Płochliwy koń i zabłąkany rykoszet

Ponieważ pojawił się kot, nie zdziwiłem się ani trochę, kiedy wczoraj wieczorem zaczął padać śnieg. Do południa wprawdzie stopniał, ale pierwszy znak zimy był.
07.11.2007

Ponieważ pojawił się kot, nie zdziwiłem się ani trochę, kiedy wczoraj wieczorem zaczął padać śnieg. Do południa wprawdzie stopniał, ale pierwszy znak zimy był.

Konna przejażdżka

Ale do rzeczy. Kilka dni temu wybrałem się po pracy na konną przejażdżkę. Koń jest młody i nie do końca ujeżdżony, dlatego muszę jak najczęściej na niego wsiadać, żeby uczyć go współpracy z jeźdźcem. Kiedyś bał się nawet spadających z drzewa liści. Teraz jest już mniej płochliwy, ale w siodle muszę bardzo uważać. Wybraliśmy się na pobliski poligon saperski. Po drodze zauważyłem żerującą w trawach sarnę. Koń zauważył ją chwilę wcześniej, i już zbierał się do „lotu”, bo wystające z traw sarnie uszy wydały mu się najstraszniejsze na świecie. Udało mi się  przywołać go do porządku. Sarna uciekła. Przez poligon pojechałem na poletko łowieckie, żeby zobaczyć, czy przychodzi tam zwierzyna, i jaka. Potem jeszcze sprawdziłem, dokąd prowadzi jedna droga, którą często mijam samochodem i zawsze chciałem w nią wjechać, ale nigdy nie było okazji. Kiedy wracałem do domu, ze stajni słychać było coraz głośniej rżenie drugiego konia, który został sam i wołał kolegę.

Wypadek na poligonie

Następnego dnia pojechałem do biura nadleśnictwa, gdzie w swojej „skrzynce” na informacje urzędowe znalazłem pismo, którego lektura mnie zmroziła. Otóż pracujący na poligonie na zlecenie armii geodeta został ranny w szyję. Nie słyszał ani nie poczuł kuli, która go zraniła. Myślał, że coś go ugryzło i po skończonej pracy poszedł do przychodni opatrzyć ranę. Okazało się, że w jego szyi tkwi kula karabinowa… Miał chłop niebywałe szczęście i jedną szansę na milion, że kula weszła w taki a nie inny sposób i utkwiła pod językiem, a on to wszystko przeżył. Pechowy geodeta nie zgłosił w komendzie poligonu, że jedzie robić pomiary, a w pobliżu prowadzono strzelania z ostrej amunicji.

Ponieważ na poligonie manewry są prawie cały czas, mieszkańcy okolicy już się do tego przyzwyczaili. Nawet moje konie nie reagują na odgłos strzału, choć widok czołgu trochę je jeszcze przeraża. Zagrożenie wypadkiem jest jednak całkiem realne. Od teraz, żeby wejść lub wjechać na poligon (co często muszę robić w celach służbowych), trzeba zgłosić się do oficera dyżurnego. Tak samo trzeba zgłosić wyjazd z poligonu. No i cały czas nosić jaskrawą, widoczną z daleka kamizelkę. Ale lepsze to niż zabłąkany rykoszet…

Jak widać, zbieranie grzybów na poligonie może być zajęciem śmiertelnie niebezpiecznym – naprawdę nie warto ryzykować. Przy wszystkich drogach prowadzących na poligon stoją tablice ostrzegawcze – nie ignorujmy ich.