Wojsko i leśnicy
„Chabry z poligonu”, „Godzina 5 minut 30” czy „Witaj Zosieńko” przez wiele lat były na listach szlagierów, które z upodobaniem wyśpiewywały męskie głosy, nie tylko przy goleniu w łazience. Normalną sprawą było też to, że każdy mężczyzna po ukończeniu szkoły ponadpodstawowej, także wyższej, odbywał obowiązkową zasadniczą służbę wojskową. Słychać często w męskim gronie wspominki z tych 2 lat, gdy szef kompani był jak matka, a karabin miał zastąpić ukochaną dziewczynę…
Wojskowa przygoda, trwająca dwa lata, potem sukcesywnie skracana aż do powstania armii zawodowej, była różnie odbierana. Niektórzy unikali jej wszelkimi sposobami i twierdzili, że to „czas bezsensownie wyrwany z życiorysu”. Z kolei inni chętnie wspominają czas służby wojskowej i mówią, że była to szkoła życia. Popieram raczej ten drugi pogląd, choć zostałem powołany do dwuletniej służby wojskowej gdy byłem już podleśniczym, świeżo poślubionym mężem i ojcem trzymiesięcznej Olgi. Moja Reginka została z dzieckiem sama w „podleśniczówce”, prowadząc dom i małe gospodarstwo rolne… Nie było nam łatwo.
Służyłem Ojczyźnie w wojskach przeciwlotniczych:
najpierw przez pół roku szkoląc się w szkole podoficerskiej w okolicach Pisza na Mazurach, a potem byłem dowódcą drużyny w baterii dowodzenia dywizjonu ogniowego w Skwierzynie. Dowodziłem drużyną złożoną z kierowców wielkich KRAZ-ów, Starów i operatorów elektrowni polowych zasilających wyrzutnie rakietowe i radary. Dlatego też musiałem zdobyć uprawnienia elektroenergetyczne i pilnie, oprócz nauki regulaminów, zdobywania wiedzy wojskowej i politycznej wkuwałem fizykę.
Miałem też sporo do czynienia z wszelką bronią:
bo „zaliczałem” różne manewry, poligony i dodatkowo pełniłem funkcję rusznikarza opiekującego się bronią calej baterii (kompanii). W wojsku nauczyłem się naprawiać silniki wysokoprężne, udzielać pierwszej pomocy, zakładać i rozbrajać miny, „desantować” sią na linie na drugi brzeg szerokiej rzeki, no i solidnie rozwinąłem tzw. „tężyznę fizyczną”. Miałem niezłe wyniki w biegach na 3 km z bronią ( nie, to nie żadna Bronia, to karabin „kałasznikow MS” ze składaną, metalową kolbą, a od suwadła zamka obcierającego ciągle plecy do dziś mam bliznę) oraz w sztafecie na torze OSF ( ogródek sprawności fizycznej).
Leśnicy w wojsku zwykle dobrze sobie radzili, bo przecież dawniej każdy internat szkoły leśnej przypominał koszary. Wiedza przyrodnicza też przydawała się, bo np. mój kolega z technikum miał fajną „fuchę” gdyż opiekował się kwiatami na kompanii i był zwolniony z wszelkich prac gospodarczych. Wielu leśników było „pisarzami” czy kreślarzami w sztabie, bo przecież uczono nas pisma technicznego, kreślarstwa, geodezji, kartografii itd.
Sądzę, że chyba wszyscy faceci, nie tylko leśnicy, mają genetyczną fascynację bronią, militariami i mundurem. Chłopcy od zawsze strugali drewniane miecze, karabiny i z upodobaniem bawili się w wojnę. Dziś jednak zamiast budować czołg „Rudy” z wykorzystaniem osiedlowego, betonowego śmietnika czy robić drewnianą „pepeszę”, siadają przed komputerem i odpalają „strzelanki” lub gry strategiczne… Może to dobrze, że młodzi mężczyźni nie przeżywają już „z klucza” wojskowej przygody, bo mamy zawodową armię. Jednak zainteresowanie militariami i bronią u wielu z nich nadal pozostaje, choć panuje moda, nie tylko „odzieżowa” na facetów, powiedziałbym, „mało męskich”… Ale nie wszyscy wierzą w magię, którą usiłują czarować nas kolorowe pisemka i media plotkarskie. Wyżelowany facet w spodniach rurkach, torebką przez szczuplutkie ramię i "zapadniętą" klatą nie każdemu służy za kanon piękna. Naturalnie to kwestia idnywidualnego gustu, a mamy przecież wszelką wolność i demokrację! Wciąż aktualne jest powiedzenie: „Za mundurem…” Niezależnie od tego jaki to mundur: wojskowy, policyjny, strażacki, czy leśny, tym bardziej, że często te mundury spotkacie razem:
Dlaczego o tym piszę na „Blogu Leśniczego”?
Niedawno był Dzień Wojska Polskiego, a miesiąc sierpień obfituje w historyczne daty związane z wojskiem. Leśnicy zawsze z sympatią odnoszą się do żołnierzy i bardzo ich szanują. W mojej okolicy było wiele jednostek wojskowych, bo przecież to teren przygraniczy. Stacjonowały wojska, kręciły się po lasach, były ciągłe wyjazdy, manewry, ćwiczenia. Przez wiele lat były tu też bazy Armii Radzieckiej, radary śledzące teren po obu stronach granicy, magazyny wojskowe, także z bronią nuklearną no i rozległe tereny poligonowe. Wiele z nich pozostało obiektami militarnymi do dziś:
Można tam zobaczyć żołnierzy oraz pojazdy bojowe wojsk NATO z różnych zakątków Europy, a nawet z USA. Tereny poligonów i baz wojskowych to zwykle lasy, stąd leśnicy i dawniej, i dziś ściśle współpracują z wojskiem. Lasy „służą w armii”, skrywając obiekty wojskowe ale są też normalnie zagospodarowane przez leśników. Dlatego oprócz czołgów, transporterów opancerzonych i wozów bojowych spotkacie tu także wozy z drewnem. Najlepszym przykładem takiej współpracy jest położone niedaleko mnie Nadleśnictwo Sulęcin.
Mija właśnie równe dwadzieścia lat od powstania w 1993 roku Nadleśnictwa Sulęcin, zarządzającego około 20 tysiącami hektarów urozmaiconych lasów. Od początku jego szefem jest nadleśniczy Witold Wasylków:
Tereny wokół Sulęcina słyną z głębokich jezior ramienicowych, o stromych brzegach i bardzo czystej, przejrzystej wodzie. Okalają je lasy, gdzie na wypiętrzonych przez lodowiec pagórkach, obok borów sosnowych zobaczymy piękne buczyny. Nie jest jednak łatwo korzystać tam z oferty: „Lasy Państwowe - zapraszamy!” Przed wstępem do lasu przestrzegają żółte tablice w kilku językach: „Poligon wojskowy – wstęp wzbroniony! Przebywanie grozi śmiercią”:
Czasem dzisiejsze zainteresowanie wojskiem przejawia się też tak, że ludzie nie zważają na takie tablice i wchodzą na tereny poligonowe, szukając tam grzybów, jagód, zrzutów jelenich, a nawet złomu! To głupota, bezsensowna brawura i pazerność. Nawet ci, którym wydaje się, ze sporo wiedzą o wojsku i militariach nie mogą łamać zakazów i narażać życia. Przecież na poligonach odbywają się ćwiczenia bojowe i różne strzelania z użyciem ostrej amunicji:
Dlatego leśnikom z Sulęcina nie jest łatwo realizować roczny etat cięć, średnio wynoszący ponad 100 tysięcy m3, wykonywać zadania gospodarcze, przebudowywać drzewostany i chronić przyrodę, zgodnie z założeniami sieci Natura 2000, gdy połowa nadleśnictwa to Ośrodek Szkolenia Poligonowego Wojsk Lądowych Wędrzyn.
Już w latach trzydziestych XX wieku na południe od wsi Wędrzyn urządzono wielki poligon wojskowy (Truppenubungsplatz Wandern). W końcu lat sześćdziesiątych wojska sowieckie wybudowały na nim, nieopodal Trzemeszna Lubuskiego pilnie strzeżoną przez tajną jednostkę Specnazu bazę dla broni nuklearnej. Dziś poligon zajmuje powierzchnię ponad 11.000 hektarów, z czego tylko tysiąc jest poza nadleśnictwem Sulęcin. Na terenie ośrodka poligonowego zorganizowano strzelnice bojowe do prowadzenia strzelań przez pododdziały czołgów i piechoty, jest tu nawet jedna z dwóch w Polsce strzelnica nawodna, urządzona na pięknym jeziorze Buszenko:
Ciekawostką poligonu jest wybudowany w latach siedemdziesiątych, jeden z największych w Europie, Centralny Ośrodek Zurbanizowany, na którym szkolą się z prowadzenia walki w mieście jednostki z całej Polski oraz wojska państw NATO. Elitarne jednostki z wielu formacji wojskowych przygotowują się tu do wyjazdu na misje, m.in. do Iraku i Afganistanu. W poligonowym „mieście” , które powstało z budynków po wysiedlonych wcześniej wsiach można zobaczyć tablice z napisami w nawet bardzo egzotycznych językach… Swojego czasu bywał tu aktor Piotr Małaszyński i na wędrzyńskim poligonie kręcono zdjęcia do filmu „Misja Afganistan”. Widziałem też żołnierzy ćwiczących na poligonie i naprawdę budzą respekt samym wyglądem.
Jako leśniczego zawsze bardzo ciekawiło mnie jak praktycznie wygląda gospodarka leśna na terenie, gdzie współgospodarzem jest wojsko. Kto najlepiej zaspokoi ciekawość leśniczego jak nie inny leśniczy? Wybrałem się zatem do Grzegorza Kota, leśniczego z Długoszynka w Nadleśnictwie Sulęcin. To „poligonowe” leśnictwo, którego tylko dwa oddziały znajdują się poza strefą militarną. Grzegorz jest moim nieco starszym kolegą z TL w Rogozińcu i opowiedział mi wiele ciekawych historii o współpracy leśników i wojska. Wybraliśmy się też razem na poligon, gdzie aby leśniczy mógł wjechać do lasu musi uzyskać zgodę komendy poligonu na korzystanie z bramy:
Opowiem Wam już niebawem jak gospodarzy w poligonowym lesie mój kolega Grzegorz w leśnictwie Długoszynek…
Leśniczy Jarek- leśniczy@erys.pl