Historii z gniazdem ciąg dalszy

Zagadka jednego pustego gniazda i drugiego niedokończonego została rozwiązana w stylu historii kryminalnej...
20.06.2010

Zagadka jednego pustego gniazda i drugiego niedokończonego została rozwiązana w stylu historii kryminalnej...

gniazdo1a.jpg

Pisałem jakiś czas temu o gnieździe które znalazłem u siebie w lesie i które zgłosiłem w nadleśnictwie. Wezwany został specjalista z Komitetu Ochrony Orłów z którym ruszyłem na powierzchnię. Ornitolog obejrzał puste gniazdo i powiedział: „Bocian czarny”.

Gniazdo jest typowe dla tego gatunku ze względu na lokalizację (stary sosnowy las, blisko śródleśnych łąk oraz zarastającego jeziorka i kilkudziesięciu hektarów bagien) oraz niedbałą, również charakterystyczną konstrukcję. Pozornie wygląda na mało stabilne i tymczasowe, choć wcale takie nie musi być.

W okolicy gniazduje wiele gatunków ptaków, którym takie miejsce odpowiada – jest derkacz, żurawie, czajki, słonki, no i czasami jak wiadomo bocian czarny. Jak powiedział ornitolog, bocianie gniazdo było na pewno zamieszkane, o czym świadczy m. in. jego wielkość, ale teraz stoi puste. Nie oznacza to jednak, że nie zostanie znowu zasiedlone.

Krążąc po okolicy zauważyliśmy jeszcze jedno gniazdo bociana czarnego – tym razem była to rozpoczęta ale niedokończona budowa. Ja sam nie uznałbym tej leżącej w koronie sosny garści gałęzi za początek gniazda, ale taki bociani styl.

Znaleźliśmy również pióro bielika. Tym samym zagadka jednego pustego gniazda i drugiego niedokończonego została rozwiązana w stylu historii kryminalnej. Otóż bieliki zdaniem ornitologa często polują na bociany czarne i równie często niszczą ich lęgi. Ta lokalizacja jest już na pewno okolicznym bielikom znana.

Ustaliliśmy więc, że zrąb, który miałem tam wycinać, nie zostanie założony ani w tym roku ani w tym dziesięcioleciu. Dla drzewostanu – studwudziestoletniego sosnowego lasu - nie ma to większego znaczenia. Jeżeli w tym czasie bocian się tam nie pojawi, trudno. Swoją drogą ornitologowi bardzo podobała się okolica bocianich gniazd i jej bioróżnorodność. Próbowaliśmy wyobrazić ją sobie sto lat temu, zanim miejscowa niemiecka administracja leśna rozpoczęła prace melioracyjne. Dzisiaj jasno widać, że nic one nie wniosły – uzyskane dzięki osuszaniu terenu łąki były zbyt ubogie żeby dało się je użytkować rolniczo. Ale takie były czasy – spuszczano wodę nawet z dużego jeziora Orzysz żeby zyskać dodatkowe hektary pod uprawę. I to wszystko nie dla szalonej idei, ale po prostu z głodu – okoliczne ziemie nie były w stanie wyżywić swoich mieszkańców bez sztucznych nawozów. Dzisiaj również znalezienie na Mazurach kawałka ziemi dobrej klasy nie jest łatwe, ale za to bioróżnorodność wciąż wielka.