Szanujmy ręce leśniczego

Pogoda wciąż płata figle. Ostatnie dwa dni z powodu silnych wiatrów mrugała do nas złośliwie wciąż gasnącymi żarówkami, a co gorsza przyczyniła się do dwudniowej przerwy w kontakcie z globalną siecią. Psotna, kapryśna jesień uczy ludzi pokory wobec przyrody. Dzisiejsza noc i poranek stały się zwiastunem nieuchronnie zbliżającej się zimy. Trawa posrebrzona przymrozkiem chrzęściła pod nogami, a lodowaty, przenikliwy wiatr przypomniał, że nie wypada już wychodzić z domu bez czapki. Spadło wiele kolorowych liści z drzew, ale przecież dawno tak nie było, aby w drugiej połowie listopada klony czy brzozy stały wystrojone w barwne liście. Naturalnie odnoszę się do drzew z zachodniej Polski, bo wiem od zaprzyjaźnionego gazdy Staszka, że w Tatrach od dawna „kurzy” i mrozi na biało…
19.11.2017

Pogoda wciąż płata figle. Ostatnie dwa dni z powodu silnych wiatrów mrugała do nas złośliwie wciąż gasnącymi żarówkami, a co gorsza przyczyniła się do dwudniowej przerwy w kontakcie z globalną siecią. Psotna, kapryśna jesień uczy ludzi pokory wobec przyrody. Dzisiejsza noc i poranek stały się zwiastunem nieuchronnie zbliżającej się zimy. Trawa posrebrzona przymrozkiem chrzęściła pod nogami, a lodowaty, przenikliwy wiatr przypomniał, że nie wypada już wychodzić z domu bez czapki. Spadło wiele kolorowych liści z drzew, ale przecież dawno tak nie było, aby w drugiej połowie listopada klony czy brzozy stały wystrojone w barwne liście. Naturalnie odnoszę się do drzew z zachodniej Polski, bo wiem od zaprzyjaźnionego gazdy Staszka, że w Tatrach od dawna „kurzy” i mrozi na biało…

U nas, jak dla mnie, wystarczy piękne, naturalne srebro zamiast bieli

13650.jpg

Ale to nie z powodu zbliżającej się zimy i coraz chłodniejszych dni zachęcam w tytule wpisu do szanowania rąk leśniczego. Nie chodzi tu też o rękawiczki i krem ochronny na dłonie leśniczego. Rękami leśniczego nazywamy bowiem pracowników leśnych, którzy wykonują wszelkie prace zlecone przez leśniczego. Dziwne?

Leśniczowie, szczególnie gdy od wielu lat gospodarzą w jednym leśnictwie, co jest na szczęście wciąż jeszcze dość powszechnym zjawiskiem, mawiają tak: „ mój las”, „moje młodniki”, „ moja leśniczówka” itd. Czasem niektórzy ludzie irytują się na takie dictum człowiek ubranego na zielono i ,bywa, z nutą złośliwości usiłują wyprowadzić leśnika z błędu, przypominając mu, że lasy są państwowe, czyli wspólne. Słyszymy czasem: „zawłaszczacie dla siebie państwowe lasy, tylko tam tniecie na potęgę i wydaje się wam, że wszystkie rozumy zjedliście i że to wszystko wasze”. Tniemy, oczywiście, że tniemy, ale polskie lasy, wbrew malkontentom i sceptykom są coraz piękniejsze oraz zasobniejsze w bogactwa przyrodnicze i drewno. To dzięki leśnikom, ale także pracownikom leśnym, którzy są wykonawcami wszelkich prac w lesie. „Zulowcy”, czyli właściciele i pracownicy zakładów usług leśnych, zewnętrznych firm współpracujących z nadleśnictwami, są skryci cieniu leśników, ale stanowią ważne ogniwo w zarządzaniu polskimi lasami.

