Tropy na szynach

Pomimo tego, że dziś na termometrze przy leśniczówce zobaczyłem temperaturę plus 10 stopni i od rana gęsto pada deszcz, mamy czas zimy i powoli ogarnia nas świąteczny nastrój. Słychać melodie kolęd, wiele domów zostało już świątecznie przystrojonych i coraz częściej ludzie pytają o choinki. Przecież za dwa tygodnie Wigilia… Choć coraz bardziej odzwyczajamy się od nucenia piosenki „Białe święta” ( to młodsze roczniki) lub Skaldów „Z kopyta kulig rwie” (to ci, co pamiętają więcej).
11.12.2016

Pomimo tego, że dziś na termometrze przy leśniczówce zobaczyłem temperaturę plus 10 stopni i od rana gęsto pada deszcz, mamy czas zimy i powoli ogarnia nas świąteczny nastrój. Słychać melodie kolęd, wiele domów zostało już świątecznie przystrojonych i coraz częściej ludzie pytają o choinki. Przecież za dwa tygodnie Wigilia… Choć coraz bardziej odzwyczajamy się od nucenia piosenki „Białe święta” ( to młodsze roczniki) lub Skaldów „Z kopyta kulig rwie” (to ci, co pamiętają więcej).

Niezależnie od pogody jest jednak zima i niebawem będą najpiękniejsze polskie święta Bożego Narodzenia. Chętnie wspominam przedświąteczny czas mojego dzieciństwa. Zwykle na dwa tygodnie przed świętami budowałem podsypy dla kuropatw, które przychodziły przez śnieżne zaspy pod same okna mojego domu rodzinnego w Brójcach. Pomagałem w ten sposób im, a przy okazji innym ptakom, przetrwać srogą zimę. No ale pewnie dziś niewiele osób pamięta co to podsyp…

12985.jpg

 

 

Podsyp, inaczej posyp, daszek lub plewisko -  to miejsce wykładania karmy dla  kuropatw i bażantów, przykryte konstrukcją w formie jedno lub dwuspadowego daszku. Wysypywało się tam poślad, czyli zboże gorszej jakości, z którego oddzielono wcześniej lepsze, dorodniejsze ziarna. Czasem poślad mieszałem z plewami i innymi nasionami. Wysypywałem go pod daszkiem, aby kuropatwy nie tylko pojadły, ale też ogrzały sobie łapki na warstwie plew. Obserwowałem je potem przez kuchenne okno. Bo zimy były srogie: mroźne i białe od śniegu, który zalegał miesiącami. Wtedy moim ulubionym zajęciem było tropienie na świeżym śniegu zwanym ponową.

 

Oglądałem na nim tropy- czyli odbicie ptasich i zwierzęcych kończyn oraz ślady- czyli dowody bytności i żerowania zwierząt. Ze śladów można odczytać biologię i obyczaje zwierząt, odtworzyć ich zachowanie i zwyczaje podyktowane codzienną walką o byt oraz przetrwanie gatunku. Moje dzieciństwo to ciągła praktyczna nauka biologii. Szedłem przykładowo po tropach kuropatw, które wracały spod mojego podsypu w krzaki porastające dawny cmentarz ewangelicki i czytałem z nich ich przygody. Ostra krecha na śniegu świadczyła o ataku jastrzębia, a sznurek lisich tropów

12992.jpg

 

 i mocne odbicie łapek kuropatwy wskazywały na konieczność porzucenia pieszej wędrówki i rejteradę na skrzydłach przed atakiem rudzielca.

12988.jpg

Często po sznurku lisich łapek szedłem nawet kilka kilometrów, aby poznać lokalizację nory ostrożnego mykity. W jej otoczeniu znajdowałem ślady, które obrazowały menu lisa i jego indywidualne upodobania. Wracałem tam potem latem, aby obserwować małe liski przy norze. Podglądanie ich treningów przed norą to świetna zabawa, choć dla zwierząt to niezbędne zajęcia, przygotowujące je do samodzielnego życia.

 

 

Chętnie tropiłem też kuny, które tylko czasem schodzą na ziemię, zostawiając bardzo charakterystyczny trop, nazywany czasem ośladą

12997.jpg

 

Kuny i inne łasicowate zostawiają trop, który można obrazowo nazwać „dwie dziurki, dwie dziurki”. Podobny trop zostawiają myszy, ale tam często dziurkom towarzyszy kreska ogona. Czytanie tropów i śladów to fantastyczna nauka przyrody. Jeśli poświęci się jej sporo czasu, nabiera się doświadczenia, które powoduje, że na podstawie złamanej gałązki, pozostawionych resztek pożywienia, odcisków łap, odchodów czy wypluwek poznajemy sekretne życie zwierząt. Budujemy w ten sposób własną, praktyczną wiedzę o świecie zwierząt. Przecież prowadzą one najczęściej skryty, nocny tryb życia. Spora jego część odbywa się w gąszczu drzew i krzewów.  Umiejętność czytania śladów i tropów powoduje, że możemy łatwo rozpoznać jakie zwierzęta zamieszkują okoliczne lasy, ale też odwiedzają w nocy otoczenie naszego domu i ogrodu. To umiejętność porównywalna do rozpoznawania ptasich głosów. Warto się uczyć zarówno rozpoznawania głosów, jak i tropienia od innych, doświadczonych obserwatorów przyrody, bo to dość trudna sztuka, ale dająca wiele satysfakcji.

 

No cóż, od czegoś należy zacząć, a przecież dość łatwo jest tropić na mokrym piasku pośród gruntowych dróg i pól

12986.jpg

 

lub na świeżym śniegu ponowy

12987.jpg

 

 Ale czy można tropić zwierzęta np. na pozbawionych śniegu asfaltowych drogach lub na torach  kolejowych?

12989.jpg

 

Wydaje się to mało realne, ale pewnie, że można!

 

Sprawdzałem w czwartek wykonanie czyszczeń i trzebieży w okolicach linii kolejowej przecinającej moje leśnictwo. Zabrałem ze sobą aparat fotograficzny, bo już nieraz na torach spotykałem niecodzienne widoki. Kiedyś dokładnie w samo południe przedefilowały mi przez ten tor trzy borsuki, które przecież prowadzą zdecydowanie nocny tryb życia

12990.jpg

 

Spotykałem tam dziki, lisy, wiewiórki, daniele i … złomiarzy, którzy próbowali kraść nakrętki z wielkich śrub na torowisku lub krzyże Św. Andrzeja.

 

W czwartkowy poranek na torach oraz wokół nich panowała cisza i spokój. Popiskiwały tylko cicho sikory, nawoływało się stado raniuszków i kilka razy wrzasnęła ostrzegawczo sójka. Nic ciekawego. Sprawdziłem wykonanie zabiegów i przy okazji skontrolowałem stan sanitarny lasu. Zapisałem sobie spore gniazdo posuszu w oddziale 70 i wracałem do samochodu, który zostawiłem ponad kilometr dalej.

Ale gdy fotografowałem tory kolejowe moją uwagę przykuł widok jednej szyny. Gdy spojrzałem na nią pod odpowiednim kątem, moim oczom ukazał się jakby ciąg chińskich znaków. Co to takiego? Przyjrzałem się dokładniej i ujrzałem sznurek tropów odbitych na wilgotnej od rosy metalowej powierzchni.

12993.jpg

Gdy podszedłem bliżej, światło odbijające się od metalu uniemożliwiło obserwację tropów. Zbliżyłem je sobie zatem poprzez zoom aparatu

12996.jpg

 

Oglądałem chwilę te tropy przez obiektyw aparatu, bo „na żywo” praktycznie były niewidoczne. Zwierzę maszerowało tą samą szyną dość długi odcinek, tam i z powrotem. Druga szyna była pozbawiona tropów. Trop był niezbyt niewyraźny i rozmazany. Trudno jednoznacznie i z całą pewnością określić, kto o poranku spacerował sobie po szynie pokrytej rosą. Brak odciśniętych pazurów wskazywałby na domowego kota, choć trop był w mojej ocenie raczej większy niż koci. No i było to daleko od najbliższej wsi. Podobny trop zostawia jenot, lis i szop pracz, choć zwykle odciskają pazury. No ale czemu zwierzak spacerował po szynie kolejowej? Tropy lisa są nieco inne. Jenoty o tej porze zapadają w sen, choć przy tak wysokich temperaturach bywają aktywne. Mogła to być także wydra zmierzająca do rzeczki Obry, która malowniczo wije się w pobliżu.

Coraz częściej widuję w mojej okolicy szopy pracze. Czasem znajduję je potrącone przy drodze

12995.jpg

 

Może zatem to szop pracz spacerował sobie z gracją baletnicy kolejową szyną? Może ruszył na spotkanie z lokomotywa jak to zrobił swojego czasu Sted- Stachura? Niech zostanie to zagadką…

Mam nadzieję, że ta przygoda i nierozwiązana zagadka będzie zachętą i inspiracją dla wszystkich tropicieli, aby pomimo braku śnieżnego puchu nawet na kolejowych szynach szukali zapisów życia lasu.

 

 

 

Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl