W Tłusty Czwartek zapachniało pączkami i wiosną
Pamiętacie staropolskie przysłowie, które mówi: „Powiedział Bartek, że dziś tłusty czwartek, a Bartkowa uwierzyła, dobrych pączków nasmażyła”. Leśniczyna Reginka już wczoraj nasmażyła pysznych pączków z węgierkowymi powidłami, to jak nie wierzyć w siłę tradycji? Do tego o takim smaku?
Tłusty czwartek rozpoczyna ostatni tydzień karnawału i wedle polskiej tradycji, w tym dniu dozwolone, a wręcz nakazane jest objadanie się. Zapomnijmy choć na jeden dzień o liczeniu kalorii, a domowe pączki z pewnością nie zaszkodzą, nawet w słusznej ilości. Co więcej istnieje od dawna przekonanie, że jeśli ktoś w tłusty czwartek nie zje ani jednego pączka – w dalszym życiu nie będzie mu się wiodło. Po co ryzykować? Zobaczcie dzieło mojej Reginki, prawda, że to pyszny widok?
Innym czwartkowym smakołykiem są chrusty lub faworki. Oto przepis na moje ulubione chrusty serwowane czasem, nie tylko w dzisiejsze święto przez moją Renię. Pochodzi on od jej babci i mamy. To kruchy, delikatny i pyszny dodatek do zimowej kawy lub herbaty z pigwą czy maliną.
Leśniczyna Renia dyktuje zatem przepis dla Was:
„Składniki na chrusty:
500 g mąki pszennej
5 żółtek (z raczej niedużych jaj)
6 łyżek gęstej śmietany 18%
1 łyżka masła
1 łyżeczka cukru pudru
szczypta soli
1 łyżka spirytusu lub octu
1 litr oleju rzepakowego
cukier puder do posypania
Wykonanie:
Na stolnicę lub do miski przesiewamy mąkę, dodajemy żółtka, śmietanę, łyżkę masła, cukier puder, sól i ocet, zagniatamy na jednolite ciasto. Formujemy kulę, przykrywamy folią spożywczą, odstawiamy na ok. 50 min. Chodzi o to, aby ciasto zmiękło i było bardziej elastyczne (podobne do ciasta na pierogi). Następnie ciasto wykładamy na delikatnie oprószoną mąką stolnicę i rozpoczynamy wałkowanie. Wałkujemy ciasto, składamy i ponownie wałkujemy, powtarzając czynności kilkakrotnie. Robimy to po to, aby napowietrzyć ciasto, dzięki temu w trakcie smażenia na powierzchni chrustów pojawią się pęcherzyki i staną się one pysznie chrupiące i delikatne. Niektóre gospodynie osiągają ten efekt poprzez uderzanie ciasta z każdej strony wałkiem. Najlepiej połączyć obie techniki i przez 10 minut wałkować i składać ciasto, a następnie okładać je wałkiem przez kolejne 5 minut. Wymaga to trochę wysiłku, ale dzięki temu chrusty wychodzą idealne. Drugą tajemnicą udanych domowych chruścików jest bardzo cienkie rozwałkowanie ciasta. Aby ułatwić sobie pracę odrywamy ciasto małymi porcjami i rozwałkowujemy je cienko do uzyskania odpowiedniej grubości, a raczej cienkości. Rozwałkowane ciasto tniemy na pasy, w środku robimy nacięcie i przewlekamy przez nie koniec ciasta, nadając faworkom charakterystyczny kształt.
Olej rozgrzewamy długo i mocno, na małym płomieniu i ostrożnie wrzucamy przygotowane faworki. Aby zbytnio nie obniżyć temperatury tłuszczu smażymy je niewielkimi porcjami po 4-5 sztuk, z obu stron na złoty kolor. Układamy je na ręczniku papierowym, odsączając nadmiar tłuszczu, przestudzone posypujemy według gustu, obficie lub mniej cukrem pudrem.
Gorąco polecam ten prosty przepis i życzę dobrej zabawy przy smażeniu i chrupaniu. Wspólne, rodzinne lub towarzyskie pieczenie chrustów może być także świetną zabawą na np. karnawałowy wieczór”
Mam nadzieję, że skorzystacie z przepisu Reginki, a nazajutrz koniecznie na spacer, aby spalić jednak nieco kalorii no i przywitać wiosnę!
Wszystko wskazuje, że wiosna wkracza już na pola i do lasu, przynajmniej w naszych, lubuskich okolicach. Na polach zielono i brykają po nich sarny, które nie muszą odkopywać oziminy spod śniegu:
Przebiśniegi też nie muszą przebijać się spod śniegu i kwitną już w najlepsze:
Krokusy już także zazieleniły się i pędzą w górę. Gdy wracałem dziś z lasu i fotografowałem kwiaty na trawniku przed leśniczówką w kadr co chwilę właził mi któryś z kotów:
Tu obok przebiśniegów pozuje akurat Blondynka, która otrzymała takie imię z racji koloru bardzo mięciutkiej sierści. Pisałem już o tym kociaku wcześniej, gdy ktoś go nam podrzucił pod leśniczówkę mokrego, jesiennego popołudnia. Zaopiekowaliśmy się nim i teraz oba z Grubym chodzą i pomiałkują do siebie bo choć to jeszcze nie marzec, to koty już się marcują.
Na jeziorze obok leśniczówki łyski i kaczki robią wielki rwetes. Czasem z powodu bielika, który często tu zagląda ale dziś wyglądało to bardziej na matrymonialny zamęt. Kaczory wyraźnie umizgują się do kaczek
Przeganiają się nawzajem, czyszczą nieustannie pióra i krążą wokół kaczek, których jest wyraźnie mniej niż kaczorków. Czasem tak się rozpalają, że muszą sobie chłodzić głowę
Dzisiejszego dnia wokół pachniało wiosennie i słońce pięknie świeciło po porannym przymrozku. Dziś jednak, oprócz pączków i chrustów zobaczyłem też inny, bardzo miły obrazek. To para żurawi pojawiła się na podmokłej łące koło tzw. „Kochówki”, czyli siedziby rodziny Kochów:
Co roku na tym zabagnionym pastwisku okolonym olchami pojawia się para żurawi. Dziś, jakby to była pełnia wiosny, szare ptaki spacerowały sobie po łące:
Kilka razy widziałem przelatujące żurawie ale ta dwójka to nie zbłąkani wędrowcy, lecz wyraźnie para, która wróciła do swojego miejsca lęgowego. Bardzo ucieszył mnie ten widok, bo żurawie to fantastyczne ptaki. Samiec w pewnym momencie zaczął biegać wokół samicy, rozkładać skrzydła i stroszyć pióra.
Wyglądało to jak próba generalna przed tokami, a wtedy, zwykle wiosennym świtem, możemy obserwować piękny, baletowy spektakl. Nie wiem jak w innych regionach kraju, ale w okolicach lubuskiego Pszczewa dziś zapachniało nie tylko pączkami, ale prawdziwą wiosną.
Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl