Kamieniu, leśny kamieniu...
Piotr Rubik napisał pieśń o leśnym strumieniu: Strumieniu, leśny strumieniu Źródlanej wody krynico Strumieniu, leśny strumieniu Gdzież twych początków tajemnica...
Zapamiętałem tę pieśń z przejmującego wykonania niepełnosprawnej, utalentowanej pieśniarki z Międzyrzecza- Karoliny Szulgi. Jednak o tajemnicach lasu wiele mogą powiedzieć strumienie, ale zapewne jeszcze więcej leśne kamienie. Przez Zachodnią Polskę przez lata przetaczały się karawany kupców, przejeżdżał dyliżans, maszerowały rozmaite wojska z różnych krajów. Mało zostało po nich śladów materialnych, czasem warto zwrócić uwagę na kamienie. Kiedyś spacerując po dawnym podwórzu leśniczówki Suszkowo (Waldecke) nieopodal Pszczewa znalazłem taki ciekawy kamień:
Któż wie, jaka z nim wiąże się historia?
Niedawno znajomy historyk i regionalista Andrzej Chmielewski przekazał mi opowieść jednego z mieszkańców Bobowicka. Mówił on o ciekawych kamieniach, które leżą w lesie, w dawnych wyrobiskach żwiru, nieopodal wsi. Pojechałem tam i po niedługich poszukiwaniach znalazłem te głazy:
Okazało się, że razem ze śmieciami, zapewne już dawno temu ktoś wywiózł do lasu pomniki upamiętniające osoby, prawdopodobnie z Bobowicka, które poległy w I wojnie światowej:
W czasie tej wojny wojska niemieckie straciły około 2 mln żołnierzy. Często były to osoby z okolicznych miejscowości, które wtedy leżały w granicach Niemiec. Choć nieraz czuli się Polakami, musieli służyć i oddawać życie za Niemcy. Po zakończonej w 1918 roku wojnie często poświęcano im epitafia i tablice umieszczane w kościołach.
W pszczewskim kościele Marii Magdaleny znajduje się taka w bocznej kaplicy. Także na starym cmentarzu można znaleźć wspomnienie po żołnierzach- dawnych mieszkańcach Pszczewa. Była to powszechna praktyka na tych ziemiach, gdzie także stawiano kamienne pomniki. Były one umieszczane obok kościołów, szkół, cmentarzy, na placach, rozwidleniach dróg itd. Pomniki te miały najczęściej kształt prostopadłościanów lub zbliżony do obelisku, z wykutymi nazwiskami. Niektóre były wykonane w postaci dużego głazu.
Po 1945 r. zostały one naj częściej zniszczone (szczególnie wykonane z cegły), lub częściowo rozebrane. Niekiedy zrywano z nich inskrypcje, orły, skuwano napisy, krzyże żelazne i hełmy. Wszystko co „poniemieckie" traktowano wtedy wrogo. Trudno się dziwić. Po pewnym okresie, niektóre z nich zostały "zagospodarowane" na obiekty kultu religijnego lub trafiły na śmietnik ja te, znalezione w lesie... Choć ostatnio wiele z nich powraca na miejsce staraniem władz gminnych lub regionalistów czy miłośników historii.
Nie wypada jednak aby tam pozostały. Dziś po latach inaczej na nie spoglądamy. To przecież prawdziwa historia tych ziem. Sądzę, że niebawem uda się je wydobyć spod leśnej ściółki i uchronić przed zupełnym zniszczeniem. Pewnie uda się znaleźć sojuszników w tym przedsięwzięciu. Warto wiedzieć, że w każdej wiosce, skąd pochodzili zabici żołnierze stawiano pomnik z nazwiskami ofiar i datą ich śmierci. Podobno ten zwyczaj zapoczątkowano już w czasie wojen napoleońskich.
Zachętą do tego upamiętniania rodaków- żołnierzy, były strofy wiersza z 1813 r. „Wezwanie" poety śląskiego i żołnierza Teodora Koernera: „Vergiß, mein Volk, die treuen Toten nicht" ("Nie zapomnij, mój narodzie, o wiernych zabitych"). W wierszu Koerner wzywał do ozdobienia urny z prochami poległych bohaterów wieńcem z liści dębowych. Wkrótce sam poeta także poległ. Wieniec, a także orzeł lub krzyż żelazny:
a potem także hełm, który jest na tablicy stojącej na pszczewskim cmentarzu był elementem graficznym epitafiów od 1815 r. Potem po wojnach z 1866 i 1871 i głównie po 1918 r. zaczęto stawiać pomniki takie jak te zagubione pośród lasów sasiedniego Nadleśnictwa Międzyrzecz. Przyglądajcie się leśnym kamieniom, niejedną skrywają tajemnicę...
Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl.