Lektura na coraz dłuższe wieczory

Zakupiona niedawno w piskiej księgarni książka A.F. Ossendowskiego „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów” dostarczyła mi wrażeń na kilka kolejnych wieczorów. Nie mogłem się oderwać, bo łączy w sobie wiele z tego, co cenię w literaturze faktu – ciekawy okres historyczny, rzetelność reportażu i wydarzenia, których splotu nie wymyśliłby żaden pisarz fabularny. Dwa lata, konno, przez Syberię, Mongolię i Azję centralną, w walce o życie i ucieczce przed sowieckim terrorem. Start zimą roku 1920...
26.10.2009

Zakupiona niedawno w piskiej księgarni książka A.F. Ossendowskiego „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów” dostarczyła mi wrażeń na kilka kolejnych wieczorów. Nie mogłem się oderwać, bo łączy w sobie wiele z tego, co cenię w literaturze faktu – ciekawy okres historyczny, rzetelność reportażu i wydarzenia, których splotu nie wymyśliłby żaden pisarz fabularny. Dwa lata, konno, przez Syberię, Mongolię i Azję centralną, w walce o życie i ucieczce przed sowieckim terrorem. Start zimą roku 1920...

Nie jest to jak widać pozycja świeża – wydana zresztą w serii „Podróże retro” – bo pierwszy raz ukazała się drukiem w roku 1923. Ale wydana teraz na nowo, ma szansę zyskać skazanemu w PRL na zapomnienie autorowi rzesze nowych wielbicieli. (Książki tego autora po wojnie były niszczone bezwzględnie, nie miały prawa znaleźć się w żadnej bibliotece – a dlaczego, staje się jasne już po kilku pierwszych zdaniach.) Ossendowski to postać niezwykła – naukowiec, pisarz, podróżnik. Przed II wojną bardzo znany, nie tylko w Polsce, tłumaczony na wiele języków.

„Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów” to nie tylko historia pewnej przymusowej podróży. To również seria miniaturowych reportaży z serca Syberii, z arcytrudnej przeprawy przez góry do Mongolii, z pobytu u Żywego Buddy. Seria nieprawdopodobnych opowieści o świecie którego już dawno nie ma, bo unicestwiły go wojny i rewolucje, o terenach gdzie prawie sto lat później cywilizacja raczej wciąż nie dotarła i jak sądzę nie dotrze. Autor z taką samą pieczołowitością opisuje zarówno świat dzikiej, surowej przyrody jak i ludzkie obyczaje, obrzędy i podłości. Soczysty, piękny, nieco archaiczny język dodaje jeszcze uroku. Jeżeli ktoś lubi tego rodzaju literaturę – serdecznie polecam.

Na koniec jeszcze dodam usłyszaną od rodziny anegdotkę ze stanu wojennego. Otóż ktoś ze środowiska naukowego wracał z konferencji za granicą i wiózł ze sobą wydaną tamże książkę Ossendowskiego „Lenin”. Po wjeździe pociągu do Polski przychodzi celnik i przeszukuje bagaż w poszukiwaniu tzw. bibuły (dla tych co nie pamiętają – nielegalnych wydawnictw prasy i literatury solidarnościowej). Znajduje książkę i pyta: „- A to co?” – „No jak to co – Lenin!” – padła odpowiedź. Tu nastąpił salut, służbowe trzaśnięcie obcasami i celnik piorunem zniknął. Gdyby tylko wiedział co zawiera książka ...