Szukamy kamieni i butelek

Gdy ktoś szuka kamieni i butelek to może się to kojarzyć z jakąś demonstracją lub zamieszkami ulicznymi. Spokojnie, nie mam zamiaru rwać płyt chodnikowych ani nikogo obrzucać kamieniami czy butelkami. Sprawa dotyczy leśnej geodezji: granic, map i znaków w terenie i tam właśnie występują kamienie oraz butelki. Kamienie graniczne- rozgraniczające granice własności pomiędzy lasem, którym zarządza leśniczy, a innym, np. prywatnym gruntem to niejednokrotnie źródło kłopotów różnego kalibru. Wielu leśniczych traci dużo czasu na poznanie i ochronę granic państwowych lasów, ale jest to jeden z ich podstawowych obowiązków.
23.07.2011

Gdy ktoś szuka kamieni i butelek to może się to kojarzyć z jakąś demonstracją lub zamieszkami ulicznymi. Spokojnie, nie mam zamiaru rwać płyt chodnikowych ani nikogo obrzucać kamieniami czy butelkami. Sprawa dotyczy leśnej geodezji: granic, map i znaków w terenie i tam właśnie występują kamienie oraz butelki. Kamienie graniczne- rozgraniczające granice własności pomiędzy lasem, którym zarządza leśniczy, a innym, np. prywatnym gruntem to niejednokrotnie źródło kłopotów różnego kalibru. Wielu leśniczych traci dużo czasu na poznanie i ochronę granic państwowych lasów, ale jest to jeden z ich podstawowych obowiązków.

Dziś w czasach GPS, map numerycznych i palmtopów wszystko wydaje się proste i mało kłopotliwe. Zapewniam Was, że to tylko pozory. Granice powinny być jednoznaczne i precyzyjne, stąd muszą być w różny sposób oznakowane w terenie i odpowiednimi symbolami oznaczone na mapach. W terenie są one oznakowane najczęściej kamieniami granicznymi- kiedyś głównie granitowymi, z wyciętym krzyżem, dziś są one najczęściej betonowe.

a595.jpg

 Niektóre z kamieni mają namalowany numer, który jest także na dokładnych leśnych mapach. Geodeci odtwarzający granice także go odszukali i na roboczo oznaczyli na drzewie farbą , która jednak niebawem zniknie:

a592.jpg

 Kiedyś stosowano także kopczyki graniczne z ziemi i wyorywano wzdłuż granicy bruzdy. Stosuje  się także paliki drewniane, ale są one bardzo nietrwałe. Pod palikiem czy kamieniem znajduje się „świadek”. Najczęściej jest to butelka, czasem ceramiczna rurka drenarska lub nawet cegła z wyciętym krzyżem. Butelkę umieszcza się pionowo, szyjką do dołu, a cegłę krzyżem do góry.  Osadza się "świadka" na takiej głębokości, aby podczas uprawy gleby pozostał nienaruszony. Znak podziemny służy głównie geodecie, odtwarzającemu granice za pomocą specjalistycznych urządzeń mierniczych.

 Bardzo często znaki graniczne, świadomie, a najczęściej nieświadomie, są niszczone. Paliki przetrwają nieraz kilka dni, bo może przydadzą się komuś do pomidorów w ogródku, a kamienie są niszczone najczęściej podczas prac polowych czy leśnych. Pola uprawiają wielkie ciągniki z agregatami, zrywkę drewna wykonują także potężne maszyny, z których trudno nawet dostrzec kamień z krzyżykiem. Dlatego co jakiś czas trzeba odnawiać granice i na bieżąco monitorować ich stan.

Dawniej granice własności prawie nie miały znaczenia: lasy były państwowe, pola państwowe oraz drogi, linie kolejowe itd. Dziś prawo własności nabrało innego wymiaru i granice są bardzo ważne. Tutaj, na dawnych Ziemiach Odzyskanych, po zakończonej II wojnie światowej nadawano ludziom ziemię, tworzono także PGR (Państwowe Gospodarstwa Rolne) i rolnicze spółdzielnie produkcyjne. Ziemię rozmierzano „kraczkami”. To drewniane urządzenie przypominające cyrkiel, zwykle o szerokości1 m, którym rozmierzano pola i potem wkopywano drewniane pale lub kamienie. Drewnianych „kraczek” używano także kiedyś w leśnictwie do pomiarów długości drewna przy odbiórcę. Gdy zaczynałem swoja przygodę z lasem woziłem własnoręcznie skonstruowaną kraczkę przywiązaną do roweru.

Pola wtedy mierzono na morgi lub ary, a dziś obowiązują metry kwadratowe. "Kraczki" zastąpiły elektroniczne urządzenia. Stąd jest czasem wiele nieścisłości i sporów. Mapy i dokumenty także nie były idealnie sporządzone. Sukcesywnie i systematycznie trzeba wznawiać granice i porządkować nieścisłości. Wiele problemów można rozwiązać samodzielnie, bo leśnicy w szkołach leśnych uczą się miernictwa, geodezji i kartografii ale nieraz trzeba skorzystać z pomocy geodety.

Ostatnio kilka razy wspólnie z panem geodetą Mirkiem, jego pracownikami i kolegą Zbyszkiem z mojego nadleśnictwa, który odpowiada za stan posiadania „rozpracowywaliśmy” zawiłości leśnych granic.

a591.jpg

Geodeci nieraz musieli się solidnie napracować, bo po kamieniach, a często nawet po butelkach ani śladu… A to co proste na mapie, w lesie wygląda inaczej.  W środę umówiliśmy się na odbiór prac. Pan Mirek i jego współpracownicy odtwarzali granice wielu małych fragmentów lasu, małych "wysp"  porozrzucanych pośród dawnych łąk „popegerowskich”, które w większości zostały niedawno zalesione. Brodziliśmy miejscami po szyję w pokrzywach i trawach.

a596.jpg

 Skakaliśmy przez rowy i forsowaliśmy trzcinowiska. Od kamienia do kamienia. Zaznaczałem je na swojej mapie i fotografowałem, bo czasami już za kilka dni zostaną schowane pod pokosem trawy lub zboża. Na okazanie granic geodeta zaprasza także sąsiadów- rolników, ale zwykle nie pojawiają się. Mierniczowie odtworzyli także granice dojazdów do tych leśnych wysp.

 Z racji podmokłego terenu trzeba będzie je utwardzić i wybudować przepusty. Zrobiliśmy tego dnia wiele kilometrów obchodząc odnowione granice. Było bardzo parno i strasznie cięły muchy, bąki i inne „gryzonie”. Pomimo, ze jestem przyzwyczajony do leśnych insektów wróciłem do leśniczówki cały w czerwonych bąblach. Warto było jednak, bo kolejna część spornych granic została wyjaśniona. Ustaliliśmy granice luk przy drzewostanach, które zdążyłem jeszcze włączyć do planów na przyszły rok i niebawem będzie tam las:

a593.jpg

 Teraz muszę dogadać się też z rolnikami, którzy tu i tam „wcięli się” w państwowy las. I to trochę więcej niż pamiętne z „Samych swoich” Pawlakowe „trzy palce”. Przyda się umiejętność negocjacji i znajomość sposobów komunikacji społecznej, bo czasami trudno rolnika przekonać, że trzeba inaczej zaorać pole. Leśniczy to zwykle specjalista od spraw trudnych, to jakoś dam radę... W tej „zatoce” po lewej stronie fotografii obsiewanej dotąd zbożem też niebawem będzie las:

a594.jpg

 

Krótko po powrocie z poszukiwań kamieni i butelek zachmurzyło się i zaczął padać deszcz. Praktycznie nieprzerwanie padało ponad 3 dni, aż do dziś. Wykorzystałem ten czas na dokończenie i kompletne „zapięcie” planów gospodarczych na 2012 rok. Wklepałem do rejestratora leśniczego ponad 150 pozycji planów, a po wydruku wyszła z tego licząca kilkadziesiąt stron książka. Ufff...Chyba jednak lepiej wystawiać plecy na pastwę much.

Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl