Przygoda małych borsuków

Niedawno zadzwoniła do mnie koleżanka Basia i wołała do telefonu: Słuchaj, mój pies wywąchał w krzakach koło domu jakieś małe zwierzaki, chyba to szopy! Przyjedź i wywieź je do lasu, bo jeszcze pies im krzywdę zrobi. Są szare i mają pasiaste pyski. Poradź coś, bo przecież leśniczy zna się na zwierzakach. Po chwili rozmowy okazało się, że to małe borsuki, a nie szopy...
03.06.2014

Niedawno zadzwoniła do mnie koleżanka Basia i wołała do telefonu: Słuchaj, mój pies wywąchał w krzakach koło domu jakieś małe zwierzaki, chyba to szopy! Przyjedź i wywieź je do lasu, bo jeszcze pies im krzywdę zrobi. Są szare i mają pasiaste pyski. Poradź coś, bo przecież leśniczy zna się na zwierzakach. Po chwili rozmowy okazało się, że to małe borsuki, a nie szopy...

Nie mogłem pojechać i zająć się nimi, bo właśnie wyjeżdżałem w  ważną dla mnie podróż. Przez telefon jednak wytłumaczyłem Basi co trzeba zrobić z małymi zwierzakami, bo wywiezienie ich do lasu nie było dobrym pomysłem. Poprosiłem też Basię o sfotografowanie borsuczków, co zrobił jej brat Andrzej, który użyczył mi zdjęcia malców. Po powrocie odtworzyłem przygodę borsuków, która wyglądała tak:

Mama borsukowa odwiedzała okoliczne ogródki na skraju miejscowości z dwójką malców. Mieszkańcy ulicy Międzychodzkiej i Dworcowej widywali czasem zwierzęta, które dreptały pomiędzy polami i ogrodami. Niestety, któregoś dnia mama borsukowa, jak wiele innych borsuków zginęła pod kołami samochodu. Pisałem już kiedyś o tragicznym losie borsuków, przestrzegając wszystkich, aby uważali latem na zwierzęta na drodze. Według badań mojego kolegi Krzysztofa, który pisze pracę naukową na temat biologii i zwyczajów tych ciekawych zwierząt, około 30 procent okolicznych borsuków ginie na drogach. Często natrafiam na taki przykry widok:

 10849.jpg

Małe borsuczki zostały same, pozbawione opieki matki. Kręciły się kilka dni po okolicy i dobrzy ludzie podkarmiali je w przydomowych ogródkach. Pewnego dnia trafiły także do ogrodu Basi. Po południu „wykryła” je w gęstych krzewach psia pupilka Basi, Zuzia, ale nie wyrządziła im krzywdy. Basia, po konsultacji ze mną podrzuciła zwierzakom trochę owoców i warzyw.

Borsuczki chętnie, bez obaw oraz kompleksów spacerowały po trawniku przed domem:

10845.jpg

 Ochoczo korzystały z dostarczonego im pożywienia:

 10846.jpg

Bardzo smakowała im marchewka:

 10847.jpg

Co ciekawe, większy borsuk opiekował się mniejszym: lizał go, odstępował mu jedzenie, nawet popychał go w stronę karmy. Basia nie miała pod ręką nic mięsnego, ale borsuki choć lubią np. dżdżownice czy pędraki i pewnie chętnie podjadłyby mięsa czy jakichś podrobów, zadowoliły się warzywami.

Jak na maluchy przystało z zadowoleniem przyjęły postawiony dla nich talerz z mlekiem:

 10848.jpg

Wychłeptały je z apetytem i zniknęły w krzakach. Następnego dnia, gdy  wróciłem z wyjazdu, nie pojawiły się już. Basia spacerując ze swoja Zuzią wypytywała o nie sąsiadów.

 Okazało się, że pojawiały się w kilku ogródkach i ludzie dokarmiali je przez kilka dni, tak jak Basia. Wszyscy potwierdzili, że większy borsuk wciąż opiekował się mniejszym. Jednak po kilku dniach zwierzęta przestały odwiedzać ogrody. Mam nadzieję, że nic im się nie stało i oddaliły się od ludzi, znajdując swój świat w lesie. Nikt nie znalazł ich przy drodze i oby nie stały się zdobyczą lisa czy psa, których kręci się tam wiele. Ufam, że miały więcej szczęścia niż ich mama.

 Uważajcie proszę, szczególnie teraz, na małe zwierzęta, które pojawiają się na drogach.

 

Dziś spotkałem już sarnę kozę z żwawo pomykającym za nią koźlakiem. Musiała się dość wcześnie „wykocić”, skoro koźlak już za nią potrafi zdążyć. Podczas szacowania szkód od zwierzyny w młodnikach wypłoszyłem z jednego z nich łanię, która była jeszcze w zaawansowanej ciąży. Jednak małe jelenie rodzą się później niż sarny. Spacerują lochy z pasiatymi warchlakami i małe zające. Niedoliski już coraz dalej oddalają się od bezpiecznych nor. Wczoraj, gdy jechałem do biura nadleśnictwa znalazłem jednego potrąconego przez samochód…

Mam nadzieję, że spotkam jeszcze dwa młode borsuki, co lubią marchewkę, a jeden z nich jest wyraźnie większy.

 

Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl