Pojechały ostatnie pieski

Dzisiaj pojechały ostatnie pieski. Została już tylko jedna suczka, ale to mnie wcale nie martwi. Moim zdaniem to najlepszy pies z całego miotu i mogę ją sobie zostawić, chyba że trafi się ktoś, kto bardzo będzie chciał ją kupić. Miał ją ode mnie wziąć znajomy mener (człowiek zajmujący się układaniem psów), ale dzwonił i przepraszał, mówiąc, że ma tyle zamówień, że wszystkie psie kojce zajęte, a on ma tyle roboty ze szkoleniem tych psów, które teraz ma, że nie może kupić sobie teraz wyżła dla przyjemności. (Szkoli owczarki niemieckie, które wyjeżdżają do Iraku.)
04.02.2008

Dzisiaj pojechały ostatnie pieski. Została już tylko jedna suczka, ale to mnie wcale nie martwi. Moim zdaniem to najlepszy pies z całego miotu i mogę ją sobie zostawić, chyba że trafi się ktoś, kto bardzo będzie chciał ją kupić. Miał ją ode mnie wziąć znajomy mener (człowiek zajmujący się układaniem psów), ale dzwonił i przepraszał, mówiąc, że ma tyle zamówień, że wszystkie psie kojce zajęte, a on ma tyle roboty ze szkoleniem tych psów, które teraz ma, że nie może kupić sobie teraz wyżła dla przyjemności. (Szkoli owczarki niemieckie, które wyjeżdżają do Iraku.)

Przez cały listopad i grudzień sprzedały się tylko cztery szczeniaki, potem na początku stycznia jeszcze jeden. Psiska rosły szybko, rosły też koszty ich utrzymania. Co tydzień trzeba było szukać większego garnka do gotowania coraz większych ilości ryżu… Rosły też koszty związane z weterynarzem – szczepionki nie są drogie, ale jak ma się dziesięć psów, i trzeba je zaszczepić trzy razy… Liczyłem koszty i wyglądało na to, że dołożę do interesu, i to sporo. No a oprócz tego zostanę ze sforą wspaniałych wyżłów. Pocieszałem się, że przynajmniej raz do roku, w sezonie na kaczki, będę miał z nich pożytek.

W zeszłym tygodniu ruszyła lawina telefonów. W ciągu pięciu ostatnich dni sprzedałem cztery pieski – a już miałem zacząć budować im kojec w ogrodzie, bo coraz trudniej było je okiełznać. Nie dość, że wykopały żonie dziury w klombach z kwiatami, niszcząc zakopane głęboko cebulki tulipanów, to zaczynały się też samodzielnie wypuszczać na coraz dalsze spacery. Wychodziły przez dziurę w płocie (co jakąś załatałem, to wynajdywały kolejną) i ruszały na łąkę. Zacząłem już opracowywać dla nich plan szkolenia, ale ułożenie tylko jednego psa to mnóstwo czasu, a co dopiero pięciu… W dodatku trzeba je uczyć pojedynczo, co utrudnia sprawę.

Ale wszystkie szczeniaki mają już nowych właścicieli, telefon wciąż dzwoni, i gdybym miał ich jeszcze dziesięć, to niewykluczone, że też by się sprzedały. Dlaczego? Trudno powiedzieć.