Drzewa drogowe i poszukiwacze kolejowi

W poniedziałek razem z kolegami nadzorowałem wycinkę drzew pochylonych nad szosą powiatową. Trzeba było wyciąć kilkanaście drzew na działce zrębowej i przy okazji usunąłem inne, głównie suche, stwarzające realne zagrożenie dla ludzi korzystających z drogi powiatowej. Nie było łatwo, bo szosa jest bardzo mocno uczęszczana, wciąż śmigają auta, a teren leśny stromy, mocno pofałdowany, co utrudnia dojazd ciągnikiem do drzewa. Każde ścinane drzewo należało obwiązać liną, zabezpieczając przed niekontrolowanym upadkiem:
23.02.2012

W poniedziałek razem z kolegami nadzorowałem wycinkę drzew pochylonych nad szosą powiatową. Trzeba było wyciąć kilkanaście drzew na działce zrębowej i przy okazji usunąłem inne, głównie suche, stwarzające realne zagrożenie dla ludzi korzystających z drogi powiatowej. Nie było łatwo, bo szosa jest bardzo mocno uczęszczana, wciąż śmigają auta, a teren leśny stromy, mocno pofałdowany, co utrudnia dojazd ciągnikiem do drzewa. Każde ścinane drzewo należało obwiązać liną, zabezpieczając przed niekontrolowanym upadkiem:

a1171.jpg

Czasem sposób „na wiewiórkę” pozwalał wyżej założyć linę, co ułatwiało uniknięcie pozbawienia sporej części Unii Europejskiej sygnału w telefonach:

a1172.jpg

Potem pilarz podcinał drzewo, na mój sygnał ciągnik naprężał linę i po wykonaniu rzazu ścinającego drzewo grzecznie kładło się tam gdzie trzeba. Najtrudniej było z bardzo mocno pochyloną akacją. Wytłumaczyłem pilarzowi jak założyć rzazy, udało się też wysoko zahaczyć linę przy pomocy długiej tyczki i drzewo najpierw wyprostowaliśmy:

a1173.jpg

Potem położyliśmy je, zgrabnie omijając linię telefoniczną. Na moment obalania drzew zatrzymywaliśmy ruch samochodowy. Stąd musiałem ściągnąć do pomocy zmasowane siły Służby Leśnej: ja, dwóch podleśniczych i strażnik leśny, oraz sprawną załogę ZUL- a, którą dowodził sam właściciel. Pan Jan dokonywał kaskaderskich wyczynów ciągnikiem z napędem na cztery koła na stromym stoku, ale mało nie skapitulował przy forsowaniu rowu, bo zahaczył się wciągarką o skarpę:

a1174.jpg

Dał sobie jednak radę. Słusznej postury, ale bardzo sympatyczny strażnik Edek:

a1175.jpg

 przywiózł dwa „lizaki” i na widok naszych kamizelek z logo LP oraz wymowny gest „lizaka” kierowcy grzecznie zatrzymywali się i czekali na przejazd. Widok kilku zaparkowanych w bocznej drodze samochodów, leśnicy w kamizelkach i tablice ostrzegawcze budziły zainteresowanie kierowców:

a1176.jpg

 Drzewa sprawnie kładły się wzdłuż drogi, tak jak sobie życzyliśmy:

a1177.jpg

Jednak było ich sporo, stąd akcja trwała blisko 5 godzin. Potem załoga ZUL-a zajęła się okrzesywaniem i zrywką drewna, a ja pojechałem sprawdzić jak pracują inne ekipy leśnych pracowników. Pojechałem drogą wzdłuż toru kolejowego. Na nasypie zobaczyłem trzech ludzi kręcących się pomiędzy torami. „Pewnie kolejarze znowu coś kombinują”- pomyślałem sobie. Zastanowił mnie jednak brak kasków i kamizelek oraz drezyny w pobliżu, bo często widuję pracowników kolei. W leśnej drodze zobaczyłem samochód. To chyba nie kolejarze…

 Zostawiłem dalej swojego Rokusia i zbliżyłem się do nasypu. Wzdłuż torowiska co kawałek zobaczyłem ślady kopania:

a1178.jpg

 

 „Czyżby szukali kamieni granicznych i odtwarzali granice? Ale przecież pas kolejowy sięga dalej!” Ostrożnie podszedłem bliżej i zobaczyłem wiadro ze zardzewiałymi śrubami. Jeden z „kolejarzy” nosił łopatę, a inny… wykrywacz metalu!Okazało się, że to poszukiwacze metalowego złomu. Tak przynajmniej zeznali.Z daleka witali się ze mną, co oczywiście od razu jest podejrzane.

Zachowując na wszelki wypadek bezpieczny dystans ( ich było trzech a ja jeden) wypytałem ich o wszystko. Pracowali kiedyś w lesie, nawet wygadali się gdzie. Nastraszyłem ich, że mój kolega właśnie przez radio ustala właściciela niebieskiego pojazdu FMI…, a oni oczywiście potwierdzili, że to ich... Powiedziałem im co trzeba, ostrzegłem, że rury nośne od znaków Krzyż Św. Andrzeja i metalowe szlabany na przejeździe mają „wszczepione chipy z GPS” lokalizujące złodziei. Wytłumaczyłem im też , że kolejowy ruch osobowy już dawno jest tutaj zawieszony  i nie mają co liczyć na zgubione sygnety, złote zęby itp., a nakrętki na szynach są kolejarzom potrzebne w komplecie…

Oczywiście bili się w piersi aż dudniło, że oni zbierają tylko te stare, zardzewiałe, nikomu niepotrzebne. W wiadrze rzeczywiście mieli tylko takie. Wytłumaczyłem im, że łazić po nie swojej własności bez zezwolenia to nie wypada, wjeżdżać do lasu tym bardziej i zaproponowałem pouczenie oraz zakończenie męczących poszukiwań. Rozstaliśmy się w przyjaźni. Wiem, że są poszukiwacze- historycy, hobbyści, amatorzy militariów, pamiątek i…monet, najlepiej złotych. Kolejowych poszukiwaczy spotkałem po raz pierwszy, choć grasują tu pewnie różni od dawna, bo zniknęły szyny kolejowe, na których były osadzone znaki ostrzegawcze przed przejazdami i parę innych metalowych „detali”. Sądzę, że ta ekipa już tu się nie pojawi.

Napisał do mnie niedawno jeden z prawdziwych poszukiwaczy- odkrywców, a zatem zgodnie z danym wcześniej słowem opowiem Wam niebawem historię o poszukiwaczach z kodeksem honorowym.

 Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl