Jeleń w scypule

Całe popołudnie rąbałem drewno na opał. To dobra pora żeby tym się zająć ponieważ jest jeszcze dużo czasu na wysuszenie szczap. Komary cięły bez litości. Zrobiłem sobie przerwę i przysiadłem na pieńku. Pies zabawiał się z jaskółkami próbując je dogonić, czasem głośno szczekając. Rozmawiałem głośno z żoną udzielając jej rad przy pieleniu ogrodu (he, he).
26.05.2009

Całe popołudnie rąbałem drewno na opał. To dobra pora żeby tym się zająć ponieważ jest jeszcze dużo czasu na wysuszenie szczap. Komary cięły bez litości. Zrobiłem sobie przerwę i przysiadłem na pieńku. Pies zabawiał się z jaskółkami próbując je dogonić, czasem głośno szczekając. Rozmawiałem głośno z żoną udzielając jej rad przy pieleniu ogrodu (he, he).

Aż wreszcie spojrzałem przed siebie i zobaczyłem za płotem na łące trzy pasące się jelenie byki. Ani trochę nie przeszkadzał im zamęt na podwórzu w spokojnym żerowaniu. Ograniczały się tylko do tego, żeby co pewien czas rzucić okien na ludzki bałagan. Tak jak stałem popędziłem po aparat. Trochę spękały ale po skończonej sesji zdjęciowej nadal skubały trawę.

Udało się ich nie spłoszyć. Widziałem je zresztą już któryś dzień z kolei – podchodziły codziennie trochę bliżej domu. Zresztą jak poszedłem do nich na łąkę, okazało się, że są tam nie tylko trzy byki, ale i cała chmara, w sumie z dziesięć sztuk.

Byki o tej porze roku wyglądają trochę śmiesznie – całe poroże mają jeszcze w scypule, zupełnie nowe. Zrzucają je na przełomie zimy i wiosny (od lutego do kwietnia) a później wyrasta kolejny wieniec, początkowo właśnie pokryty takim miękkim, trochę „zamszowym” naskórkiem. Scypuł jest unerwiony i ukrwiony, dlatego kiedy jelenie wycierają go odsłaniając kość poroża jest ono często „udekorowane” powiewającymi resztkami zbędnej już skóry.

Dotykałem kiedyś takiego poroża w scypule u kozła sarny. Przypomina irchę jaką wyciera się przyrządy optyczne. Kozioł wlazł do płotu i zjadał sadzonki na uprawie. Razem z robotnikami próbowaliśmy go wypędzić przez otwartą bramę. Ale za każdym razem kiedy leciał już do bramy, z niewiadomego powodu zawracał i gnał z powrotem. Udało nam się go wreszcie zapędzić w (kozi) róg i złapać. Był to całkiem przyzwoity szóstak. Ja trzymałem za parostki, dwóch robotników za nogi, kozioł darł się wniebogłosy przekonany że umiera, ale wypuszczony za bramą pognał do lasu. Miły meszek pamiętam do dziś.