Edukator na Targach Leśnych

Wrzesień dopiero się rozpoczął, a już tyle się wydarzyło. Ponieważ nie mogłam się zdecydować, który wątek rozwinąć, napiszę trochę o wszystkim. Już drugiego września przyjechali na zajęcia w lesie uczniowie z drugiej klasy szkoły podstawowej. Pomimo, że dzieci były jeszcze rozbrykane i przeżywały koniec wakacji/nowy rok szkolny, zajęcia były bardzo udane. Fajny początek jesiennego sezonu.
05.09.2009

Wrzesień dopiero się rozpoczął, a już tyle się wydarzyło. Ponieważ nie mogłam się zdecydować, który wątek rozwinąć, napiszę trochę o wszystkim. Już drugiego września przyjechali na zajęcia w lesie uczniowie z drugiej klasy szkoły podstawowej. Pomimo, że dzieci były jeszcze rozbrykane i przeżywały koniec wakacji/nowy rok szkolny, zajęcia były bardzo udane. Fajny początek jesiennego sezonu.

Następnego dnia miałam okazję wpaść na Międzynarodowe Targi Leśne. Słowo – wpaść, dokładnie oddaje to, co miało miejsce. Po prostu wpadłam tam przed otwarciem urządzić stoisko. Wykorzystałam jednak sytuację, aby rozejrzeć się po hali. Ponieważ jednym z haseł Targów była edukacja przyrodnicza, spodziewałam się jakiś ciekawych materiałów, które przydadzą mi się w pracy edukatora. Hala była jeszcze prawie pusta. Przy jednym ze stoisk zagadnęła mnie jakaś młoda pani leśnik, czy nie porozmawiałabym z nią o edukacji. Na takie rozmowy nie trzeba mnie namawiać, w końcu edukacja przyrodnicza jest moim konikiem. Zaprosiłam ją na wędrówkę moją ulubioną leśną ścieżką. Przyjęła to z entuzjazmem. Po zamknięciu pierwszego dnia Targów ruszyłyśmy do lasu. Było fantastycznie. Rzadko spotykam ludzi, którzy nadają na takich falach, jak ja. Mam nadzieję, że uda się nam utrzymać kontakt. To jest niesamowicie budujące, że są osoby, które zajmują się edukacją nie dlatego, że muszą, bo szef każe, bo ustawa…, lecz z głębokiego przekonania, że to ma sens, że kiedyś ten trud zaowocuje.

Drugiego dnia Targów, ponownie wpadłam do hali (tuż przed zamknięciem), aby zwinąć stoisko. Ponownie obeszłam teren w poszukiwaniu ciekawych materiałów edukacyjnych i stało się – kupiłam książkę, do której przymierzałam się jakiś czas. Ponieważ była droga, odkładałam jej zakup, aż wreszcie się zdecydowałam. Właściwie zmusiła mnie trochę do tego sytuacja. Pani redaktor, prowadząca przygotowanie do druku opracowanych przeze mnie materiałów do Młodego Obserwatora Przyrody, zmieniła coś, powołując się na tę książkę. Piszę o najnowszym wydaniu Biologii „Villeego”. Książka jest fantastyczna. Mam do niej szczególny sentyment, ponieważ kolejne wydania towarzyszą mi już od czasów liceum.

Hanna Będkowska