Nie zawsze świeci słońce

Bardzo źle się czuję po dzisiejszych zajęciach. Przyjechały dzieci na lekcję w lesie, refundowaną przez Urząd Dzielnicowy. Temat fantastyczny – Szanujmy stare drzewa. Warunki do realizacji tematu bardzo dobre – w pobliżu ośrodka mam dwa pomniki przyrody – dąb i buk oraz leżącą kłodę starej, spróchniałej topoli. Grupka dzieci mało liczna, II klasa szkoły podstawowej. Wszystko wskazywało na to, że zajęcia będą udane. Tak jednak nie było. Przynajmniej z mojego punktu widzenia.
15.05.2009

Bardzo źle się czuję po dzisiejszych zajęciach. Przyjechały dzieci na lekcję w lesie, refundowaną przez Urząd Dzielnicowy. Temat fantastyczny – Szanujmy stare drzewa. Warunki do realizacji tematu bardzo dobre – w pobliżu ośrodka mam dwa pomniki przyrody – dąb i buk oraz leżącą kłodę starej, spróchniałej topoli. Grupka dzieci mało liczna, II klasa szkoły podstawowej. Wszystko wskazywało na to, że zajęcia będą udane. Tak jednak nie było. Przynajmniej z mojego punktu widzenia.

Od samego początku moją uwagę zwrócił chłopiec który, najogólniej ujmując, robił to co chciał. Gdy dzieci stały i słuchały, on chodził. Gdy dzieci wykonywały obserwacje, on rzucał w nie kamieniami. Gdy dzieci maszerowały do pomnika, on straszył koleżanki chrabąszczami majowymi. Małe dziecko – dziesięcioletni chłopiec, dezorganizował mi zajęcia. Panika! Co mogę zrobić? Zwróciłam się o pomoc do nauczycielki. Była bezradna.

Proszę pani, z dzieckiem jest matka. To był warunek, inaczej nigdy bym chłopca nie wzięła na wycieczkę – powiedziała nauczycielka.

Poprosiłam o pomoc matkę. Zwróciłam jej uwagę, że dziecko uniemożliwia przeprowadzenie zajęć. Pozostałe dzieci są pokrzywdzone, tracą możliwość nabycia jakichś umiejętności i dokonania obserwacji. Matka była bezradna.

On mnie nie słucha! – powiedziała zrezygnowana.

Ja, edukator - leśnik pytam, dlaczego to nieprzystosowane (czytaj – źle wychowane) dziecko przyjechało na zajęcia terenowe? Ponieważ nauczyciel i rodzic nie radzili sobie z chłopcem, postanowiłam coś z tym problemem zrobić.Wzięłam go na bok i najzwyczajniej w świecie podjęłam próbę przekupstwa. Po prostu żal mi było pozostałych dzieci.

Słuchaj Patryk, może zostaniesz moim asystentem. Zobacz, mam taki kolorowy sznurek. Zmierzymy obwód tego dębu i porównamy z obwodem najgrubszego dębu w Polsce – zaproponowałam. Patryk mnie olał. Miał ciekawsze zajęcie. Zbierał chrabąszcze majowe i straszył dziewczynki. One piszczały, on się cieszył. Wielu chłopcom to bardzo imponowało. Próbowali Patryka naśladować.

Mój wniosek – odebrać prawa rodzicielskie matce! Ona miała nieprawdopodobny problem – dopilnować Patryka, aby umył ręce, bo przecież łapał chrabąszcze. Myślę, że prowadzone przeze mnie zajęcia były zadaniem odpowiednim dla superniani. Jednak ona ma więcej niż dwie godziny na rozwiązanie problemów wychowawczych.

Hanna Będkowska