O ludziach i zwierzętach

Kolega leśniczy mieszkający w niedalekiej wiosce jakiś czas temu uległ namowom swojej rodziny i zgodził się na posiadanie kota. Ponieważ dowiedział się, że ktoś we wsi ma akurat małe koty, pojechał tam i jednego kupił albo dostał – tego nie wiem. W ciągu następnego tygodnia wrzucono mu do ogródka – dosłownie – co najmniej dziesięć małych kotów. Ponieważ były mniejsze i większe, samice i samce, po niedługim czasie stwierdził, że niebawem będzie ich dużo więcej, bo kotki są kotne. A przypominam – po długich namowach chłop zgodził się na jednego kota! Ale ponieważ sąsiedzi wiedzą, że leśniczy zwierzaka raczej nie skrzywdzi, postanowili go uszczęśliwić kolejnymi mruczkami, nie pytając go o zdanie tylko mu te koty podrzucając. Skoro chciał jednego, będzie miał więcej ...
29.09.2008

Kolega leśniczy mieszkający w niedalekiej wiosce jakiś czas temu uległ namowom swojej rodziny i zgodził się na posiadanie kota. Ponieważ dowiedział się, że ktoś we wsi ma akurat małe koty, pojechał tam i jednego kupił albo dostał – tego nie wiem. W ciągu następnego tygodnia wrzucono mu do ogródka – dosłownie – co najmniej dziesięć małych kotów. Ponieważ były mniejsze i większe, samice i samce, po niedługim czasie stwierdził, że niebawem będzie ich dużo więcej, bo kotki są kotne. A przypominam – po długich namowach chłop zgodził się na jednego kota! Ale ponieważ sąsiedzi wiedzą, że leśniczy zwierzaka raczej nie skrzywdzi, postanowili go uszczęśliwić kolejnymi mruczkami, nie pytając go o zdanie tylko mu te koty podrzucając. Skoro chciał jednego, będzie miał więcej ...

Ludzie z małych miejscowości mają dziwną cechę (być może nie wszędzie, przepraszam jeżeli ktoś poczuje się urażony, ale widzę to od lat) – jeżeli dowiedzą się, że ktoś w okolicy lubi zwierzęta, ma ten ktoś absolutnie przechlapane.

Znajoma znajdowała regularnie co roku psy przywiązane do płotu. Kilkakrotnie widziała samochód startujący spod jej bramy z piskiem opon, a parę chwil później orientowała się, że niechcący stała się właścicielką kolejnego stworzenia. W ten sposób trafił do niej jamnik, bokser oraz kilka innych psów. W chwilach maksymalnego zagęszczenia miała około dziesięciu psów, nie licząc własnych. Udało jej się na szczęście dla większości znaleźć nowe domy, ale zanim to się stało, wydawała wszystkie pieniądze na karmienie, odrobaczanie i leczenie sfory – prowadziła właściwie mini-schronisko, charytatywnie, choć plany życiowe miała zupełnie inne. Wybrnęła z kłopotu dopiero przeprowadzając się do innej wioski i kupując psa tak groźnego, że teraz nawet zbliżyć się do płotu nie można ...

Idzie jesień i ludzie jak co roku pozbywają się niechcianych zwierząt. Obserwuję tę smutną regularność zdarzeń od paru lat. Nie potrafię takiego braku odpowiedzialności absolutnie zrozumieć. Dlaczego ktoś nie ma odwagi psa uśpić czy odwieźć do schroniska. Dlaczego uważa, że porzucając go przy drodze czy w lesie zdejmie z siebie odpowiedzialność, jaką przyjął decydując się wcześniej tego psa trzymać i karmić, i przerzuci ją na kogoś innego, kto go przygarnie, niechcący potrąci samochodem albo zimą zdziczałego i kłusującego na leśną zwierzynę zastrzeli.

Dlatego proszę, apeluję – nie dawajcie nikomu zwierząt w prezencie, nie narzucajcie mu odpowiedzialności ... bo to bardzo niegrzecznie.