Krakowski transfer

Ostatni z moich wyżłowych szczeniaków został sprzedany.
20.04.2008

Ostatni z moich wyżłowych szczeniaków został sprzedany.

Właściwie chciałem sobie tę suczkę zostawić, bo przez pół roku obserwacji nabrałem pewności, że jest utalentowana myśliwsko i chciałem ją układać do polowania. Ale praca ze szczeniakiem wymaga czasu, a tego nie mam w nadmiarze. Ani ja ani żona nie byliśmy w stanie zajmować się nią na tyle dużo, żeby ukierunkować jej pasję. (Pies taki jak polujący wyżeł nie powinien łapać myszy ani żab, ani gonić na łące za bocianem, powinien za to aportować kaczki, wystawiać bażanty i chodzić po tropie. Ale ukierunkowanie go w taki sposób to sporo zajęcia.) Włożona praca procentuje później przez długie lata, jednak najważniejszy jest początek. Szkolenie „podstawowe” można rozpoczynać wcześniej, ale w wieku sześciu miesięcy to już trzeba, żeby nie utrudniać sobie zadania. Jak pies posmakuje za dużo wolności, to później niechętnie akceptuje narzucane mu ograniczenia.

Postanowiliśmy więc zamieścić ogłoszenie w jednym z portali myśliwskich i oddać suczkę w dobre ręce. Kiedy zadzwonił myśliwy z Krakowa i powiedział, że odległość go nie zniechęca, trochę się zdziwiłem. Wysłałem mu mailem kilka zdjęć, a on stwierdził, że zaraz po psa przyjeżdża. Skoro ktoś jest gotów jechać 800 km po szczeniaka to uznałem, że jest godny zaufania... Suczka będzie miała obwód pełen bażantów, czyli to co wyżły lubią najbardziej, oraz dom z ogrodem. Jesienią chcę pojechać w góry, może odwiedzę po drodze Kraków i zobaczę jak się chowa.