klimatu wschodniej Polski. Wokół mnie nie widać innych oznak zimy, a termometr pokazuje około 10 stopni w plusie. Jezioro przy leśniczówce jeszcze zupełnie zamarznięte choć lód wieczorem pęka i huczy głośno. Wciąż jednak łażą po nim nieodpowiedzialni ludzie…
Pamiętacie zapewne program telewizyjny „Piórkiem i węglem” gdzie niezapomniany profesor Wiktor Zin potrafił fascynująco opowiadać o tradycjach polskiej architektury i jednocześnie wspaniale szkicował? Jednak nie dajcie zwieść się tytułowi mojego wpisu, bo nie chodzi tu absolutnie o opowieść o leśniczym, który o brzasku rozkłada sztalugi na leśnej polanie lub o zachodzie słońca kreśli węglem na białym kartonie kreski, oddające urok architektury drewnianej leśniczówki. Nie o poetycki nastrój twórczy tu chodzi, lecz o zwyczajną prozę leśnego życia, niestety!
Dziś rano gwar ptasich głosów i ich radosne, „prawie wiosenne” nawoływania oznajmiły radykalne ocieplenie. Słońce przygrzewało, a termometr pokazywał 5 w plusie. To pierwszy dzień od dwóch tygodni, gdy zima nieco odpuściła. No tak, wszyscy narzekają, gdy w styczniu jest mokro i buro jak jesienią, ale gdy zima trzyma, to też szybko nam się nudzi i pragniemy ciepła. Jednak jest wciąż biało. Wokół karmników dotychczasowy, intensywny ruch nieco zelżał, bo gdy jest cieplej, to nie trzeba tyle jeść.