Nudny dzień za biurkiem

Ponieważ od jakiegoś czasu już piszę tego bloga i Czytelnicy mieli szansę zorientować się z grubsza na czym polega praca leśniczego, postanowiłem opisać zwykły dzień w lesie „na żywca”.
20.04.2009

Ponieważ od jakiegoś czasu już piszę tego bloga i Czytelnicy mieli szansę zorientować się z grubsza na czym polega praca leśniczego, postanowiłem opisać zwykły dzień w lesie „na żywca”.

Dzisiejszy, poniedziałkowy dzień zaczął się już wczoraj wieczorem. Zadzwoniłem do kilku przewoźników przypominając, że się ze mną umawiali ale nie ustalili jeszcze godziny przyjazdu. Panowie stękali, ale się zgodzili, że skoro się już umówili to przyjadą... (Ale z rozmów wynikało że mieli już inne plany.)

Poranek był mroźny, jakieś minus pięć stopni. Wyjeżdżając z domu po siódmej wiedziałem już, że przewoźnik stoi w umówionym miejscu i ładuje surowiec na samochód. Jak dojechałem do niego okazało się, że już prawie kończy. Wypisałem kwit wywozowy i zanim zdążył go podpisać i odebrać pojawiła się straż leśna. Strażnicy wzięli ode mnie wszystkie kwity i sprawdzili czy jest w nich to samo co na samochodzie. (Sprawdzali numery stosów, sortymenty i ilość surowca.) Wszystko się zgadzało i nie było żadnych niejasności, co chłopaki skrupulatnie odnotowali w swoich dokumentach. Na koniec zażartowali jeszcze, że straszny u mnie w leśnictwie kurz na drodze i cały samochód im się ubrudził ...

Zanim kierowca odjechał dzwonił już następny przewoźnik z którym byłem umówiony na drugim końcu leśnictwa. Ruszyłem więc na miejsce. Wypisałem przewoźnikowi kwit na surowiec, który wręczyłem podleśniczemu (odrywając go wcześniej od wyznaczania trzebieży na 2010 rok). Podleśniczy z kwitem pilnował załadunku i kiedy już wszystko było na samochodzie dał przewoźnikowi dokumenty. Była godzina jakaś dziesiąta.

Wiedziałem, że ma przyjechać jeszcze jeden przewoźnik, ale żeby nie czekać na niego bez sensu postanowiłem sprawdzić czy czyszczenia późne które pilarze robili w tym miesiącu są zrobione dobrze. Ta powierzchnia znajdowała się jeszcze gdzie indziej i sam dojazd zajął mi jakieś pół godziny. Wziąłem ze sobą farbę do znakowania drzew bo domyślałem się, że będą poprawki. Na powierzchni spędziłem sporo czasu wyznaczając kolejne drzewa do wycięcia. Czyszczenia nie były zrobione źle, ale trzeba było jeszcze je poprawić. Ta powierzchnia jest trudna, bo pochodzi z odnowienia naturalnego i zmieszanie gatunków oraz panujący tam gąszcz ma duże znaczenie. Wyznaczając kolejne drzewa przypomniałem sobie kolokwium z hodowli lasu na którym pytano mnie właśnie o zabiegi hodowlane w drzewostanach liściastych. Na pytanie odpowiedziałem dobrze ale chciałem jeszcze błysnąć i dodałem, że najlepiej prowadzić taki zabieg w porze kiedy drzewa są w pełni ulistnione bo widać całe korony. Profesor nie zanegował ale się skrzywił. Gdybym robotę którą wykonywałem dzisiaj przeprowadzał tak jak chciałem dziesięć lat temu w pełnym ulistnieniu miałbym przed oczami wyłącznie zieloną ścianę. Tak właśnie nieraz teoria rozmija się z praktyką. Kiedy rozmyślałem o hodowli siedząc na kupie gałęzi zauważyłem idącego po mojej nodze kleszcza. Rozgniatając go zastanawiałem się czy był nosicielem boreliozy, kleszczowego zapalenia opon mózgowych czy innej może choroby zawodowej.

Z zadumy wyrwał mnie telefon przewoźnika który zapytał dokąd ma jechać. Wytłumaczyłem mu dojazd i ruszyłem żeby dopełnić formalności. Podpisałem dokumenty i pokazałem panu które stosy ma zabrać – wierząc mu, że właśnie tak postąpi. Nie mogłem z nim czekać aż się załaduje do końca bo chciałem skończyć wyznaczanie czyszczeń. Nie jest to do końca zgodne z instrukcjami, ale co tam .

Później pojechałem jeszcze odebrać zerwane drewno przygotowane do wywozu. Przy okazji sprawdziłem czy pracujący na trzebieży pilarze są ubrani w odpowiednie stroje BHP (kaski, buty, osłony itp.) i powiedziałem im, że muszą do końca tygodnia poprawić czyszczenia jeżeli chcą je w tym miesiącu mieć na wypłacie.

To był już prawie koniec, bo reszta drobnych zajęć wypadała i tak po drodze do domu. Kiedy parkowałem pod leśniczówką po piętnastej usłyszałem głośny wybuch od którego zadrżała ziemia. Wojsko znowu ćwiczy na poligonie. Będą pożary jak dwa razy dwa.