Wielosił błękitny czyli o zmianach w przyrodzie

W nadleśnictwie odbyło się niedawno szkolenie na temat różnorodności biologicznej i wykonywanych cięć pielęgnacyjnych. Na szkoleniu obecni byli przedstawiciele regionalnej dyrekcji LP oraz Biura Urządzania Lasu i Geodezji Leśnej.
29.06.2009

W nadleśnictwie odbyło się niedawno szkolenie na temat różnorodności biologicznej i wykonywanych cięć pielęgnacyjnych. Na szkoleniu obecni byli przedstawiciele regionalnej dyrekcji LP oraz Biura Urządzania Lasu i Geodezji Leśnej.

Tak się złożyło, że całe szkolenie odbywało się w moim leśnictwie. Temat szkolenia był omawiany na czterech powierzchniach przykładowych które różniły się między sobą siedliskami, wiekiem drzewostanu, składem gatunkowym oraz innymi elementami taksacyjnymi.

Na szkoleniu obecne były grupy leśników z których każda patrzy na las innymi oczami – co innego na tej samej powierzchni widzi leśniczy, co innego „urządzeniowiec” a jeszcze co innego specjalista pracujący w dyrekcji. Było to ciekawe doświadczenie, bo dyskusje jakie toczyliśmy na poszczególnych powierzchniach były bardzo merytoryczne i na serio wartościowe.

Szczególnie utkwiła mi w pamięci jedna powierzchnia. Dwa lata temu wykonałem tam rębnię polegającą na stworzeniu kilkunastoarowych luk gdzie pod osłoną drzewostanu posadziłem dąb. Zebrane „konsylium” miało ustalić jak prowadzić dalej w tym terenie cięcia aby odnowić stopniowo obumierający z powodu wieku (ok. 100 lat) olchowy drzewostan. Tam właśnie kolega z Biura Urządzania Lasu, specjalista od botaniki, pokazał mi bardzo rzadką roślinę (chronioną) na którą wcześniej nie zwróciłem jakoś uwagi.

Ta roślina to wielosił błękitny, roślina z tzw. Czerwonej Księgi (gatunki zagrożone wyginięciem). Na Mazurach jednak wciąż dość popularna. Najbardziej zdziwiła mnie rzecz jedna – wielosił bujnie rozwinął się w miejscu, gdzie po pierwsze wycięto zrąb, po drugie pozostałości pozrębowe zostały rozdrobnione specjalną maszyną, a po trzecie przygotowano glebę poprzez orkę. Czyli cały teren dokładnie zmieniono. I nagle właśnie na takim sztucznie utworzonym przez człowieka stanowisku pojawił się gatunek, który ledwo zipał. Dopiero dostarczenie mu dużej ilości światła i przestrzeni spowodowało że pojawiły się warunki dla niego optymalne.

Pojawia się więc pytanie, czy chronienie czegoś zarzucając działania gospodarcze nie jest przypadkiem robieniem przyrodzie niedźwiedziej przysługi? Być może właśnie zmiany jakich dokonujemy (oczywiście w trakcie gospodarki leśnej, a nie np. w postaci zatruwania wody czy innych działań szkodliwych dla środowiska) są impulsem niezbędnym w przyrodzie dla pojawiania się tych czy innych gatunków. Jeżeli będziemy się upierać przy ochronie jakiegoś obszaru poprzez całkowitą nieingerencję może się okazać, że właśnie bez niej zmieni się on nie do poznania, a wszystkie organizmy które chcieliśmy tam chronić znajdą sobie inne miejsce, takie jak mój zrąb, które dostarczy im to, czego potrzebują.