Końskie rajdy

Długi weekend wiąże się jak zwykle z najazdem gości. Tym razem było trochę inaczej, bo oprócz znajomych zawitali do leśniczówki jeźdźcy.
04.05.2008

Długi weekend wiąże się jak zwykle z najazdem gości. Tym razem było trochę inaczej, bo oprócz znajomych zawitali do leśniczówki jeźdźcy.

Był to rajd konny organizowany przez koleżankę prowadzącą gospodarstwo agroturystyczne jakieś trzydzieści kilometrów ode mnie. Z jednego miejsca do drugiego można przejechać wyznaczonym przez nadleśnictwo szlakiem konnym. Jest to kilka dobrych godzin w siodle, ale jeżeli ktoś dobrze jeździ konno to bez problemu tę odległość pokona.

Oddział "ułanów" przybył trochę sterany, bo po drodze złapał ich deszcz i porządnie zmokli. Nie wszyscy mieli dobre przeciwdeszczowe kurtki, bo kiedy wyruszali nic nie zapowiadało ulewy. Ale po obiedzie się trochę rozgrzali. Potem przyjechał po nich samochód i pojechali suszyć się i spać na kwatery. Konie zostały na noc w mojej raczej skromnej i leciwej stajni, gdzie specjalnie porobiłem dodatkowe boksy.

Następnego dnia rano rajdowcy pojawili się z powrotem, tym razem wyposażeni w cały arsenał peleryn przeciwdeszczowych. Ale oczywiście przez całą drogę nie spadła im na głowę ani jedna kropla deszczu.
Przyłączyłem się do nich na swoim Gacku i odprowadziłem ich do pierwszej wsi leżącej na trasie.
Jak opowiedziała mi koleżanka - organizatorka wyprawy  i właścicielka koni – po rajdzie okazało się że kilka koni nabawiło się kontuzji spowodowanych brakiem wprawy dosiadających je jeźdźców. Ale ogólny bilans wycieczki okazał się na tyle pozytywny, że planowany jest następny wyjazd, latem, tym razem z noclegiem na sianie u mnie nad stajnią i wieczornym ogniskiem.