Magia świąt i siła polskich tradycji płynie z lasu i leśniczówki
Dziś sobota i jest to zwykle dzień, kiedy pojawia się szansa na spokojne podsumowanie minionego czasu. Szczególnie gdy na ścianie wisi już bardzo chudy kalendarz kartkowy, wskazujący na bliskość końca roku. Kalendarz przypomina również o zbliżającym się innym ważnym wydarzeniu. Przecież choć za oknem popaduje deszcz, nie ma skrzypiącego mrozem śniegu i nie dzwonią dzwonki sań, choć to nie parska Rudolf z mikołajowego zaprzęgu tylko kotka Blondynka wylegująca się na parapecie oka, to i tak coraz bliżej święta.
Dziś sobota i jest to zwykle dzień, kiedy pojawia się szansa na spokojne podsumowanie minionego czasu. Szczególnie gdy na ścianie wisi już bardzo chudy kalendarz kartkowy, wskazujący na bliskość końca roku. Kalendarz przypomina również o zbliżającym się innym ważnym wydarzeniu. Przecież choć za oknem popaduje deszcz, nie ma skrzypiącego mrozem śniegu i nie dzwonią dzwonki sań, choć to nie parska Rudolf z mikołajowego zaprzęgu tylko kotka Blondynka wylegująca się na parapecie oka, to i tak coraz bliżej święta.
„Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta…
Cały świat się nagle zmienia,
Gdy maluje szyby mróz.
Pierwszej gwiazdy nad głowami jasny blask,
Jeden uśmiech znaczy więcej niż sto słów.”
To słowa popularnej piosenki śpiewanej w przedświątecznym czasie przez różnych wykonawców. Są jednak inne, absolutnie wyjątkowe pieśni. Bez tych melodii nie byłoby świąt i tej przedziwnej magii Bożego Narodzenia. To jedna z najmilszych świątecznych tradycji: po uroczystej, wigilijnej wieczerzy siadamy przy choince i razem śpiewamy.
Polska tradycja zna ponad 500 kolęd i pastorałek, bo to oczywiste, że o nich mowa. Najstarsza zachowana polska kolęda pochodzi z 1421 roku i nosi tytuł "Zdrów bądź, królu anjelski". Nazwa kolęda jest zarezerwowana dla utworów o narodzinach Jezusa zgodnie z zapisem Ewangelii i powstawały one głównie z myślą o śpiewaniu ich w kościołach. Z kolei pastorałki to lekkie, nie posiadających sakralnego charakteru utwory o słowach, które często można nazwać perełkami naszej literatury.
Kolęd i pastorałek słuchamy zarówno w wykonaniu klasycznym, np. zespołu Śląsk lub Mazowsze, jak i w wersjach popularnych różnych piosenkarek i piosenkarzy. Podobno najpiękniejsze kolędy śpiewają górale i w pełni to potwierdzam, a moi ulubieni wykonawcy to Hania Rybka i zespół sióstr Paluch z Bukowiny Tatrzańskiej- Gronicki. Jednak także leśnicy inspirowani świątecznym, zimowym lasem potrafili nagrać w 2012 roku piękną płytę z pastorałkami i kolędami.
Jej powstanie wsparł Związek Leśników Polskich, a redakcja czasopisma „Głos Lasu” swojego czasu dołączyła płytę do grudniowego numeru tego pisma dla leśników. Bardzo chętnie słucham męskich głosów pod przewodnictwem Jurka Stachurskiego licząc na to, że kiedyś pojawi się kolejna płyta z kolędowaniem leśników.
Jeśli nieco zastanowimy się, to będzie to dla nas oczywiste, że magia wielu świąt, nie tylko Bożego Narodzenia oraz siła licznych polskich tradycji płynie z lasu. Polscy leśnicy mają w tym również wielki udział, nie tylko z powodu nagrania płyty z leśnymi kolędami. Leśnicy są zwykle gorącymi patriotami dbającymi o zachowanie narodowych tradycji, troszczącymi się o zachowanie naszej kultury i historii, zatem także z takich powodów dbają o las oraz wszystkie jego elementy. Nie tylko cele gospodarcze czyli kubiki drewna i w efekcie deski są ważne, nie tylko wskaźniki ekonomiczne opisują pracę leśników, ale dobrze świadczy o nas przede wszystkim świetnie zarządzany las, który spełnia wiele ważnych funkcji.
Na co dzień tak naprawdę mało interesujemy się tym co dzieje się w lesie. Pomimo wieloletnich starań leśników i nakładów czynionych na edukację leśną pozostaje jeszcze wiele do zrobienia, aby wszyscy mogli zrozumieć istotę prawidłowego zarządzania lasem. Świadczą o tym choćby ostatnie wydarzenia związane z Puszczą Białowieską i medialne sądy całej Europy nad poczynaniami leśników. Zostawmy jednak na boku te problemy, bo coraz bliżej święta…
Skoro jednak myślimy o świętach, czyli o choince, opłatku, jemiole, świątecznych potrawach i łakociach to myśli same uciekają do lasu. Przecież rodzinne, tradycyjne, polskie Święta Bożego Narodzenia mają swoje korzenie właśnie w lesie. Bez lasu i jego darów nie da się zrealizować przepisu na udane, rodzinne święta. Nie wierzycie? To oczywiste!
Wielu leśników bardzo dba o zachowanie świątecznych tradycji i obyczajów. To właśnie w kredensach starych leśniczówek zachowały się przepisy na świąteczne specjały, oparte na darach lasu. Tam zawsze pachniało świątecznym bigosem, grzybami, aromatycznymi przyprawami, miodem i balsamiczna wonią żywicy.
Mam nadzieję, że skorzystaliście z przepisu i zapach staropolskiego piernika unosi się w już nie tylko w kuchni leśniczówki i sprawia, że pomimo tego, że nie ma śniegu i mrozu, to u każdego pachnie świętami. Zadbajcie o to, aby każde święta oprócz zapachu choinki, smażonej ryby, barszczu, kapusty i innych specjałów, kojarzyły się też z zapachem domowego piernika, upieczonego na miodzie.
Pomyślcie, co z dzisiejszych świąt zapamiętają dzieci i wnuki? Lepiej niech to będzie zapach, smak i wspomnienie umiejętności rodziców czy dziadków, wspólnie przygotowujących święta, a nie kolejny film o przygodach Kevina lub jakiś gadżet znaleziony pod sztuczną choinką… Czy nie lepiej razem lepić pierogi z grzybami, wspominając miły czas grzybobrania czy wypiekać pierniki i pierniczki? Do wypieków najlepszy jest miód gryczany, ale może być inny, choć najlepsze są oczywiście z leśnych pasiek doglądanych przez leśników. Wiele razy w blogowych zapiskach wzdychałem i nadal wzdycham do najwspanialszego miodu jaki znam, czyli miodu leśniczego Jerzego Miliszewskiego z jego górskiej, beskidzkiej pasieki.
Leśnicy mają wielkie zasługi w trosce o pasieki wielu pszczelarzy, ale także odnawiając dawne bartnictwo w lasach wielu regionów Polski. W moich okolicach bartnictwo z dużymi sukcesami odtwarzają leśnicy z Nadleśnictwa Barlinek. Bartnictwo zawsze związane było z lasem. Potężne sosny, zwane bartnymi, stanowiły doskonałe miejsca na mieszkanie dla pszczół.
Dziś leśnicy starają się je inwentaryzować, zachować i chronić, a tam gdzie ich nie ma stawiają specjalne kłody bartne. Człowiek, najpierw podpatrując przyrodę, sam zaczął budować różne gniazda dla pszczół i czerpać z nich pożytki w postaci miodu oraz wosku. Ludzie, którzy tym się zajmowali - bartnicy - otoczeni byli dawniej dużym szacunkiem. Produkty: miód, wosk, propolis pozwalały zaspokajać głód, ale także wspomagać zdrowie i leczyć choroby.
Utworzenie barci dla pszczół urozmaica krajobraz leśny oraz stanowi element tradycji. Chcieliśmy, przez realizację tego zadania wzbudzić zainteresowanie społeczeństwa i uświadomić, jak ważną rolę w naszym ekosystemie oraz funkcjonowaniu życia w lesie i nas samych pełnią pszczoły - wyjaśnia dr inż. Sławomir Gibert, nadleśniczy Nadleśnictwa Barlinek, absolwent tego samego co ja, Technikum Leśnego w Rogozińcu. Świetnym pszczelarzem jest także leśniczy Piotr Zmarzlik, również mój kolega z Rogozińca.
Nawet na dachu Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych w Centrum Warszawy urządzono mini- pasiekę, która jest dowodem troski leśników o zachowanie zdrowia, tradycji i krzewienia wiedzy o tym, co dobre dla ludzi. Pszczołami opiekuje się Piotr Smiatacz, leśnik, dyrektor Zakładu Informatyki Lasów Państwowych, a przy okazji zapalony pszczelarz. Wbrew pozorom wielkomiejski miód okazał się w pełni wartościowy, jest zdrowy i nie zawiera metali ciężkich. W budynku dyrekcji LP otworzono też niedawno sklep, gdzie można kupić miody, grzyby, różne wyroby z dziczyzny i wszelkie zdrowe dary lasu. Warto tam zajrzeć przed świętami.
Leśnicy nieustannie zachęcają do stawiania w domach żywych ekologicznych choinek, prosto z lasu. Sztuczna choinka jest wygodna, może służyć przez kilka lat i nie wymaga sprzątania opadających igieł. Jednak sztuczne drzewka zdecydowanie nie są ekologiczne, bo zarówno ich produkcja jak i utylizacja są uciążliwe, a nawet szkodliwe dla naszego środowiska.
Żywy świerk, sosna czy jodła wypełniają nasze domy zapachem lasu, aromatem żywicy i widokiem najprawdziwszej zieleni. To najśliczniejsze drzewko, czasem z trudem zdobyte tworzy magię świąt i wokół niego gromadzą się ludzie związani ze sobą dobrymi uczuciami.
Aż trudno uwierzyć, że zwyczaj ubierania choinki rozpowszechnił się u nas dopiero ok. dwustu lat temu. W niektórych częściach Polski przyjął się dopiero w II połowie XX wieku. W XIX wieku, zwłaszcza wśród górali, ale też szlachty i mieszczan na południu Polski popularny był inny rodzaj wystroju świątecznego. Miał wiele nazw: podłaźnik, podlaźniczka, sad, jutka. Był to wierzchołek iglastego drzewka zawieszany u powały zwykle szczytem na dół, a przyozdabiany orzechami, jabłkami, ciasteczkami. Czasem też zapalano na nim świeczki. Strojeniem zajmowały się głównie dziewczęta, taki był obyczaj.
Znacznie starszy jest słowiański zwyczaj (znany jeszcze z obchodów Święta Godowego) dekorowania snopu zboża, zwanego Diduchem.
Najstarsze doniesienia o choince, czyli drzewku przyozdabianym na Boże Narodzenie podobno pochodzą z Alzacji. Ślady tego zwyczaju znajdziemy w kazaniach kościelnych. Dotyczyły one ustawiania w domach iglastego drzewka: jodły, sosny lub świerku przybranego jabłkami, orzechami i ozdobami z papieru i słomy. Dawno temu, bo w 1604 r. teolog Dannhauer strofował wiernych z ambony krzycząc, że: „wśród różnych głupstw świątecznych jest także choinka".
Istnieje wiele legend związanych z choinkami. Jedna z nich każe uważać za "wynalazcę" choinki św. Bonifacego, zwanego apostołem Niemiec, który zginął z ręki pogan w VIII wieku. Legenda głosi, że św. Bonifacy nawracając na chrześcijaństwo pogańskich Franków ściął potężny dąb, który był dla nich drzewem świętym. Upadający olbrzym zniszczył wszystkie rosnące wokół niego drzewa poza małą sosenką. „Widzicie, właśnie ta mała sosenka – podobno powiedział misjonarz – jest potężniejsza od waszego dębu. I jest zawsze zielona, tak jak wieczny jest Bóg dający nam wieczne życie. Niech ona przypomina wam Chrystusa”.
