Mieszko i Św. Wojciech w pszczewskich lasach

Przez ostatnie dni wiele słyszymy o 1050 rocznicy chrztu Polski. Dowiadujemy się nowych faktów, słuchamy różnych dywagacji o miejscach w kraju i Europie. związanych z tymi wydarzeniami. Lasy w okolicach Pszczewa mają bardzo ścisły i bliski związek z tym jakże ważnym wydarzeniem w historii naszego kraju. Choć było to tak dawno, że trudno oddzielić prawdę historyczna od legendy… Ale Andrzej Sapkowski pisał: Tylko w legendach może przetrwać to, co w naturze przetrwać nie może. Tylko legenda i mit nie znają granic możliwości.
16.04.2016

Przez ostatnie dni wiele słyszymy o 1050 rocznicy chrztu Polski. Dowiadujemy się nowych faktów, słuchamy różnych dywagacji o miejscach w kraju i Europie. związanych z tymi wydarzeniami. Lasy w okolicach Pszczewa mają bardzo ścisły i bliski związek z tym jakże ważnym wydarzeniem w historii naszego kraju. Choć było to tak dawno, że trudno oddzielić prawdę historyczna od legendy… Ale Andrzej Sapkowski pisał: Tylko w legendach może przetrwać to, co w naturze przetrwać nie może. Tylko legenda i mit nie znają granic możliwości.

O legendach opowiem dalej. Jednak to pewne, zbadane przez historyków, począwszy od prac Edwarda Dąbrowskiego w 1956 roku, a zatem udowodnione, że uwarunkowania geograficzne i przyrodnicze Pszczewa zapewniają mu znaczące miejsce w tym jubileuszu 1050-lecia Chrztu Polski. Bo przez Pszczew wędrował Mieszko I, Św. Wojciech, Otton III podążając właśnie tędy na Zjazd Gnieźnieński…

Gęste lasy i nieprzebrane bogactwo wód, o których pisał m.in. Jan Długosz w swoich kronikach nazywając Pczewem jedno wielkie jezioro ciągnące się od dzisiejszego Trzciela, poprzez Pszczew po Przytoczną (nazwaną tak od konieczności przetaczania łodzi przez pasek lądu- dawniej Przetoczna) nadało tym ziemiom wielkie znaczenie.

Pośród nieprzebranych lasów, wód, bagien i trzęsawisk niewiele miejsc nadawało się na trakty i przeprawy dla pieszych czy konnych. Jednym z nich był przesmyk między jeziorami Chłop i Miejskim w Pszczewie. Tędy wiódł we wczesnym średniowieczu trakt, zwany frankfurckim a także lubuskim. Tędy wędrowali kupcy ze wschodu na zachód, tędy wiele razy wdzierały się do Polski różne, najczęściej zaborcze wojska. Ślady osadnictwa ciągłego w Pszczewie i jego najbliższej okolicy sięgają okresu rzymskiego. W odkrytej z tego okresu osadzie znaleziono pozostałości, świadczące o wytopie żelaza tzw. dymarki, czyli bardzo prymitywne piece hutnicze. Niektórzy mówią, że to Celtowie nauczyli dawnych mieszkańców Pszczewa wytopu cennego wtedy żelaza. Czasem znajduję w lesie bryły rudy, z której dawno temu wytapiano żelazo. Wiele pamiątek z dawnych dymarek oraz pozostałości ceramiki można obejrzeć w pszczewskim muzeum urządzonym w Chacie Szewca znajdującej się na naszym rynku.

Prowadzone w latach 1956-1959 prace wykopaliskowe wokół Pszczewa pozwoliły w miarę odtworzyć kształt systemu obronnego, zabezpieczającego przejście przez linię jezior. Główną warownią był gród, położony na półwyspie wrzynającym się w Jez. Miejskie od wschodu. Dziś ten półwysep nazywany jest Katarzyna.

Tak wygląda z podwórza leśniczówki:

12474.jpg

 

 Otoczony był wałem drewnianym, wzmocnionym dodatkowo zasiekami z pali dębowych. Podczas stawiania tam szopy rybackiej w 1956 roku odkryto spore kawałki poczerniałego drewna. Na terenie grodu znaleziono też kawałki ceramiki, szczątki obuwia, narzędzia. Przy tym grodzie istniało też podgrodzie, którego mieszkańcy trudnili się hutnictwem. Gród ten istniał zapewne od VII - IX do XII wieku, kiedy został zniszczony podczas wyprawy wojennej Fryderyka Rudobrodego w 1157 r., która dotarła aż pod Poznań.

 

Z grodem i półwyspem Katarzyna związanych jest wiele legend. Jedna mówi o uroczej Katarzynie, córce znacznego woja, którą wbrew woli wydano za woja z sąsiedniego plemienia. Nie chciała sprzeciwić się woli ukochanego ojca i  rzuciła się ponoć w wody jeziora i słuch po niej zaginął. W księżycową noc można ją ujrzeć lub usłyszeć jej wołanie. Zrozpaczony ojciec wybudował tam kościółek imienia Katarzyny i czasem w ciemną noc słychać podobno z dna jeziora ciche bicie dzwonu.

   Zgodnie z inną legendą z grodu na półwyspie pochodzić miała piękna dziewczyna, która została jedną z pogańskich żon Mieszka I. Często ją odwiedzał w grodzie na pszczewskim półwyspie. Były to czasy, kiedy zapuszczali się tu chąśnicy. Tym określeniem nazywano słowiańskich wojowników, walczących na podobieństwo skandynawskich wikingów i łupiących wtedy grody i osady. Piastowskie wojska Mieszka I także bez żadnej litości łupiły okoliczne osady. Gród i jego otoczenie na półwyspie Katarzyna dziwnym trafem pozostał nietknięty, bo według legendy książę często odwiedzał tam piękną Katarzynę, nawet wtedy, gdy pojawiła się już w jego życiu Dobrawa. Dziś na półwyspie naprzeciw leśniczówki ustawiono głaz ze stosowną inskrypcją, dużą tablicę informacyjną i wielką, drewnianą rzeźbę legendarnej panny. Warto tam zajrzeć podczas pobytu w Pszczewie.

 

 Drugi gród wznosił się na zach. brzegu jeziora – opodal dzisiejszego kościoła i zespołu szkół (jest dziś na tym wzgórzu piękny punkt widokowy). Również i przy nim istniało podgrodzie, stanowiące zwarty kompleks osadniczy. Oba grody stanowiły bardzo ważne ogniwo w systemie obronnym pierwszych władców Polski. Na zapleczu Pszczewa, na południe od miejscowości, znajdowały się grody broniące przejścia w Rybojadach. W oparciu o pszczewskie przejście powstał i rozwinął się w X w. ważny gród Piastów – Międzyrzecz, położony w widłach Obry i Paklicy

12475.jpg

 

To właśnie w pobliżu tego piastowskiego zamku Św. Wojciech usytuował opactwo benedyktynów i tam powstał erem Pięciu Braci Międzyrzeckich, którzy zginęli męczeńską śmiercią. Dziś można zwiedzać dobrze zachowane ruiny zamku, gdzie wiele się dzieje za sprawą dyrektora i pracowników Muzeum Ziemi Międzyrzeckiej imienia Alfa Kowalskiego, które właśnie obchodzi 70-lecie istnienia.

Pszczewska leśniczówka położona jest przy ulicy Kasztanowej, czyli dawnym szlaku lubuskim. Codziennie nią przechodzę lub jeżdżę moim Rockym:

12476.jpg

 

Gdy ruszymy tą ulicą w kierunku wsi Silna dojdziemy do wzgórza Św. Wojciecha. Znajduje się ono w rozwidleniu dróg na Silną i Świechocin.

12482.jpg

 

 Miejscowa legenda związana z powstaniem pierwszego drewnianego kościoła na tym wzgórzu odwołuje się do postaci św. Wojciecha, który udając się z  misją chrześcijańską z Czech do Gniezna (niektóre źródła podają, że było to podczas jego wyprawy na Pomorze), prawdopodobnie zatrzymał się w Pszczewie.

