Żuraw, koń i mrówki

Kilka dni temu, chyba we czwartek, zobaczyłem pierwszego żurawia. Szybował wysoko, niesiony zimnym północnym wiatrem. Sądząc po tonacji klangoru, nie był chyba zachwycony tak zwanymi „okolicznościami przyrody”. Uznałem, że to awangarda awangardy.
07.03.2010

Kilka dni temu, chyba we czwartek, zobaczyłem pierwszego żurawia. Szybował wysoko, niesiony zimnym północnym wiatrem. Sądząc po tonacji klangoru, nie był chyba zachwycony tak zwanymi „okolicznościami przyrody”. Uznałem, że to awangarda awangardy.

 Ale dzisiaj nie było już wątpliwości – nad łąką krążyły dwa żurawie, z daleka odzywało się ich jeszcze kilka. Tak więc pierwsze, prawdopodobnie najsilniejsze osobniki, już się pojawiły i zaczynają zajmować najlepsze tereny lęgowe. Ten najwcześniejszy desant musi być silny, bo w nocy było jeszcze minus piętnaście stopni. Ale miejscami śniegu już nie ma, lód na rzekach i jeziorach zaczyna powoli się topić, więc jest szansa na 
zdobycie jakiegoś pożywienia. Inaczej pewnie by nie przyleciały.

Wiosnę poczuły także konie – wyraźnie linieją. To stuprocentowa oznaka, że jeszcze miesiąc-półtora i będzie cieplej, bo mniej więcej tyle czasu trwa wymiana końskiego futra na nowe.

Chodząc dzisiaj po lesie dla czystej przyjemności wygrzewania się w słońcu, zobaczyłem mrowisko, a w nim wzmożony ruch. Mrówkom najwyraźniej również spodobał się słoneczny dzień …