Pogoda we wrześniu jest kiepska i nie sprzyja wyjazdom w teren, dlatego zgłasza się mało grup na zajęcia. W zeszłym roku o tej porze wrzało jak w ulu, a teraz cisza, spokój. Prawdę mówiąc męczy mnie ta sytuacja. Wolę jak się dużo dzieje.
Dopadła mnie choroba i pięć dni przesiedziałam w domu. Wymyślam sobie różne zajęcia. Najpierw zaczęłam gmerać w moim łączu internetowym, ostatecznie coś poprzestawiałam i na dodatek zostałam odcięta od sieci. A więc nie mogłam zamieścić wpisu na blogu, odbierać poczty, sprawdzać stanu konta…
Spędziłam dzisiaj fantastyczne trzy godziny z uczniami klasy czwartej szkoły podstawowej. Mam nadzieję, że uczestnicy zajęć odebrali je podobnie. Myślę jednak, że jeżeli będą je oceniać przez pryzmat burczących brzuchów to mogą mieć inne wrażenia. Dzieci często dopytywały się o przerwę na zjedzenie śniadania, a ja nie wyjaśniając przyczyn odpowiadałam, że o godzinie 13 skończymy zajęcia i będą mogły zjeść posiłek.
Od kilku/kilkunastu lat się tam wybierałam, a od mojego miejsca zamieszkania jest to naprawdę niedaleko. Zdarzało się, że jadąc pociągiem do Warszawy przejeżdżałam przez tę miejscowość. Nigdy jednak nie wysiadłam.