13651.jpg

My, polscy leśnicy, zarządzamy lasami gospodarczymi, realizując politykę leśną państwa w ramach istniejących już od blisko 100 lat Lasów Państwowych. Dbamy o przyrodę, nie roniąc z niej żadnego gatunku, realizujemy całą gamę zadań wynikających z troski o trwałość lasu i realizację jego rozmaitych funkcji. Wycinamy też drzewa realizując potrzebne lasom zabiegi, wynikające z 10-letnich planów gospodarczych, zatwierdzanych podpisem ministra środowiska. Pozyskujemy z tych wyciętych drzew na zakładanych zrębach, ale także podczas wykonywanych cięć pielęgnacyjnych potrzebne wszystkim drewno, które sprzedawane pozwala nam samodzielnie finansować podstawowa działalność i wspierać rozmaite inicjatywy przyrodnicze, społeczne, turystyczne, kulturalne, historyczne. Leśnicy wykonują w lesie rozmaite zabiegi gospodarcze i mówią wtedy: „posadziłem, zrobiłem czyszczenie, przygotowałem glebę, ogrodziłem, pielęgnowałem itd.”

Czy to znaczy, że leśniczy własnymi rękami sadzi, kosi, wycina? Oczywiście nie, bo skoro na terenie przeciętnego leśnictwa rocznie wykonuje się po kilkadziesiąt hektarów czyszczeń, zakładania i pielęgnowania upraw, czasem 100 a nawet blisko 200 ha trzebieży to potrzeba leśniczemu innych sprawnych i wprawnych rąk do wykonania tak wielu zadań.

Dlatego rękami leśniczego nazywamy pracowników zakładów usług leśnych, którzy wykonują wszelkie prace w oparciu o podpisane umowy i zlecenia wystawione przez leśniczego. Są to drwale, zrywkarze, operatorzy maszyn i pilarek, ludzie pracujący siekierami, motykami, łopatami. Wykonują w lesie wszelkie prace z zakresu pozyskania i zrywki drewna, hodowli, ochrony, zagospodarowania turystycznego, ochrony przeciwpożarowej i innych działów gospodarki leśnej. Są świetnymi fachowcami od wszystkiego: ścinają drzewa, wyorują bruzdy pod nowe pokolenie lasu, wieszają budki lęgowe, budują ogrodzenia, sprzątają lasy i pobocza dróg ze śmieci. Czasem uczestniczą w skomplikowanych zabiegach ratujących lasy przed nadmiarem jakiegoś patogenicznego grzyba lub owada, dogaszają pożary, remontują i budują ogrodzenia lub obiekty turystyczne i pomagają leśnikom przy różnych akcjach, np.  inwentaryzowania zwierzyny. To właśnie oni czasem mruczą coś pod nosem, jak słyszą, że leśniczy przechwala się i mówi: „zrobiłem, wykosiłem, zaorałem, posprzątałem…”  Słuch mam dobry i czasem z tego „zulowskiego” mruczenia  wyłowię: „Tak, zrobiłeś… Moimi rękami, piłą i łopatą!”

Ma w zasadzie rację. Ale każdy z nas ma swoje obowiązki. Jedziemy przecież, jak to się fajnie mówi, „na jednym wózku”. Do każdej pracy, także do kierowania wózkiem jest potrzebny komplet:  głowa i ręce. Leśniczy jest głową, a pracownik leśny - rękami. Głowa, choćby o najtęższym umyśle nic nie zdziała przy realizacji konkretnych prac bez rąk.  Dlatego należy uczciwie powiedzieć, że pracownicy leśni to są właśnie ręce leśniczego, które należy bardzo szanować.

13652.jpg

 O pracownikach leśnych mówi się bardzo mało. Nie pokazuje się ich w telewizji, nie pisze o nich w gazetach. Trudno ich spotkać w lesie, bo pracują często bardzo wcześnie rano, czasem też popołudniami, a zwykle dostępu do nich broni  żółta tablica zakazująca wstępu w ten zakątek lasu

13653.jpg

W zasadzie nie ma nawet jednoznacznej i rozpoznawalnej nazwy tego zawodu. Pracownik leśny, zulowiec, czyli pracownik zakładu usług leśnych, pilarz, ale przecież pilarz za chwilę łapie inne narzędzie i okrzesuje, ustawia stosy, kopie łopatą, wierci świdrem glebowym, zakłada osłonki, wiesza budki dla ptaków i schrony dla nietoperzy. Drwal- raczej kojarzy się każdemu z siłaczem dźwigającym wielką siekierę. Ale drwal to także człowiek wykonujący precyzyjne cięcia pilarką, a także operator harwestera, który ścina drzewa operując manipulatorem w najeżonej skomplikowaną elektroniką kabinie. Kto z ludzi niezwiązanych zawodowo z lasem wie kto to jest zrywkarz? Co to znaczy wykonywanie pielęgnowania upraw czy czyszczeń wczesnych lub późnych?

Trzeba wymyślić nazwę dla tych „rąk leśniczego” ,stworzyć system edukacji pracowników leśnych i sieć szkół, dobre zasady programowe do nauczania tego potrzebnego zawodu. Jest to według mnie z całą pewnością  zawód potrzebny i  są to to ręce cenne i ważne nie tylko dla leśniczego. Przecież lasów mamy na szczęście  coraz więcej. Pracownicy leśni są  potrzebni także  w lasach parków narodowych, komunalnych i prywatnych. Pracownicy z takimi umiejętnościami są potrzebni  także w ogrodach, parkach, zadrzewieniach.

 Ale wykwalifikowanych pracowników leśnych dziś praktycznie nie ma. Coraz częściej pojawiają się też w lasach sezonowi pracownicy zza granicy naszego kraju, wiadomo, że nie zza zachodniej. Albo tacy, dla których praca w lesie to jedyna możliwość, bo nie mają żadnego zawodu, żadnych kwalifikacji. Czasem tak bywa, że gdy komuś coś w życiu się nie uda, lub nie znajdzie nigdzie innej pracy- idzie do lasu. Szybki kurs operatora pilarki, badania lekarskie i do ZUL-a. Ale ani przedsiębiorcy leśnemu, ani leśnikom nie chodzi tu o ludzi przypadkowych, na chwilę. Potrzebujemy wykwalifikowanych, odpowiedzialnych ludzi, którzy potrafią i chcą z pasją zajmować się leśnym rzemiosłem, które do łatwych nie należy.13654.jpg

 

 Ręce do prac leśnych stają się bardzo potrzebne, wręcz niezbędne w przedsiębiorczości leśnej i sferze usług związanych z wykonawstwem prac leśnych. Od początku lat 90 XX wieku, kiedy to Lasy Państwowe zaczęły prywatyzować całą sferę robotników leśnych jakby zapomniano o szkolnictwie zawodowym. Pierwsze Zakłady Usług Leśnych zakładali, najczęściej jednoosobowo lub w malutkich grupach dawni pracownicy fizyczni LP. Byli wyszkoleni, z kwalifikacjami i wysokimi umiejętnościami. Często pomagali im w pracy synowie, kuzynowie i szwagrowie, działali wspólnie na zasadzie firm rodzinnych. Założyciele ZUL-i to dziś leśni weterani. Ciężka praca fizyczna zniszczyła im zdrowie i zabrała siły. Pracują przecież bardzo ciężko i w trudnych, niebezpiecznych warunkach. Ulegają wypadkom, doznają kontuzji i obrażeń, gryzą ich kleszcze, komary, meszki i szerszenie. Pracują „w otwartym zakładzie”, także otwartym na deszcze, śniegi, upały i mrozy. Pracowałem kilka lat jako podleśniczy, potem kierowałem „brygadą pozyskaniową”, złożoną z drwali oraz zrywkarzy i dobrze poznałem tych ludzi. Jako leśniczy poznałem właścicieli i pracowników kilkunastu zakładów usług leśnych. Wielu z nich, choć nie mieli matur i dyplomów to bardzo mądrzy i inteligentni ludzie lasu. Czas robi jednak swoje i zdecydowana większość z tych jeszcze wykształconych przez Lasy Państwowe zulowców jest już  „stypendystami ZUS”. 

13655.jpg

Powstaje trudna do wypełnienia pustka i zaczyna brakować leśnikom rąk. Młodzi, którzy popróbowali tej leśnej pracy najczęściej uciekli w „inne profesje”, często wyjechali za granicę albo pokończyli szkoły wyższe. Choć czasem są jeszcze małe firmy leśne, złożone np. z ojca i syna. Znakomicie  sobie radzą z wszystkimi leśnymi pracami np. Darek z synem Adrianem z Policka. Darek jest m.in. świetnym specjalistą od czyszczeń młodników

13656.jpg

 

Potrafi umiejętnie przekazać praktyczną wiedzę leśną synowi, który chętnie uczy się leśnego fachu. Choć często młodzi ludzie po jakimś czasie, zwykle też namawiani przez rodziców, rozumiejących trud tej pracy, wybierają się do szkoły, często wyższej. Z kolei na każdej wyższej uczelni przekonuje się studenta do tego, aby miał poczucie własnej wartości, wyjątkowości i znalazł sobie miejsce na rynku pracy adekwatne do dobrego wykształcenia. Kto zatem ma pracować fizycznie i wykonywać czyszczenia, sadzenia, grodzić uprawy, wykaszać chwasty i wykonywać mnóstwo leśnych, jakże poważnych prac? Dziś najczęściej usługi leśne wykonują ludzie bez zawodu lub o innym niż leśne wykształceniu, którzy sami nauczyli się leśnego rzemiosła. Przygotowanie zawodowe i kompetencje takiego pracownika mają wielkie znaczenie dla jakości prac i sposobu prowadzenia gospodarki leśnej. Zupełnie inaczej wygląda współpraca leśniczego z  pracownikiem o podstawowej wiedzy leśnej, który potrafi odróżnić dęba od osiki, wie co to ekoton czy poradzi sobie ze znalezieniem właściwego oddziału leśnego. Posiada prawo jazdy i potrafi obsługiwać pilarkę ale też wszelkie maszyny leśne. Zupełnie inaczej, gdy jest to ktoś, kto las zna tylko ze spacerów lub grzybobrania…

 

To paląca, pilna potrzeba, aby wykształcić i szanować te ręce leśniczego. Wykwalifikowana kadra pracowników leśnych jest konieczna do tego, aby rynek usług leśnych sprostał coraz wyższym wymaganiom nowoczesnego leśnictwa, standardom certyfikacji i oczekiwaniom odbiorców drewna. Wielkie maszyny, które często budzą niechęć wśród odwiedzających lasy, choć są przyjazne dla przyrody i wyręczają ludzi przy ciężkich i niebezpiecznych pracach wszystkich prac nie wykonają. Leśniczy, niezależnie od postępu technicznego,  chyba zawsze będzie potrzebował  rąk do wykonywania przeróżnych prac leśnych, bo wszelkie maszyny i narzędzia ktoś musi obsługiwać tak dobrze, jak robią to Sławek i Stanisław

 13657.jpg

Dobrze wyszkoleni i wykształceni w tej dziedzinie wykonawcy usług są bardzo cenni i wydatnie odciążą terenową służbę leśną, przytłoczoną nadmiarem obowiązków. Będą partnerami leśników w realizacji wciąż rosnących zadań i w sytuacji coraz częstszych zdarzeń losowych, przy likwidacji skutków nawałnic czy powodzi. Należy budować właściwy status społeczny pracownika leśnego jako partnera leśników w trosce o ogólnodostępne lasy. Choć to trudna i żmudna droga, bo przecież ostatnio obserwujemy także zaciekły atak na godność i etos pracy leśników…

  Szacunek dla pracowników leśnych to naturalnie także sprawa konstrukcji przetargów na usługi, a przede wszystkim poziomu wynagrodzeń. Dziś wielu robotników o wysokich kwalifikacjach bardzo dobrze zarabia i są mocno poszukiwani na rynku pracy. Pracownik leśny także nie może być najniżej w hierarchii pracowniczej i przede wszystkim musi być godziwie opłacany. To nie tylko sprawa wykształcenia i świadectw.

W naszym szkolnictwie już jakiś czas temu dość bezkrytycznie przyjęto wzór wylansowany wiele lat  temu w dawnym Kraju Rad: „wsie na uniwersytety”. Może z tego powodu ten twór się rozpadł, bo nie miał kto tam pracować?  Opowiada się czasem dowcip o pracownikach budowlanych, którzy nie chcieli do pracy kolejnego faceta po studiach wyższych, bo potrzebowali takiego, który umie włączyć betoniarkę. Dlatego rynek pracy domaga się wykwalifikowanych stolarzy, murarzy, wszelkich budowlańców, hydraulików i także pracowników leśnych.

13658.jpg

Potrzeba nie tylko dyplomów, certyfikatów i zaświadczeń, lecz po prostu fachowców różnych branż, także w dziedzinie pracowników leśnych. Aby ich zdobyć, należy stworzyć jak najszybciej spójny system edukacji teoretycznej i praktycznej oraz potrzeba okazać szacunek dla ich twardych rąk, a nie jest to zjawisko powszechne. Zachęcam do zainteresowania się leśną szarą piechotą, o której rzadko rozmawiamy. Szanujcie ich i ich pracę podczas pobytów w lesie, bo te ręce sobie na to z pewnością zasłużyły.

Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl