Żeglarski dzień

Po raz kolejny muszę przyznać, że żeglarstwo na Mazurach zmieniło się w ciągu ostatnich lat bardzo. Są oczywiście plusy – dużo nowych portów, w każdym prysznice i toalety, gdzieniegdzie przyzwoite knajpy, czyli takie, gdzie można zjeść coś poza frytkami i pizzą z mikrofalówki....
14.08.2010

Po raz kolejny muszę przyznać, że żeglarstwo na Mazurach zmieniło się w ciągu ostatnich lat bardzo. Są oczywiście plusy – dużo nowych portów, w każdym prysznice i toalety, gdzieniegdzie przyzwoite knajpy, czyli takie, gdzie można zjeść coś poza frytkami i pizzą z mikrofalówki....

zeglowanie_ogorki.jpg

Dawno już nie żeglowałem i pomyślałem, że czas to zmienić. Nie wiem czemu, ale istnieje taka prawidłowość, że im bliżej jeziora się mieszka, tym rzadziej się nad nim bywa, a jeszcze rzadziej po nim żegluje. Potwierdza to zresztą żona, która zanim przeprowadziła się na Mazury spędzała nad tutejszymi jeziorami, a właściwie na nich (na zmianę z morzem), każde wakacje i każdy wolny czas – w liceum, na studiach i później. Teraz na propozycje popływania patrzy jakoś dziwnie i mówi, że robi pranie, idzie na grzyby albo znajduje jakiś inny wykręt. Kiedyś sezon bez rejsu w Chorwacji uważała za niezaliczony, dzisiaj mówi, że była tam już tyle razy, że wystarczy, a jak płynąć, to na Maderę albo Karaiby.

Do małego mazurskiego rejsu zmotywowali nas sąsiedzi, zapraszając na swój jacht. Rozleniwieni wakacyjnie pomyśleliśmy, że dobrze by było chociaż przypomnieć sobie jak wygląda żaglówka. Tak naprawdę to chcieliśmy sprawdzić, czy naszej trzyletniej córce spodoba się łódka – i jak się będzie na niej zachowywała. Eksperyment wypadł nadzwyczaj dobrze, mała w towarzystwie trójki innych dzieci odnalazła się natychmiast, a całe stado wynurzało się spod pokładu jedynie na hasła związane z porą karmienia. Na środku jeziora zwykłe kiszone ogórki okazują się niebywałą atrakcją – wielki słoik zniknął w okamgnieniu, zagryzany krakersami.

zeglowanie_2.jpg

Ale kiedyś, żeby w porcie mieć rozrywkę, trzeba było mieć gitarę, no i trzeźwego gitarzystę. Wszyscy, którzy mieli chęć, schodzili się do ogniska z czym kto miał i integrowali się z resztą. Teraz na prawie każdej łodzi jest CD i MP3 i głośniki w kokpicie, więc jeżeli jedna załoga postanowi zabalować, chcąc nie chcąc bawią się wszyscy, choć nie wszyscy tak samo dobrze. Przekonałem się o tym wieczorem, kiedy obok naszego jachtu zacumował inny, z już rozbawioną ekipą. Nie dało się rozmawiać, bo muzyka grała na ful, a państwo się dobrze bawili. Zniechęcone hałasem dzieciaki schowały się znowu do kabiny. Kilka jachtów dalej ktoś próbował na gitarze, i nawet dobrze mu szło, ale z głośnikami wypasionego jachtu nie miał szans. Jednak nie wszystko zmienia się na lepsze.