Prasa leśna

Zacznijmy od tego, że ukazuje się kilka czasopism o tematyce leśnej. Większość z nich prenumeruje nasze nadleśnictwo dla swoich pracowników, więc dostaję wszystkie kolejne numery czterech pism. A ponieważ czytam tę prasę, mogę powiedzieć, że jestem „na bieżąco” nie tylko w kwestiach dotyczących mojego leśnictwa.
21.02.2008

Zacznijmy od tego, że ukazuje się kilka czasopism o tematyce leśnej. Większość z nich prenumeruje nasze nadleśnictwo dla swoich pracowników, więc dostaję wszystkie kolejne numery czterech pism. A ponieważ czytam tę prasę, mogę powiedzieć, że jestem „na bieżąco” nie tylko w kwestiach dotyczących mojego leśnictwa.

Ostatnio przeczytałem artykuł, który zbulwersował mnie bardzo. (Las Polski nr.3/2008, s.8-10.) Dotyczył leśniczego, który w trakcie zagrożenia pożarowego trzeciego, najwyższego stopnia, i przy obowiązującym zakazie wstępu do lasu, napotkał parę palącą w lesie ognisko – w poblizu miejsca gdzie kilka dni wcześniej był pożar. Poinformował, że za to wykroczenie obowiązuje mandat w maksymalnej wysokości 500 zł, którego przyjęcia winowajcy odmówili. Zadzwonił więc po policję i straż leśną. Funkcjonariusze przyjechali, wszyscy pojechali na komisariat, winowajca przyjął mandat 150 zł wystawiony przez policję. Obiecał jednak leśniczemu, że go „załatwi”. Kilka tygodni później oskarżył go o domaganie się łapówki w wysokości 500 zł. Koniec końców (artykuł opisuje liczne niedociągnięcia procesowe) sąd rejonowy uznał leśniczego za winnego i skazał na rok więzienia w zawieszeniu, a sąd okręgowy rozpatrując apelację podtrzymał ten wyrok.

Nie wdając się w zawiłości prawnicze i patrząc na to z boku – dostał wyrok za wykonywanie obowiązków służbowych, co jest co najmniej dziwne, i mam nadzieję, że kolejna instancja – Sąd Najwyższy – okaże więcej rozsądku od poprzednich.

Zbliża się wiosna, a wraz z nią okres zwiększonej palności traw – dopóki nie są zielone, tylko żółte i zeschłe, palą się szybko i łatwo. Każdy kto rozpala w lesie ogień niech ma świadomość, że stwarza potężne zagrożenie, bo to nie jest tak, że spali się najwyżej kawałek – z dymem może pójść cała puszcza, Białowieska, Piska czy inna. Nie należy też się dziwić, widząc ubranego na zielono gościa pędzącego z reprymendą – przy trzecim stopniu zagrożenia pożarowego wilgotność ściółki jest bliska wilgotności kartki papieru, wystarczy więc jedna iskra. Leśniczy ów lub strażnik leśny może nie przebierać w słowach – choć będąc na służbie nie powinien – i można o tym borsukowi przypomnieć, jeżeli się zagalopuje, ale paląc ogień jesteśmy sprawcami potężnego zagrożenia – również dla samych siebie. Bo ogień łatwo się rozprzestrzenia w suchym lesie i można nie zdążyc z niego wyjść. (W USA spłonęło kilkadziesiąt tysięcy ha lasu, bo pewna pani podgrzewała parówki na ognisku …)