Czy tak było naprawdę – nie wiadomo, ale przecież w każdej legendzie tkwi źdźbło prawdy. Jedna z legend mówi, że Bonifacy, aby przybliżyć poganom tajemnicę św. Trójcy, wykorzystywał trójkątny kształt sosny.
Według jeszcze innych podań sosna została stworzona jak każde inne drzewo; miała kwiaty, liście i owoce. Ale gdy Ewa sięgnęła po zakazany owoc, liście sosny pomarszczyły się i skurczyły, przekształcając w igły, a kwiaty i owoce przemieniły się w szyszki. Od tej pory tylko raz w roku, w noc Bożego Narodzenia, sosna w cudowny sposób zakwita. Ludzie ozdabiają ją kolorowymi ozdobami i czasem nazywają „bożym drzewkiem”.
Jedno z ludowych podań głosi, że w noc, kiedy narodził się Chrystus, wszystkie zwierzęta i roślin wyruszyły do Betlejem, aby złożyć dar Nowonarodzonemu. Drzewo oliwne przyniosło oliwki, palma daktyle, tylko mała sosenka nie miała podarunku. Była tym bardzo zmartwiona, a do tego większe drzewa odpychały ją od malutkiego Jezusa. Wtedy stojący najbliżej anioł ulitował się nad nią i nakazał gwiazdom, aby zstąpiły z nieba i ozdobiły jej delikatne gałązki. Kiedy Dzieciątko spostrzegło piękne, iskrzące się drzewko, uśmiechnęło się i pobłogosławiło je. I powiedziało, że odtąd sosna w czasie świąt Bożego Narodzenia powinna zawsze być przybrana światełkami, aby przynosić radość dzieciom.
W naszym kraju najczęściej to świerki i jodły ustawiane są w domach i ozdabiane bombkami oraz lampkami. Ale jak je zdobyć?
Dawniej na wsiach przyniesienie choinki do domu miało cechy kradzieży obrzędowej: gospodarz rankiem w Wigilię udawał się do lasu, a wyniesiona z niego choinka czy gałęzie, "ukradzione" innemu światu, za jaki postrzegany był las, miały przynieść złodziejowi szczęście. To już jednak przeszłość, a wielu z nas ma inne wspomnienia z dzieciństwa jak legalnie choć samodzielnie „zdobywało się” choinkę...
Dziś oferta żywych choinek jest bardzo szeroka, a ja, jak każdy leśnik zapewniam, że świerk, jodła czy sosna zawierają w sobie życiodajne moce i mają cudowne właściwości, dlatego warto przynosić choinkę do domu. W jej "zdobyciu" od lat wszystkim chętnym pomagają leśnicy. W tym roku pomogli nawet papieżowi i polska choinka pojechała do Watykanu.
Podobnie wygląda moc innego symbolu świąt- jemioły. Jemioła od wieków jest uważana za roślinę magiczną i dar bogów, gdyż rośnie wysoko, poza zasięgiem ludzi i zwierząt. Była szczególnie ceniona przez Celtów, którzy zamieszkiwali nasze ziemie przed Słowianami. Druidzi pod jemiołą odprawiali swoje rytuały i szczególnie czcili jemiołę, która wyrosła na dębie. Uznawano ją za dar bogów, zawieszony pomiędzy ziemią a niebiosami. Taką dębową jemiołę ścinano nie zwykłym, metalowym lecz złotym sierpem na białą płachtę. Ścięta jemioła nie mogła dotknąć ziemi, ponieważ wtedy straciłaby całą swoją magiczną moc.
Dawano ją niepłodnym zwierzętom. Przygotowywano z niej także leki dla ludzi, gdyż była uznawana za panaceum na wszelkie choroby. Pod drzewem z którego ścinano jemiołę, składano ku czci bogów ofiarę z wołu lub z osła. Za jemiołę o najpotężniejszym działaniu uznawano tę ściętą w przesilenie zimowe, czyli w nocy 21/22 grudnia. To już niebawem. Pędy jemioły powieszone pod sufitem lub nad drzwiami chroniły domostwo przed złymi mocami i pożarami oraz zapewniały pomyślność. Jemioła i dziś sprowadza do domu szczęście, powodzenie oraz bogactwo. W sklepach niewielki pęczek jemioły kosztuje kilkanaście lub więcej złotych. Wystarczy jednak wybrać się wcześniej na spacer do lasu i bez problemu znajdziemy ją sami.
Jemioła to półpasożytniczy krzew, który znajdziemy na topolach, brzozach, drzewach owocowych i sosnach. Często zobaczymy przy niej różne ptaki, szczególnie jemiołuszki, które chętnie zjadają owoce jemioły. Przypominają one jagody w kolorze białawym, nieco szkliste o śluzowatym miąższu (nasiona są lepkie).
Przed świętami pamiętajmy także o ptakach i zwierzętach. Najważniejszym momentem i faktycznym rozpoczęciem Świąt Bożego Narodzenia jest moment dzielenia się opłatkiem. W Polsce to zwyczaj bardzo odrębny, jedyny w swoim rodzaju i mający znaczenie mistyczne. W dzieleniu się opłatkiem nie przeszkadzały nam wojny, rewolucje i inne zakręty dziejów. Łamano się nim na zsyłce w mrozach Syberii, w obozach koncentracyjnych, w okopach wojennych oraz na dalekiej emigracji. Opłatek wysyła się bliskim osobom, nieobecnym przy wigilijnym stole w listach, łącznie z świątecznymi życzeniami. Pięknie zdobione opłatki były główną ozdobą dawnych podłaźniczek. Wyrób opłatków to osobna dziedzina sztuki, gdzie przeplata się polska fantazja ze zręcznością artystów. W wigilijny wieczór dzielenie się opłatkiem rozpoczyna zawsze pan domu, który rozdaje białe kawałki każdemu z obecnych… Nie zapomnijcie podzielić się opłatkiem i karmą z ptakami oraz zwierzętami. Pewnie niebawem przyciśnie mróz, a zatem przed świętami należy szczególnie zadbać o napełnienie karmników słonecznikiem i wywieszenie słoniny lub tłuszczowych pyz. Warto również podrzucić ptakom kilka jabłek, a jeśli ktoś ma własne jabłonie, zostawić część owoców na drzewach. Równie chętnie jak jemiołę, odwiedzają takie jabłonie jemiołuszki
Przecież ludzie także przygotowują dla siebie pyszne potrawy na świąteczny stół i już niebawem podzielą się białym opłatkiem. Dzielenie się opłatkiem w wigilijny wieczór to zwyczaj wywodzący się z czasów pierwszych chrześcijan, którzy łamali się chlebem. Łamanie się opłatkiem ze zwierzętami hodowlanymi i leśnymi, to także stary zwyczaj, sięgający XVI wieku. Wierzymy od wieków, że kolorowy opłatek, który w odróżnieniu od białego nie jest święcony, strzeże zwierzęta przed wszelkimi chorobami, wilkami i … złym spojrzeniem. Dzięki temu, że zwierzęta w wigilijną noc kosztują kolorowego opłatka mogą mówić ludzkim głosem i oceniać swoich gospodarzy. Pamiętajmy jednak, że nie wolno ich jednak podsłuchiwać.
W różnych regionach Polski istnieją rozmaite zwyczaje dotyczące dzieleniem się z różnymi zwierzętami pokarmami połączonymi z kawałkami opłatka. W ten sposób dziękowano koniom za ciężką pracę, krowy proszono o mleko, a kurom dawano z opłatkiem groch, aby dobrze się niosły. Wierzono też, że poczęstowane nim krowy będą zdrowsze i dadzą więcej mleka. Znaczyło to też, że ludzie pragną pokoju z całym stworzeniem.
Pamiętam z czasów dzieciństwa jak chodziłem na plebanię po opłatek. Ksiądz Władysław wkładał w kopertę opłatek z kolorową opaską i tłumaczył: „Ten bielutki, poświęcony jest dla was, którzy zasiądziecie przy wigilijnym stole, a te kolorowe- zielone i różowe są dla zwierząt, które nam służą i dają pożywienie. Włóż je w wigilijny wieczór do ich karmy, żeby nie obgadały cię w tę radosną noc.”
Wracałem do domu i układałem na talerzyku udekorowanym świerkową łapką i listkiem jemioły zarówno biały, jak i kolorowy opłatek. W wigilijne południe zanosiłem kawałek zielonego opłatka do posypu dla kuropatw, który ustawiłem z moim tatą w polach, tuż za domem i w pobliskie krzaki bzu, gdzie podchodziły zające, a czasem sarny. Różowy opłatek drobiłem świnkom morskim i królikom. Różne bywały obyczaje dzielenia się opłatkiem ze zwierzakami ale zawsze musiały być określonego koloru, np. żółty przeznaczony był dla krów, a czerwony dla koni.
Dziś to dla niektórych zapomniany obyczaj, ale nie wyobrażam sobie spotkania przy wigilijnym stole bez białego opłatka
Skoro mowa o tradycji to przypomnę, że w naszej staropolskiej kulturze także sylwestrowy wieczór nie był czasem balów ale spotkań połączonych z wróżbami, laniem wosku oraz cyny i ołowiu, czyli przepowiadaniem przyszłości Nowego Roku. Panny, które wykazały się odwagą i w samotności o północy zaglądały w zwierciadło (ale musiały występować w stroju ”Ewy”) miały szansą zobaczyć tam przyszłego męża lub…diabła, jak nie zasłużyły sobie dobrym sprawowaniem na poznanie przyszłości małżeńskiej. Na stołach zaścielonych białym obrusem kładziono bochen chleba i sól, aby nie zabrakło tego nikomu w nowym roku. Jest wiele obyczajów regionalnych na tę noc - wieszanie u powały zwierzątek z ciasta, drobnych podarunków zwanych dawniej kolędami, odwiedzin sąsiedzkich, sypania ziarna na szczęście, obrzędowych drobnych kradzieży, np. bram czy furtek, co dobrze pamiętam z dzieciństwa…
Starym obyczajem jest też hałasowanie i zabawy ogniem- czyli race, sztuczne ognie i fajerwerki.
To właśnie w tę noc złe moce i wszelkie demony mogły szkodzić ludziom. Odstraszano je dawniej hukiem i ogniem. Stąd tradycja strzelania z batów, walenia kijami po płotach, dudnienia w blachy.
Las podpowiada nam wiele rozwiązań i kryje wiele ciekawych przepisów na udane święta. Wystarczy posiadać tylko nieco wiedzy na temat tego, co nam oferuje i dbać o dorobek naszych przodków, którzy stopniowo odkrywali jego tajemnice. Pomagają w tym także leśnicy, wystarczy nas tylko posłuchać, bo kto zna lepiej las i jego tajemnice jak my? Dlatego warto słuchać podpowiedzi ludzi lasu i zadbać, aby na świątecznym stole pojawiły się smaki znane nam z dzieciństwa i przekazać ich urok dzieciom oraz wnukom. Tradycja i stół łączą ludzi, to oczywiste.
Nie odnajdziemy tej magii w ekskluzywnym kurorcie, ani w nawet najlepszej restauracji, gdzie niektórzy spędzają świąteczny czas. Magia świąt polega przecież przede wszystkim na wspólnym, rodzinnym przygotowaniu świąt w oparciu o tradycyjne przepisy, których tak wiele kryje się w babcinych kredensach. Szczególnie gdy babcia jest lub była leśniczyną… Z kolei składniki niezbędne do przygotowania świątecznych potraw oraz do dekoracji świątecznego stołu znajdziemy głównie w lesie, choć oczywiście nie wszystkie. Spotykajmy się w zatem w radosnej, rodzinnej atmosferze przy pachnącej lasem choince i polskich potrawach pełnych aromatu grzybów, miodów, owoców leśnych i ziół. Szanujmy las i leśników, którzy o niego dobrze dbają. Szanujmy siebie nawzajem. Najbardziej rodzinne Święta i Nowy Rok już niebawem, życzę miłych spotkań przy tradycyjnym stole.
Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl