Pożar lasu razy trzy

Nie zaglądałem tu kilka dni, bo wiele się działo. Niestety, nic miłego…We wtorek po 17 odebrałem telefon z punktu ppoż nadleśnictwa: „Panie Jarku, duży dym za Szarczem, trzeba pilnie jechać sprawdzić!” Mój jak zwykle późny obiad został na talerzu i za chwilę byłem w aucie. Po drodze słyszałem w radiostacji komunikat pilota samolotu patrolowo-gaśniczego, który już był nad pożarem. Tak, dym zauważony przez obserwatora na monitorze okazał się pożarem lasu. Z relacji pilota zorientowałem się gdzie się pali i dobrze trafiłem. Palił się prywatny las, gdzie właśnie wykonywano trzebież:
25.05.2012

Nie zaglądałem tu kilka dni, bo wiele się działo. Niestety, nic miłego…We wtorek po 17 odebrałem telefon z punktu ppoż nadleśnictwa: „Panie Jarku, duży dym za Szarczem, trzeba pilnie jechać sprawdzić!” Mój jak zwykle późny obiad został na talerzu i za chwilę byłem w aucie. Po drodze słyszałem w radiostacji komunikat pilota samolotu patrolowo-gaśniczego, który już był nad pożarem. Tak, dym zauważony przez obserwatora na monitorze okazał się pożarem lasu. Z relacji pilota zorientowałem się gdzie się pali i dobrze trafiłem. Palił się prywatny las, gdzie właśnie wykonywano trzebież:

a1421.jpg

Za drogą był suchy sosnowy bór Nadleśnictwa Międzychód, a 500 metrów dalej oddział 1 mojego leśnictwa. Nie ważne jednak czyj to las, trzeba gasić! Po drodze tłumaczyłem drogę dojazdu do pożaru strażakom z OSP Pszczew, którzy już także pędzili wezwani przez dyspozytora. Gdy dojeżdżałem samolot właśnie rzucał wodę. Ogień zszedł niżej, ale pożar rozwijała się nadal. Byłem pierwszy przy palącym się lesie, choć było słychać jadące już wozy strażackie. Wyjąłem szpadel i piaskiem zacząłem gasić palące się coraz wyżej strzały sosen. Ogień nie poszedł w korony. Strażacy z OSP Pszczew i Szarcz rozwinęli linie gaśnicze:

a1422.jpg

 Dojechał także wóz z OSP Rokitno i samochód patrolowo-gaśniczy z nadleśnictwa, a drugi samolot wykonał kolejny zrzut wody z powietrza. Pożar został szybko ugaszony, spaliło się 12 arów poszycia i ścioły. Strażacy przekazali teren właścicielowi lasu, którego udało się ściągnąć telefonicznie i po zebraniu sprzętu pojechali tankować wozy:

a1423.jpg

 Okazało się, że niezbyt długo mieli spokój, tak jak i ja. Następnego dnia o podobnej porze zadzwonił do mnie pan Leszek- prezes pszczewskiej OSP: „Pali się las gdzieś między Szarczem a Stołuniem!” – przekrzykiwał „wyjkę” strażackiego wozu. Zadzwoniłem natychmiast do podleśniczego, który mieszka w tej okolicy i pędziliśmy obaj szukać pożaru. Zjechaliśmy się prawie jednocześnie w miejscu gdzie płonął las. Okazało się, że pożar zauważył wracający z pracy człowiek, który wskazał drogę strażakom. Ugasili go błyskawicznie. Spalił się 1 ar ścioły w 19 letnim młodniku.

 W czwartek kończyłem popołudniową kawę, gdy na ekraniku telefonu zobaczyłem „pkt ppoż”. „Panie Jarku, pali się w tym samym rejonie gdzie wczoraj!” Tym razem ja, wskakując do samochodu zadzwoniłem do pana Leszka i słysząc w słuchawce już wyjącą syrenę skierowałem go do pożaru. Palił się fragment 25 letniego drzewostanu przy drodze, niecałe 100 metrów od wczorajszego pożaru:

a1424.jpg

Zacząłem znowu zasypywać piaskiem palącą się ściółkę. Paliło się przy samej drodze:

a1425.jpg

Za moment wóz pszczewskich ochotników dotarł na miejsce i strażacy przystąpili do akcji.  Pomogłem rozciągnąć węże druhowi Leszkowi:

a1428.jpg

Doleciał także samolot, który zrzutem z góry przydusił pożar do ziemi. Dotarł też drugi wóz bojowy OSP Szarcz oraz pożarniczy Landrower z naszego nadleśnictwa:

a1429.jpg

 Pożar na szczęście znowu został szybko zgaszony. Tym razem spaliło się 2 ary ścióły w drzewostanie, gdzie niedawno była trzebież, stąd pełno tam suchego chrustu. Było ryzyko, że pożar się odnowi. Ściągnąłem pracowników ZUL-a i pokazałem im jak zabezpieczyć pożarzysko.Strażnik Edek przy mojej pomocy sporządził protokół z pożaru i także pojechał patrolowym Landrowerem pełnić dalszy dyżur. Niestety, w innych rejonach nadleśnictwa także często obserwatorzy przy monitorach widzą dymy. Wieczorem pojechałem sprawdzić sytuację na pożarzysku, ale nic się nie dymiło i nie było potrzeby ustanawiać całonocnego dozoru. Wróciłem tam także rano, ale nie było zagrożenia, bo przecież skoro strażacy wylali tu wodę z 3 samochodów... Pożar lasu wymaga jednak troski także po ugaszeniu.

Bo jednak w południe, gdy ostre słońce przygrzało, okazało się, że warstwa torfu robi się gorąca i w kilku miejscach pojawił się ponownie dym. Wezwałem wóz z nadleśnictwa i strażnik leśny Edek ponownie zlał wodą pożarzysko. Ustaliliśmy także ze strażnikiem i policjantem, szefem miejscowego komisariatu taktykę dalszego działania, bo trzy pożary pod rząd to nie przypadek… Wszystkie działania w lesie są ważne, ale pożar to najgroźniejszy wróg lasu, stąd trzeba być bardzo czujnym strzegąc lasu i dbać o profilaktykę. W wolnej chwili opowiem Wam jak działa leśny system wykrywania i gaszenia pożarów. Jak widać jest skuteczny, ale oby w najbliższe dni nie musiał być znowu testowany.

Na ludzką głupotę i zupełny brak wyobraźni podpalaczy jednak pomaga chyba tylko system więzienny. Może warto powrócić do znanego przed wiekami pręgierza lub klatki hańby?

Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl