Magia miasta czy urok wsi
W trakcie urlopu miałem mały miejski „przerywnik”, bo musiałem na dwa dni wybrać się do Warszawy. Odwiedziłem Dyrekcję Generalną Lasów Państwowych i uczestniczyłem w warsztatach dotyczących komunikacji wewnętrznej w mojej firmie. Stolica, jak na stolicę przystało przywitała mnie gwarem samochodowych silników i zatłoczonymi ulicami. Byłem już wiele razy w Warszawie, ale nigdy nie miałem okazji przebywać tam turystycznie. W zasadzie nie miałem okazji poznać jej bliżej. Zwiedzałem kiedyś tylko gmach Sejmu i Senatu, poznałem kancelarię premiera oraz kilka ministerstw. Resztę miasta znam tylko z fotografii i przewodników. Wyszedłem z Dworca Centralnego i zamiast wsiąść do taksówki ruszyłem pieszo Alejami Jerozolimskimi, Bracką i Czerniakowską.
Mijałem wiele miejsc znanych mi szczególnie z literatury dotyczącej Powstania Warszawskiego. To fragment, tragiczny fragment naszej historii, o którym przeczytałem wiele książek. Także wierszy, szczególnie mojego ulubionego K.K. Baczyńskiego. Z zadumą zatem spoglądałem na tabliczki ze znajomo brzmiącymi nazwami ulic oraz liczne pamiątki historyczne:
Gdy dotarłem nad Wisłę przysiadłem nieopodal pomnika saperów. Wspominałem opowieści mojego nieżyjącego już sąsiada, pana Piotra Kłosa o forsowaniu Wisły przez II Armię Wojska Polskiego i o walkach na Powiślu.Obserwowałem też życie ludzi w stolicy. W centrum ruch prawie jak na zakopiańskich Krupówkach:
Zauważyłem też, że ludzie na ulicach prawie ze sobą nie rozmawiają. Idą milcząc, często ze słuchawkami w uszach lub rozmawiając przez telefon. Pełna anonimowość i obojętność. Nikt się do nikogo nie uśmiecha, nie pozdrawia, nie zagaduje. Pośpiech, zdenerwowanie, stres… Choć na Powiślu przyjemnie zaskoczyła mnie mnogość zieleni, parków i starsi ludzie na ławeczkach. Wieczorem w jednym z pubów oglądałem na wielkim ekranie pasjonujący mecz Legii Warszawa ze Spartakiem Moskwa. Legia górą po golu strzelonym w 90 minucie!
Większość stolicy to wielkie bloki, szerokie ulice pełne błyszczących samochodów i chodniki szczelnie wypełnione pędzącym przed siebie tłumem. Cóż, to jest być może właśnie magia miasta. Reklamy, kolorowe witryny sklepów, marmury firm... Ludzie dobrze ubrani, pachnący markowymi wodami i niosący w skórzanych teczkach lśniące laptopy. Sztuczni, obojętni dla siebie, odgrywający role społeczne narzucone im przez pęd życia. To naturalnie moje wrażenie, może bardzo subiektywne. Nie chciałbym jednak tak żyć…
Zdecydowanie wolę urok wsi czy małomiasteczkową, pozorną szarość. Życie w małych społecznościach, choć wydaje się mało atrakcyjne, jest zupełnie inne. Naturalne, spontaniczne ale ciekawe. Wiadomo, że na wsi brakuje wiele elementów współczesnej cywilizacji, zupełnie normalnych w mieście. Można na wsi mieszkać uroczo:
Można też tonąć w błocie, kurzu i spoglądać na "zawracające ostro bociany":
Jednak na wsi żyje się zupełnie inaczej. Tutaj ludzie wciąż są jedną społecznością. Każdy jest rozpoznawalny, ma swoją etykietę (albo dobrą, albo złą – według zasług), z całą pewnością nie jest anonimowy. Kiedy idę ulicą większość ludzi poznaje mnie z daleka, pozdrawia i zagaduje. Leśniczego ludzie pytają o drewno, grzyby, nawet o sprawy rodzinne. Wszyscy wiedzą kim jestem. Niezależnie, czy jestem ubrany „mundurowo” czy „cywilnie”. Czasami jest to uciążliwe, ale z drugiej strony miłe. Motywuje do nieustannego „trzymania fasonu”,zobowiązuje do godnego reprezentowania Braci Leśnej ale też daje poczucie własnej wartości.
Społeczność wsi czy małych miasteczek jest zorganizowana zupełnie inaczej niż w dużym mieście. Tu wszystko jest proste. Ludzie dzielą się na swoich i obcych. Na porządnych i tych mniej porządnych, których jest zdecydowanie mniej. Ludzie uśmiechają się do siebie, podają sobie ręce, machają „łapką” jadąc samochodem. Wieś jest przewidywalna, bezpieczna i przyjazna. Pomimo wielu braków, mniejszego komfortu życia i różnych uciążliwości zdecydowanie góruje nad niby-magicznym miastem. Choć wielu wabi ta magia i nie żałują swojego wyboru… Bywa jednak, że prędzej, czy później wracają na wieś.
Żeby docenić urok wsi warto wybrać się czasem ( oby nie za często) do dużego miasta. Jak cudownie wraca się wtedy do mozaiki pól i łąk, pachnącego żywicą lasu i krętej, wąskiej drogi pozbawionej irytujących świateł. Bardzo lubię takie powroty i robię się coraz bardziej odporny na magię miasta, nawet jeśli jest to stolica....
Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl