Żurawie i pszczoły czyli przednówek

Na zdjęciu widać pierwsze żurawie z zeszłego roku oraz bieżącą aurę. Wciąż pada śnieg, czasem pomieszany z deszczem, ale ostatni weekend był wyjątkowo słoneczny.
06.03.2009

Na zdjęciu widać pierwsze żurawie z zeszłego roku oraz bieżącą aurę. Wciąż pada śnieg, czasem pomieszany z deszczem, ale ostatni weekend był wyjątkowo słoneczny.

Właśnie w niedzielę, pierwszego marca rano skórowałem upolowanego dzika ciesząc się z dawno nie widzianego słońca gdy usłyszałem klangor żurawi. Dochodził gdzieś z okolicznych łąk.

Tego samego ranka spotkałem naszą znajomą pszczelarkę. Zaparkowała koło leśniczówki, bo nie mogła dojechać do swojej pasieki z powodu śniegu – leży go naprawdę wciąż bardzo dużo. Szła do pasieki karmić pszczoły, którym się coś pokręciło i zaczęły się uaktywniać. Zdaniem pszczelarki rozpoczynały już normalną działalność. Gdyby nie dostały cukru mogłyby nie dożyć do wiosny. Co ciekawe, działo się tak nie w jednym ulu, ale we wszystkich – jest ich około dziesięciu. Cała pasieka mogła po prostu zginąć a jej odbudowanie to nie taka prosta sprawa. Biorąc pod uwagę to, że w ogóle pszczół jest na świecie coraz mniej i coraz częściej chorują z różnych powodów (ogólnie rzecz biorąc „cywilizacyjnych” czyli dużej ilości chemii w przyrodzie) takie ekologiczne pszczoły jak te przy leśniczówce należy chronić. Że nie wspomnę o tym, iż nie wyobrażam sobie po prostu życia bez miodu.

Generalnie zarówno z powodu żurawi jak i pszczół nadchodząca wiosna wydaje mi się jakaś dziwna. Nie mogę uciec od skojarzenia z inną dziwną wiosną sprzed kilku lat, a dokładnie z roku 2002. Wtedy właśnie po takiej dziwnej wiośnie (żurawie pamiętam usłyszałem 28 lutego kiedy wszędzie leżało jeszcze dużo śniegu) na początku lipca (a dokładnie 4 lipca) walnął huragan który położył ogromne połacie Puszczy Piskiej i okolic. Jego skutki usuwaliśmy przez kolejnych kilka lat – najpierw wycinając i wywożąc drewno a potem przygotowując powierzchnie pod ponowne zalesienia i sadząc miliony nowych sadzonek.

Mam nadzieję że tym razem scenariusz się nie powtórzy. Skóra mi cierpnie na samą myśl.