Światowa depresja.

Ponieważ jestem na urlopie, zaległym (pani z kadr kazała mi wziąć trzy dni jakie zostały mi z zeszłego roku) siedzę w domu i mam fuchę polegającą na dostarczaniu wrażeń mojej dwuletniej córce. W tym czasie żona walczy z zimową depresją zwiedzając sklepy w okolicznych miasteczkach. Okazuje się, że mieszkanie na odludziu rzuca się czasami do gardła, szczególnie pod koniec takiej ciężkiej zimy jak tegoroczna. Znajomych widuje się od święta, wyjazdy to rzadkość. Porzucenie domu na kilka dni przy niskiej temperaturze może zaowocować zamarzniętymi kaloryferami.
08.03.2009

Ponieważ jestem na urlopie, zaległym (pani z kadr kazała mi wziąć trzy dni jakie zostały mi z zeszłego roku) siedzę w domu i mam fuchę polegającą na dostarczaniu wrażeń mojej dwuletniej córce. W tym czasie żona walczy z zimową depresją zwiedzając sklepy w okolicznych miasteczkach. Okazuje się, że mieszkanie na odludziu rzuca się czasami do gardła, szczególnie pod koniec takiej ciężkiej zimy jak tegoroczna. Znajomych widuje się od święta, wyjazdy to rzadkość. Porzucenie domu na kilka dni przy niskiej temperaturze może zaowocować zamarzniętymi kaloryferami.

A propos - zabrałem się też za wymianę kaloryfera. Stary, blaszany zaczął przeciekać i musiałem go zdjąć, ale w pokoju zrobiło się odczuwalnie chłodniej. Napisałem podanie o zakup nowego. Nasz specjalista od remontów znalazł w swoich zasobach jakiś niepotrzebny kaloryfer i mogłem go przejąć. O zakupach i remontach na razie nie ma mowy – kryzys najwyraźniej zagląda także do naszej firmy, bo według oficjalnego zarządzenia dopuszczalne są tylko remonty w sytuacjach bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia mieszkańców osady. Muszę pogodzić się więc z tym, że obiecywanego od lat remontu chyba się prędko nie doczekam. Bo nie zapowiada się żeby światowy kryzys jakoś się szybko skończył.

Jutro rano chyba osiodłam mojego gniadego i zawalczę z moją osobistą deprechą. Zdecydowanie wolę to niż zakupy – ha ha.