Gdzie są nasi przyjaciele?
Uchwalona w ekspresowym tempie zmiana ustawy o lasach, dzięki której rząd niejako ”pod choinkę” zasilił będący w potrzebie budżet państwa wieloletnimi oszczędnościami leśników, wywołała medialną burzę. Z zainteresowaniem czytałem rozmaite teksty, nawet pochodzące z gazet, których zwykle nie biorę do ręki. Bo często parafrazuję moją ulubioną Budkę Suflera mrucząc (bo śpiewać się nie odważam): „Nie wierz nigdy gazecie…”
W mojej służbowej e-poczcie mam zaprenumerowaną usługę o nazwie „monitoring mediów”, stąd mam przegląd wszelkich publikacji, w zawartości których pojawiają się lasy i leśnicy. Brakuje czasu, aby je wnikliwie czytać, ale czasem wpadnie w moje oko jakiś ciekawy tekst. Było w ostatnim czasie niesłychanie wiele takich tekstów. Kiedyś, już wiele lat temu miałem „socjologicznie ciekawą” przygodę z pewną „kolorową”, bardzo popularną gazetą i ta przygoda była nawet kanwą wykładu mojego zacnego przyjaciela z Poznania, Andrzeja Niczyperowicza. Moja przygoda wydawała się mi wtedy szczytem dziennikarskiej manipulacji i „wodolejstwa” autora wywiadu ze mną, a rzecz dotyczyła pozornie bardzo błahej rzeczy: mojego poglądu na sens zmiany czasu z zimowego na letni. Dziennikarz tak zmanipulował i przeinaczył moją wypowiedź na ten temat, tak nakombinował z fotografiami, że chyba sam był zdumiony tym, co wyszło z tego tekstu…
Jędruś Niczyperowicz jest „kowalem” od lat ciężko wykuwającym (choć działa z wielkim znawstwem rzeczy i polotem) najbardziej cięte pióra (teraz raczej klawiatury) naszego kraju i Europy. Uczy młodych ludzi prawdziwego dziennikarstwa i w swojej pracy wiele miejsca poświęca manipulacji oraz prowokacji w mediach. Ostatnie publikacje dotyczące lasów i leśników to niesłychanie ciekawy materiał dydaktyczny do nauki dziennikarstwa. Nie zamierzam jednak oceniać tekstów czy materiałów o lasach i leśnikach, które ostatnio ukazały się w mediach. Nie użalam się nad zarzutami, które rzuca pod nogi leśników jakiś „ekologista” mieszkający w drewnianym domku w parku narodowym, gdzie „normalni ludzie” kupują bilety do lasu. Nie dziwię się nawet temu, że znalazłem w tych tekstach ważną informację, z której wynika, że dwa razy więcej Polaków chodzi do lasu uprawiać seks niż polować…
W swojej naiwności sądziłem, że medialny szum wokół lasów będzie znakomitą okazją do dyskusji, do dialogu o przyszłości polskich lasów i roli leśników. Od kilku lat trwały rozmowy o zmianie ustawy o lasach, o strategii rozwoju polskiego leśnictwa, które jest wzorem dla przynajmniej Europy. Pamiętacie o nagrodzie Unesco, którą otrzymały Lasy Państwowe w końcu 2013 roku? „Jest to szczególnie prestiżowa nagroda, która nie tylko podkreśla dorobek Lasów Państwowych na arenie międzynarodowej ale utwierdza nas w słuszności przemian, jakie nastąpiły w naszym leśnictwie po Szczycie Ziemi w Rio de Janeiro w 1992 r. (…) Cieszy mnie, że gospodarka leśna polskich lasów, oparta na podstawach ekologicznych i ekonomicznych przynosi efekty i uznanie ważne nie tylko dla naszego kraju, ale także dla całego świata” – zacytowałem tu wypowiedź podsekretarza stanu w Ministerstwie Środowiska, Janusza Zaleskiego.
Przecież to właśnie w tym roku obchodzimy jubileusz 90 lat istnienia Lasów Państwowych. Trudno o lepszą okazję do rozmowy o przeszłości i przyszłości lasów. Chyba to nie jest powtarzanie pustego hasła, że polskie lasy są nas wszystkich, a nie tylko leśników, a zmiana ustawy dotyczy wielu działań wprawdzie najczęściej inspirowanych przez leśników, ale mających szeroki wydźwięk społeczny?
Ale wydaje się mi, że chyba na marne poszła wieloletnia praca leśników zajmujących się edukacją leśną. Bo okazuje się przy tej okazji, że ludzie wciąż bardzo niewiele wiedzą o lesie, o tym jak jest zagospodarowany, jakie pełni funkcje. Edukacja i dotychczasowa promocja polskiego leśnictwa chyba nie zdały egzaminu. Zajmuje się nią wielu leśników i tylko niewielka część robi to w zakresie własnych obowiązków służbowych, a większość społecznie, jako dodatkowe, ponad obowiązkowe zajęcie. Od lat edukację przyrodniczo-leśną my, leśnicy, finansujemy z własnych środków, a to niebagatelna kwota. W 2013 roku wydaliśmy na ten cel około 25 milionów złotych. Budżet państwa do tej działalności dołożył nam 10 tysięcy złotych… Musimy w inny sposób zajmować się PR, pamiętając, że to promocja reputacji. Wielu z nas zapomniało, że istnieje dawne słowo „reputacja”… Według słownika języka polskiego reputacja - to opinia; dobre imię; sława. My, leśnicy pracując z ludźmi w małych, wiejskich środowiskach wiemy, że na dobrą reputację pracuje się latami.
W edukacji i tworzeniu dobrego wizerunku lasów wspiera nas od lat wielu przyjaciół i pomagają powszechnie znane oblicza tzw. „celebrytów”.
Od razu jednak przypomina się mi „Biała flaga” Republiki:
Gdzie oni są, ci wszyscy moi przyjaciele - Ele - Ele...
Zabrakło ich, choć zawsze był ich niewielu - Elu - Elu - Elu…
A czytając medialne komentarze można dalej „myśleć Republiką”:
Co za pan tak kulturalnie opowiada jak i siedzieć, i wysławiać.
Ach co za ton, co za utwór, co za wiara w każdym zdaniu –Aniu…
I jakie mądre przekonania - Ania...
Bo tak się jakoś składa, że nikt z tych ważnych ludzi: gwiazd ekranu, sceny artystycznej czy politycznej, nie uważał za stosowne podjąć się roli prowadzącego dyskusję o przyszłości naszych lasów. Nie słyszałem nic o próbach zrozumienia efektów takich, a nie innych decyzji wpływających na ochronę przyrody, turystykę czy kulturotwórczą rolę lasów. Krążą za to różne, prawie mityczne opowieści o zarobkach leśników, o tym, że za dużo tną, albo za mało tną, o leśniczówkach, drogach leśnych itd. Tak łatwo to sprawdzić. Przecież wystarczy zajrzeć np. do najnowszego rocznika statystycznego i samodzielnie poznać przez ten pryzmat polskie leśnictwo, służę linkiem:
http://www.stat.gov.pl/gus/5840_1540_PLK_HTML.htm
Leśnicy nie są przecież tylko obrońcami zwierzątek, nie po to są umundurowanymi przedstawicielami administracji państwowej, aby rozdawać ulotki, zakładki, drewniane ołówki i wręczać kordelasy politykom.
Jesteśmy wykształconą kadrą zarządzającą, nieustannie kontrolowaną i ocenianą z ogromną listą obowiązków. Zarządzamy transparentnie, przy otwartej kurtynie, ogromnym narodowym majątkiem i jesteśmy fachowcami od wszystkiego, co ma związek z lasem. Skoro brakuje publicznej, opartej o argumenty dyskusji o lasach i leśnictwie, to może warto warto , aby każdy z nas samodzielnie zbudował sobie prawdziwy obraz?
Nie narzekam, ani nie użalam się nad swoim i innych leśników losem. W nasz zawód wpisany jest spokój i cierpliwość. Chętnie tłumaczymy, wyjaśniamy, doradzamy. Ale kto jak nie leśnicy ma zachęcać do zrozumienia znaczenia roli lasu dla życia każdego człowieka? Do poznania prawdziwego oblicza polskiego leśnictwa. Po to jest m.in. tyle publikacji, filmów, po to istnieje prasa leśna, a ja, zwykły leśniczy, po to wieczorami siadam do zapisków w Blogu Leśniczego… Każdy z nas, leśników, poddaje się osądowi społecznemu, nie obraża się na czasem nawet ostrą krytykę naszych działań, każdy chętnie tłumaczy sens takich, a nie innych prac prowadzonych w lasach. Chyba to dobrze działa, skoro Lasy jako firma są określane jako godne zaufania, skoro leśnikom ufa się bardziej niż wielu służbom mundurowym, instytucjom, politykom, naukowcom? To dlaczego nikt nie chce z nami rozmawiać o lesie? Gdzie są nasi przyjaciele? Wszyscy wiedzą lepiej od nas jak chronić przyrodę, budować leśne drogi, udostępniać las turystycznie, sprzątać śmieci i przede wszystkim jak pozyskiwać wszystkim potrzebne drewno. Mam wrażenie, że wszyscy znakomicie znają się na lesie, a leśnicy nie są partnerami do rozmowy, a raczej „chłopakami do bicia” (dziewczyny pomijam przez szacunek, a nie szowinizm- no bo jak: dziewczyny do bicia?)
Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl