Zielony marketing w wakacje

Nie było mnie tu kilka dni i mam cichą nadzieję, że brakowało Wam wieści z życia leśniczego? Tyle się działo w te urlopowe dni i nadal dzieje, że nie było czasu stukać w klawiaturę… Mój urlop jeszcze trwa, na szczęście, bo tyle chciałoby się zrobić i nie ma czasu na nudę. Muszę jednak podzielić się z Wami pewnymi refleksjami. Na urlopie na wiele wydarzeń i spraw spogląda się inaczej i to właśnie znakomita pora na refleksje, przemyślenia i retrospekcje.
21.08.2012

Nie było mnie tu kilka dni i mam cichą nadzieję, że brakowało Wam wieści z życia leśniczego? Tyle się działo w te urlopowe dni i nadal dzieje, że nie było czasu stukać w klawiaturę… Mój urlop jeszcze trwa, na szczęście, bo tyle chciałoby się zrobić i nie ma czasu na nudę. Muszę jednak podzielić się z Wami pewnymi refleksjami. Na urlopie na wiele wydarzeń i spraw spogląda się inaczej i to właśnie znakomita pora na refleksje, przemyślenia i retrospekcje.

W czasie gdy wędrowaliśmy po przepięknych Tatrach zwracałem uwagę na zachowanie turystów i ich sposoby korzystania z bogactwa Natury. Wniosek nasuwa się jeden i jednoznaczny: generalnie ludzie bardzo mało wiedzą o przyrodzie. W pędzie codziennego dnia i zamiłowaniu do wygody zapomnieli o korzeniach i związkach z przyrodą. Nie znają elementów przyrody, nie rozumieją zjawisk i nie doceniają mądrości Natury. Wiem, mam świadomość, że jest pewne niebezpieczeństwo w takim uogólnianiu. Bo przecież wielu z Was, czytających w miarę regularnie tego bloga, to znakomici przyrodnicy i ludzie wrażliwi na piękno Natury. Nie obrażajcie się proszę, ale myślę, że macie świadomość, że jesteście znakomitą mniejszością. Ludzie bardzo daleko odeszli od świata przyrody i często nie potrafią do niego wrócić, a jeszcze częściej nie wiedzą jak to zrobić. Dlatego potrzebne są działania nazywane często „zielonym marketingiem”. Takim rodzajem marketingu powinni zajmować się głównie leśnicy, pracownicy parków narodowych i przyrodnicy- zarówno profesjonalni jak i amatorzy. Moje zdjęcie z drewnianym rysiem ze słowackiej „Świstowej Krainki”:

5578.jpg

 świetnie przygotowanego edukacyjnego placu zabaw znajdującego się na wysokości ponad 1800m n.p.m można uznać za marketing Lasu Rysia E-rysia… To dość skomplikowana materia, bo „zielony marketing” to nowa dziedzina wiedzy, nie mająca ustalonych wzorów i schematów.  Z drugiej strony to może i dobrze, bo czy Natura powiela wciąż te same schematy? To przecież żywy organizm i wciąż dzieje się w niej tyle nowego. Ludzie bardzo potrzebują kontaktu z Naturą ale czasem nawet o tym nie wiedzą. Dlatego trzeba pomóc im w powrocie do korzeni i w zmianie sposobu myślenia poprzez działania marketingowe. Podczas górskich wędrówek zauważyłem, że ludzie zatracili umiejętność pożytecznego dla siebie obserwowania przyrody oraz odwieczny instynkt łowiecki i nie potrafią dostrzegać, wypatrywać i cieszyć się taką „zdobyczą”. Przejdą obojętnie obok motyla, kwiatka, kozicy, świstaka czy jelenia bo ich nawet nie zauważą. Bo w sumie po co? Wielu idzie szlakiem po to, aby go przejść, „zaliczyć” i pstryknąć fotkę pod tytułem „tu byłem”. Mało kto po drodze dostrzeże skromną szarotkę, których coraz mniej w Tatrach:

5572.jpg

Albo też inną endemiczną roślinę, której nie spotka się nigdzie indziej. Ludzie nie zauważą świstaka, bo nie wiedzą gdzie go szukać i nie znają nawet charakterystycznego głosu „gwizdocza”. Obserwowałem jak wypatrywali świstaków w kosówce, zaintrygowani głosem… pustułki, która patrolowała teren. Często wydaje się, że świstak to mały gryzoń wielkości „większego szczura”. Tymczasem to spory gryzoń:

5573.jpg

Wielu turystów odwiedzających Zamek Spiski, nieopodal bajkowego miasta Lewoczy, obserwując liczne tam susły, jest przekonanych, że to świstaki. A nieco się różnią:

5574.jpg

Na rynku wydawniczym mamy mnóstwo barwnych, ciekawych publikacji. Leśnicy i przyrodnicy w całej Europie budują ścieżki dydaktyczne i stawiają tablice objaśniające napotykane cuda przyrody:

5575.jpg

Niewielu turystów jednak wnikliwie czyta i korzysta z informacji. Czasem wolą tam zamieszczać swoje „informacje”, zamiast słuchać przestróg dotyczących nie potulnego misia, ale groźnego niedźwiedzia żyjącego w Tatrach:

5576.jpg

 Bardzo chętnie z kolei pytają i słuchają wyjaśnień człowieka. Najlepiej takiego, który jest autorytetem: przewodnika tatrzańskiego, przyrodnika, leśnika… Stąd przed edukacją przyrodniczo-leśną i zielonym marketingiem rysuje się wielka przyszłość. Potrzeba tylko do tego ludzi, którzy mają czas, chęć i wiedzę do przekazania. Bo z całą pewnością najlepszym narzędziem zielonego marketingu jest człowiek i żywy przekaz. Wpadł w moje oko i obiektyw ciekawy pomysł Słowaków, którzy przed leśniczówkami „Tanapu” czyli słowackiego odpowiednika Tatrzańskiego Parku Narodowego, stawiają tabliczki z nazwiskiem mieszkającego tam leśnika:

5577.jpg

To dobry pomysł świadczący także o tym, że w zarządzaniu przyrodą i „sprzedawaniu wiedzy” o jej bogactwie ważna jest stabilność kadrowa. Jestem przekonany, że wiedza poparta dużym doświadczeniem nabytym przy praktycznym obcowaniu z przyrodą to "atrakcyjny towar" dla wielu ludzi. Leśnicy i przyrodnicy muszą tylko nauczyć się jego sprzedaży, aby podaż równoważyła się z popytem. Wasze komentarze, listy i niesłabnące zainteresowanie moim blogiem jest najlepszym dowodem na to, że zielony marketing jest ważny i potrzebny. Także, a może szczególnie w czasie urlopów i wakacji. Bo to czas na odmianę i inne spojrzenie na wiele spraw.  Bardzo dziękuję wszystkim za miłe dla mnie życzenia udanego urlopu, które sprawiły, że tatrzański (aktywny) wypoczynek  był bardzo udany.

 

Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl