Rykowisko czas zacząć

Już prawie od tygodnia byki jeleni ryczą na potęgę. Raz głośniej, raz ciszej, w zależności od pogody, ale nocą słyszę je dobrze nawet przez zamknięte okno.
19.09.2009

Już prawie od tygodnia byki jeleni ryczą na potęgę. Raz głośniej, raz ciszej, w zależności od pogody, ale nocą słyszę je dobrze nawet przez zamknięte okno.

Na łąkach za domem pojawiają się co najmniej dwa, ale bardzo trudno je zobaczyć przy dobrym świetle. Raczej wiedzą, że jest sezon łowiecki w pełni a myśliwi krążą po okolicy. Jelenie więc za dnia korzystają z naturalnych osłon (np. gęste łozowisko), dają się prowokować różnego rodzaju wabieniem – można nawet nawiązać z nimi „rozmowę” – ale trudno je zobaczyć. Przekonał się o tym znajomy fotografik, który przez kilka ostatnich dni próbował zrobić zdjęcie pod hasłem: „Jeleń na rykowisku”. Pomimo sporych wysiłków wyjechał ode mnie bez upragnionej foty.

Trzeba jednak przyznać, że fotografia przyrodnicza to bardzo trudna sprawa, a czasami na jedno ujęcie pracuje się latami. Czytałem kiedyś artykuł napisany przez bardzo znanych fotografów przyrody, rodzonych braci. Każde zdjęcie które publikują podpisywane jest inicjałami ich obu. Tłumaczą to tak, że nieważne jest który akurat nacisnął migawkę – bo w przygotowanych starannie ukryciach spędzają na zmianę długie godziny, a każde zdjęcie jest wynikiem ich wspólnej, ciężkiej, czasami kilkudniowej a czasami wieloletniej pracy.

Bo nie chodzi o to, żeby zrobić zwierzakowi zdjęcie, ale zrobić mu zdjęcie w jego naturalnym środowisku portretując jego naturalne, niezakłócone niczym zachowanie. Najpierw trzeba znaleźć miejsce – norę, gniazdo, miejsce żerowania lub bytowania. Poznać dokładnie okolicę, a także zwyczaje danego gatunku, bo im większa wiedza tym lepiej można się dopasować do warunków. Później zbudować ukrycie, jak najlepiej wtapiające się w otoczenie – budkę. Potem trzeba odczekać, aż zwierzyna przyzwyczai się do nowego elementu otoczenia i je w pełni zaakceptuje. A dopiero kolejny etap to żmudne czuwanie w budce z aparatem, przychodzenie tam wczesnym świtem lub późną nocą, o najdziwniejszych porach, żeby być gotowym w odpowiednim momencie. A budka fotografa to nie namiot na kempingu, tylko schronienie gdzie z trudem wciska się dorosły facet z aparatem i statywem, o położeniu się mowy nie ma, a wygód też nie uświadczysz żadnych.

Zdarzają się oczywiście przypadki, że wychodzi się na łąkę za domem i bach – widać jak na dłoni stado jeleni, jest czas na ustawienie statywu, robię zdjęcia jakie chcę (ogranicza mnie tylko obiektyw i jego przybliżenie) a zwierzaki mnie nie widzą lub nie chcą widzieć. Przyznam, że czasami sobie tylko patrzę i nawet nie chce mi się iść po aparat – ale przewagę mam taką, że mieszkam w miejscu, gdzie dom stoi od prawie stu lat i żadnej budki nie muszę stawiać. Zarówno budynki jak i ich otoczenie stanowią element krajobrazu taki jak łąki i las, a że czasem po podwórku przejdzie człowiek czy nawet pies zwierzętom najwyraźniej nie przeszkadza. Znam dobrze okolicę i w zależności od kierunku wiatru wiem którędy podejść na łąkę żeby jak najdłużej pozostać niezauważonym. Niemniej gdybym chciał zrobić dobre zdjęcie, to wiem, że musiałbym się bardzo przyłożyć.