12477.jpg

 

 To on zachęcił mieszkańców Pszczewa do budowy najstarszego kościoła katolickiego na tym terenie. Gdy wybudowano potem do dziś istniejący zabytkowy kościół p.w. Marii Magdaleny, stara świątynia została rozebrana. W pobliżu kościoła na wzgórzu rosła „święta lipa”, która była otaczana czcią przez mieszkańców Pszczewa. Według miejscowej legendy wyrosła po tym jak św. Wojciech nocując na wzgórzu włożył kij podróżny w ziemię. Z pozostawionego pastorału wyrosły liście, a potem święta lipa.  Drzewo w czasie burzy w 1875 r. połamało się. Obok kapliczki rośnie do dziś lipa, która być może wyrosła z pnia pierwotnej świętej lipy. Jest to możliwe, bo lipa ma wielkie zdolności odroślowe i gdy stare drzewo umiera z jego pnia wyrastają odrosty, dające początek życia kolejnego drzewa. Są to zresztą długowieczne drzewa i często przekraczają wiek 400 lat. Między innymi jedna z takich pomnikowych lip rośnie przed pszczewską plebanią- ma ponad 350 lat i blisko 500 centymetrów w obwodzie.  Pszczewska święta lipa przez wiele lat była punktem orientacyjnym umieszczanym na starych mapach. Oto przykład mapy pochodzącej z 1893 roku, na której Pszczew nazywano „Prszczewo” i zaznaczono „Heilige linde”

 

12478.jpg

Dawniej obok kościoła znajdował się  cmentarz, na którym grzebano zmarłych w trakcie epidemii dżumy i cholery, która dotknęła mieszkańców po zniszczeniu świętej lipy. Dla upamiętnienia istnienia kościoła Św. Wojciecha ustawiono w 1774 roku kapliczkę z figurą świętego, istniejącą do dnia dzisiejszego. Została ona odnowiona w 1999 roku staraniem Towarzystwa Przyjaciół Pszczewa. Na rozstaju dróg zobaczymy także drewnianą rzeźbę świętego Wojciecha autorstwa Janusza Orzepowskiego z Lubska. Powstała ona na podwórzu pszczewskiej leśniczówki podczas jednego z plenerów rzeźbiarskich.

 

12479.jpg

Kiedy zajrzymy do Słownika historyczno-geograficznego ziem polskich w średniowieczu - edycja  elektroniczna, opracowana przez Instytut Historii PAN (2010-2014) znajdziemy tam potwierdzenie istnienia tego kościoła podczas opisu wizytacji kościelnej w 1603 roku.

Przy roku 1640 znajdziemy z kolei  taki wpis:

W pożarze z 16 V 1631 spłonął, wraz z miastem i dworem bpim, kościół par. Ś. Marii Magdaleny, więc nabożeństwa i sakramenty sprawowane są w kaplicy, czyli w kościele Ś. Wojciecha (in oratorio seu ecclesia), położonym za miastem (extra oppidum); kościół jest drewniany, ołtarze, główny i Ś. Anny, niekonsekrowane; są też relikwie Pięciu Braci Męczenników i 11000 Dziewic, zaś relikwie ś. Wojciecha [włożone] w krzyż są w posiadaniu plebana

Odwiedziłem dziś wzgórze Św. Wojciecha i spoglądałem na budynek, który stoi w miejscu dawnego szpitala - przytuliska ufundowanego w 1566 roku dla mieszkańców Pszczewa przez biskupa poznańskiego Adama Konarskiego.

12480.jpg

 

 W późniejszym czasie stanęły obok wzgórza mieszkania dla służby granicznej, pięknie zachowane do dziś, a obok powstał cmentarz ewangelicki, o czym przypomina obelisk postawiony przy drodze powiatowej Pszczew-Silna.

 

12481.jpg

 Nieopodal, pomiędzy Pszczewem, a Silną przebiegała do 1945 roku granica polsko-niemiecka. W miejscu gdzie stały szlabany i budynki graniczne my, leśnicy, urządziliśmy parking leśny z elementami upamiętniającymi to historyczne miejsce. Warto tam zajrzeć i poznać związane z tym miejscem wydarzenia. Czy to nie fascynujące, że tyle historycznych śladów wielkich wydarzeń można znaleźć niedaleko leśniczówki i w pszczewskich lasach?

Na szczęście dziś mieszkańcy Pszczewa i okolic, czyli Ziemi Międzyrzeckiej są przyjaźni turystom i przybyszom, którzy chcą podziwiać piękno okolicznych  lasów, wód i zabytków.

