Wilcze tropy

Dziś rano z okazji urlopu postanowiłem pojeździć konno. Wstałem więc o świcie, okulbaczyłem konia i po krótkiej rozgrzewce na placu ruszyłem w las. W pewnym miejscu, zaraz za stajnią, zobaczyłem na śniegu świeży ślad bardzo dużego psa. Ale uznałem, że odwilż „powiększyła” trop i że są to ślady mojego psa. W pewnym momencie jednak koń zaczął okazywać wyraźny niepokój i nie chciał iść dalej. Pojechaliśmy więc inną trasą.
10.01.2008

Dziś rano z okazji urlopu postanowiłem pojeździć konno. Wstałem więc o świcie, okulbaczyłem konia i po krótkiej rozgrzewce na placu ruszyłem w las. W pewnym miejscu, zaraz za stajnią, zobaczyłem na śniegu świeży ślad bardzo dużego psa. Ale uznałem, że odwilż „powiększyła” trop i że są to ślady mojego psa. W pewnym momencie jednak koń zaczął okazywać wyraźny niepokój i nie chciał iść dalej. Pojechaliśmy więc inną trasą.

Dzień, jak to na urlopie, minął szybko i dopiero późnym popołudniem przypomniałem sobie o tamtych śladach. Poszedłem trasą porannego spaceru, znalazłem miejsce, w którym ślady przechodziły przez drogę. Żadną miarą nie był to ślad mojego psa (suka była ze mną i porównałem odcisk jej łapy z innymi odciskami na śniegu) – łapa ze śladu była dużo większa, okrągława, wyraźnie odbijały się pazury. Poszedłem tym tropem. Okazało się, że nie było to tylko jedno zwierzę – w pewnym miejscu ślad rozdzielał się, a potem znów schodził – więc szły co najmniej dwa. Psy w ten sposób nie chodzą (nie „sznurują”). Szedłem tropem dalej, prowadził na łąkę i dalej na poligon.

Tym samym jestem zupełnie pewien, że w okolicy leśniczówki pojawiają się wilki. Pojawiały się pewnie zawsze, ale w tym roku zacząłem ich jakoś bardziej wypatrywać, skoro zdarza się, że widzą je robotnicy w lesie i koledzy mieszkający w innych leśniczówkach.

Zwykle zimą było sporo wałęsających się bezpańskich psów – zbijały się w stada po kilka sztuk, polowały w lesie na sarny, a myśliwi starali się je eliminować. W tym roku ani jednej psiej watahy jeszcze nie widziałem, a do biura nadleśnictwa co jakiś czas zgłaszają się ludzie, informując o tym, że ich podwórkowe psy zostały zagryzione (i zjedzone).