Dzień w pracy

Dzień zacząłem od naprawiania samochodu. Bo wcale nie jest tak, że leśniczy ma samochód służbowy. Przysługuje on tylko straży leśnej. Pozostali muszą sami zapewnić sobie środek transportu, bo na piechotę ani rowerem nie da się pracować w leśnictwie mającym powierzchnię około 2 tysięcy hektarów.
26.09.2007

Dzień zacząłem od naprawiania samochodu. Bo wcale nie jest tak, że leśniczy ma samochód służbowy. Przysługuje on tylko straży leśnej. Pozostali muszą sami zapewnić sobie środek transportu, bo na piechotę ani rowerem nie da się pracować w leśnictwie mającym powierzchnię około 2 tysięcy hektarów.

Poza tym każdy samochód użytkowany w lesie dosyć szybko ulega degradacji – żaden samochód nie lubi być rozbijany po dziurach i bagnach. No i żaden tego długo nie wytrzyma. Najlepszy jest samochód taki, który w najbardziej podstawowym zakresie można samemu naprawić. Ja dzisiaj postanowiłem zrobić porządek z drzwiami – już prawie żadne się normalnie nie zamykały. Podczas radosnego remontu myślałem ile kosztowałby mnie nowy samochód, oczywiście w sensie „inny”, bo ten najwyraźniej się już kończy i dni jego są policzone. Niemniej chciałbym moment zezłomowania mojego niebieskiego szerszenia odwlec jak najbardziej – mam nadzieję że jeszcze nim trochę pojeżdżę.

Zaraz potem pojechałem do lasu. Po drodze zauważyłem, że wojsko, które u nas w lesie ma swoje drogi, jeździ również „naszymi” – a duży ruch podczas manewrów na poligonie bardzo je niszczy. Potem zajrzałem na powierzchnię, gdzie pilarze robią trzebież wczesną. Niedawno zaczęli, więc skończą dopiero w przyszłym miesiącu. Ale ponieważ dobrze wiedzą co robią, nie muszę ich sprawdzać codziennie – wiem że nie wytną ani za dużo ani za mało, tylko dokładnie tyle ile wyznaczył podleśniczy.

Potem odbierałem drewno stosowe. Pomierzyłem jego ilość (za pomocą taśmy mierzę szerokość i długość stosu), sprawdziłem długość wałków. Potem wprowadziłem wszystkie dane do rejestratora i pojechałem dalej.

Obejrzałem powierzchnię gdzie pan Kazimierz robił czyszczenia. (Czyszczenia to zabieg pielęgnacyjny polegający na zmniejszeniu liczby sadzonek na powierzchni w taki sposób, żeby stworzyć korzystne warunki świetlne dla najlepszych drzewek. Selekcja taka jest niezbędna, ponieważ początkowo sadzi się bardzo dużo sadzonek, a potem stopniowo wybiera najlepsze.) Powierzchnia duża, około 5 hektarów. Rośnie tam bardzo dużo różnych gatunków – dąb, brzoza brodawkowata, jabłoń, grusza, świerk, klon jawor, sosna, lipa, olcha. Musiałem sprawdzić jakość wykonania pracy. Okazało się że większość jest zrobiona dobrze, ale są jeszcze miejsca w których trzeba będzie wprowadzić poprawki.

Dodatkowo zmierzyłem długość wyremontowanego w tym miesiącu płotu. Rozwaliły go jelenie byki – i to już po raz kolejny tej jesieni. Trwa rykowisko jeleni, a moja uprawa najwyraźniej stoi im na jakiejś trasie – często włamują się do środka, za nic mając siatkę. Kiedy już wejdą, walczą ze sobą, przy okazji depcząc moje sadzonki. A przez połamany płot do środka dostała się również klempa z łoszakiem, którą robotnicy zauważyli i wygonili - całe szczęście, że przed remontem!. (Taka samica łosia w płocie to dla uprawy leśnej i leśniczego prawdziwe nieszczęście, bo w ciągu jednej nocy potrafi połamać i ponadgryzać bardzo dużo drzewek.)

Potem jeszcze pognałem do biura, gdzie musiałem oddać meldunek dotyczący pozyskania surowca w leśnictwie. W biurze wszyscy zakatarzeni, każdy siedzi przy komputerze z dużym zapasem chusteczek do nosa. Mam nadzieję że się nie zaraziłem. Na wszelki wypadek łyknąłem herbaty z sokiem z czarnego bzu…