Dawniej było inaczej i stąd tak nieprzychylnie potraktowano w Pszczewie ponad tysiąc lat temu Wojciecha Sławnikowica, bo tak  faktycznie nazywał się Święty Wojciech.  Opowiada o tym piękna legenda spisana przez Marię Krüger:

Zatopione miasto   

W tym miejscu gdzie dziś rozlewa swe wody jezioro pod miasteczkiem Pszczewem, w województwie poznańskim, rozciągało się przed setkami lat duże miasto. Po czystych ulicach, przy których stały piękne domy, chodzili bogato odziani mieszczanie. Wszędzie dosyć było jadła, nikt nie miał w tym mieście powodu do smutku i zgryzoty. Aż któregoś dnia, w letnie syte popołudnie, szedł ulicami obcy człowiek. Był obdarty i wynędzniały, wspierał się na dużym kiju, wystruganym z gałęzi lipowej. Szedł ubogi i nieznany, łaknący widać pożywienia. Ale mieszczanie i mieszczki mijali go obojętnie, spoglądając z pogardliwym uśmiechem na jego nędzę. Gdy więc nikt nie kwapił się, aby mu okazać gościnność, nieznany przybysz sam zapukał do pierwszych z brzegu drzwi. Uchyliły się i wyjrzała zza nich rumiana, okrągła twarz gospodyni. Wędrowiec pokłonił się i powiedział:

- Strudzony jestem daleką drogą i głodny. Czybyście nie dali mi schronienie i posiłku?

Ale gospodyni zatrzasnęła drzwi. W innym zaś domu gruby gospodarz ofuknął nieznajomego, a w jeszcze innym nawet obiecali psami wyszczuć, gdyby upominał się o pożywienie i chciał dłużej stać przy wejściu. Poszedł więc dalej i dopiero na przedmieściu ośmielił się zapukać do jakiegoś niedużego domku. Mieszkała w nim staruszka. Przyjęła gościnnie wędrowca, podzieliła się z nim chlebem i postawiła przed nim misę dymiącej kaszy.

Wyszedł potem podróżny przed dom, pokłonił się pięknie gospodyni, podziękował za przyjęcie, opodal jej domu wbił w ziemię swój kij lipowy, sękaty. Kiedy patrzała na to zdumiona, rzekł:

- Niechaj z tego kija wyrośnie przy twoim gościnnym domu piękne drzewo lipowe. Ale gdy drzewo to uschnie, wraz z nim zginie i to miasto okrutne, i jego nielitościwi mieszkańcy!

Odszedł potem nieznajomy gościńcem w szarzejącym mroku, a nazajutrz stara kobieta ujrzała na miejscu, gdzie był wbity kij -piękną, rozłożystą lipę, wonnym kwieciem okrytą. Pokochała to dziwne drzewo gospodyni z domku na przedmieściu, siadywała w jego cieniu i pamiętając o słowach nieznanego wędrowca - pielęgnowała, aby nie uschło. I było piękne, i zieleniło się jeszcze przez kilka lat. Ale potem, gdy umarła stara kobieta, zaczęło schnąć, gdyż nikt już o nie dbał. Nikt nie pielęgnował pięknej lipy, mimo że gospodyni z domku na przedmieściu powtarzała wielokrotnie mieszczanom słowa dziwnego przybysza. Aż wreszcie w pewien dzień pochmurny i ponury... zerwał się ogromny wicher. Targana jego podmuchami lipa runęła, a jednocześnie małe jeziorko rozlało się nagle szeroko i jego ciemne, spienione fale pochłonęły złe miasto. Zapadło się ono, hen, w głąb ziemi i tylko jeden dom ocalał na przedmieściu. Dom starej kobiety.

 Później do tego domu wprowadzili się jacyś ludzie i zbudowano jeszcze inne domy w pobliżu - i tak z czasem powstało miasteczko Pszczew. Nigdy jednak nie osiągnęło ono świetności zatopionego miasta. I tylko czasem starzy ludzie w tamtej okolicy, gdy zaczną wsłuchiwać się w ciszę wieczorną - twierdzą, że słyszą bicie dzwonów w jego kościołach i gwar rozmów na podwodnych ulicach.

  Swoistym żywotem Świętego Wojciecha można określić odlane w spiżu XII-wieczne Drzwi Gnieźnieńskie. Składają się one z 18 kaset ze scenami z jego życia, których kompozycja powstała na podstawie nieznanego nam żywotu św. Wojciecha. Jednak historia świętego, który jest jednym z trzech głównych katolickich patronów Polski oraz księcia Mieszka I, związana z rocznicą 1050 - lecia Chrztu Polski została w Ziemi Międzyrzeckiej. Błąka się po międzyrzeckim zamku, szumi w drzewach z pszczewskich lasów oraz w falach jeziora rozbijających się o brzeg półwyspu Katarzyna.

 

Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl