Dlaczego koza chodzi z dzwonkiem

Znajomi którzy byli u mnie na weekend zachwycali się koźlakami i opijali kozim mlekiem, ale byli wszyscy zdziwieni dlaczego jedna z moich kóz chodzi teraz z dzwonkiem. Ja się do ciągłego dzwonienia przyzwyczaiłem już na tyle, że właściwie go nie słyszę i nie działa mi ono jakoś szczególnie na nerwy. Ale po co kozie dzwonek?
26.05.2008

Znajomi którzy byli u mnie na weekend zachwycali się koźlakami i opijali kozim mlekiem, ale byli wszyscy zdziwieni dlaczego jedna z moich kóz chodzi teraz z dzwonkiem. Ja się do ciągłego dzwonienia przyzwyczaiłem już na tyle, że właściwie go nie słyszę i nie działa mi ono jakoś szczególnie na nerwy. Ale po co kozie dzwonek?

Już wyjaśniam. Koźlaków było pięć. Są cztery. Jeden zniknął pewnego dnia – jakiś miesiąc temu - i do dziś się nie odnalazł. Za to podleśniczy widział wtedy niedaleko leśniczówki wilka. Postanowiłem więc powiesić jednej kozie na szyi dzwonek. W końcu tam gdzie pasie się stada zwierząt też noszą one dzwonki, bo taki ”obcy” dźwięk może też odstraszać intruzów. Chyba działa, bo jak na razie wszystkie koźlaki są. Szczerze mówiąc, uważam hipotezę z wilkiem za słuszną - nie mam innej teorii na ten temat, a przecież zwierzę nie wyparowało. Pozostałe koźlaki nie oddalają się od swoich matek nawet na kilka metrów.

W zeszłym tygodniu pilarz znów widział wilka na zrębie. Opowiadał, że poczuł się raczej niepewnie i zaczął zmierzać w stronę samochodu. Wilk oczywiście kiedy zauważył człowieka uciekł, ale to wcale nie jest w mojej okolicy postać z bajki o czerwonym kapturku, tylko realny element przyrodniczy ...

***

Nikt ze znajomych w opowieść o wilku nie uwierzył. To znaczy niby potakiwali, kiwali głowami, mówili: „No co ty, serio?” ale widać było że nie wierzą. Nie wiem dlaczego ludzie którzy przyjeżdżają do lasu uważają, że jest to takie samo miejsce jak ogrodzony park w centrum miasta gdzie najdzikszym zwierzęciem jest wiewiórka. A wilk jednak pozostaje stworzeniem z bajki, ewentualnie z opowieści leśniczego.

W ogóle uważam, że ludzie mają ogromny problem z percepcją przyrody. Wszyscy, ja nie jestem tu wyjątkiem. Po prostu ucząc się o różnych zjawiskach przyrodniczych wyrabiamy sobie jakieś wyobrażenia, które niejednokrotnie są w nas bardzo silne. A potem kiedy dochodzi do konfrontacji naszego wyobrażenia z samą przyrodą, czujemy się rozczarowani, że to „tylko” tyle. Albo w ogóle nie dociera do nas, że właśnie znaleźliśmy się w miejscu którego obraz wygenerowaliśmy sobie w głowie. Np. na środku wrzosowiska okazuje się, że kolor trochę wyblakły, usiąść nie ma gdzie bo wszędzie mrówki, a w ogóle na zdjęciach wyglądało lepiej.