Wilcze ślady

Widziałem dzisiaj wilka w lesie. Samo w sobie nie jest to zdarzeniem niezwykłym – robotnicy często je widują, najczęściej bardzo wcześnie rano. Dzisiaj wołk przebiegł mi drogę przed samochodem. Lepsze to chyba zresztą niż czarny kot.
14.04.2010

Widziałem dzisiaj wilka w lesie. Samo w sobie nie jest to zdarzeniem niezwykłym – robotnicy często je widują, najczęściej bardzo wcześnie rano. Dzisiaj wołk przebiegł mi drogę przed samochodem. Lepsze to chyba zresztą niż czarny kot.

lapa_wilcza_czb.jpg

Ale wilk wiąże się z jeszcze jedną sprawą – wczoraj porozmawiałem sobie z panem, który stanął przy płocie leśniczówki i widać było, że się napawa jej widokiem. Przedstawił się z imienia i nazwiska po czym powiedział, że urodził się właśnie w tym domu. Było to niedługo po wojnie. Jego dziadek został tu karnie (!) przydzielony do pracy w ramach represji za walkę w szeregach AK. Wnuczek pamięta do dziś to miejsce jako takie „z którego było wszędzie daleko”. Inna sprawa, że jakby mieć do dyspozycji jedynie rower, konia i własne nogi, to pod tym względem nic by się nie zmieniło – wciąż jest wszędzie daleko. Pierwsze pytanie jakie mi facet zadał, to czy wciąż są tu żmije i wilki.

Żmije i owszem, bywają często. Widuję je jak wylegują się na słońcu pod krzakiem jaśminu w ogrodzie. Wilki czasami zimą słychać, tropy na śniegu też można zobaczyć, ale samą watahę czy pojedyncze sztuki - trudno. Dzisiejszy wilk pojawił się więc jakby na zamówienie w kontekście wczorajszej rozmowy.

Pan opowiadał, że jak chodził z bratem do szkoły w pobliskiej miejscowości (cztery kilometry na piechotę) to często wilki ich „odprowadzały”. Chodziły z nimi w pewnej odległości, bez zamiarów atakowania, w celu im tylko znanym, ale raczej dla towarzystwa. Gość pamiętał, też, że dziadek-leśniczy hodował tu owce, no i właśnie z tego powodu toczył z wilkami zacięty spór. To były lata pięćdziesiąte, może początek sześćdziesiątych. Wilki nie były jak dziś pod ochroną, a leśniczemu kradły owce, więc na nie zawzięcie polował. Podobno na życie dowodzącego watahą basiora nastawał przez kilka lat, zanim udało mu się zdobyć jego skórę.

Zresztą zanim to się stało basior przez trzy lata siał zgrozę w stadzie baranów, poruszając się już tylko na trzech łapach. No bo tocząca się walka zwierza i człowieka nie była na niby.