Czasem w lesie jest "przerąbane", szczególnie upalnym latem
Wcale nie chodzi w tytule o inwazję kleszczy, o której wciąż alarmują media. Nie można sprawy lekceważyć, ale w moich okolicach nie zauważyłem zmasowanego ataku kleszczy i wcale nie z tego powodu w lesie latem może być przerąbane… Ostatnie dni całkiem nieźle słonko przygrzewa i temperatury bywają dobrze ponad 25 stopni, no ale to w końcu pełnia lata. Na leśnych drogach kurzy się, komary, muchy i wszelkie bzyczące stworzenia tną niemiłosiernie, a koszula lepi się leśniczemu (choć nie tylko jemu) do spoconych pleców.
Wczoraj i dziś oglądałem tegoroczne i starsze uprawy leśne, bo trudno nadążyć z ich pielęgnowaniem. To także pora, gdzie widać już ewentualne błędy w sadzeniu oraz efekty działalności różnych owadów i grzybów. Moje leśnictwo w sporej części to jedno pędraczysko, stąd trzeba na bieżąco śledzić poczynania wroga, czyli pędraków chrabąszczy. Oczywiście namierzyłem ich zbrodniczą dla sadzonek działalność, ale o tym innym razem.
Przejeżdżając z jednego kompleksu, zwanego lokalnie „ stołuńskie ostrowy” do innego fragmentu leśnictwa, musiałem „przecisnąć się” między jeziorami Stołuńskim, a Białym jedyną, przejezdną drogą. Okazała się przejezdną tylko w części, bo na zjeździe nad jezioro Białe w poprzek drogi „wyłożyła” się sucha sosna:
Cóż począć? Wracać się nie lubię, zresztą to niegodne leśniczego jechać dwukrotnie tą samą drogą, a zresztą musi być ona ciągle przejezdna. Lato to czas szczególnego zagrożenia pożarowego, a okolice jezior obleganych przez turystów zawsze są bardziej narażone na pożar. W moim Rockym zawsze wożę łopatę i ostrą siekierkę. To nie pierwszy taki przypadek, a często drogi w pobliżu jezior tarasują bobry, ścinając osiki, olchy, a nawet dęby. Sosna leżąca w poprzek drogi była dość gruba i sucha, ale „bobrzym sposobem” szybko przeciąłem pień siekierką:
No i miałem przerąbane! Zagrzałem się przy tym rąbaniu, a zatem wybrałem się na oględziny upraw położonych przy podtopionych bagnach, licząc na chłodek tam panujący. Moje przewidywania niezbyt szczególnie się sprawdziły i było tam parno oraz duszno. Moja koszula dość szybko stała się jeszcze bardziej mokra po obejrzeniu ponad trzyhektarowej uprawy. Na dodatek gdy po kilkuset metrach marszu już wsiadłem do Rockego, zaklinowałem się pomiędzy dwoma solidnymi pniakami, niewidocznymi w trawie sięgającej ponad maskę auta. Gdy wyszedłem z samochodu rozpoznać problem wokół mnie zaszeleściło, zasyczało, zrobił się spory ruch w trawskach… Rozejrzałem się wokół i zobaczyłem coś takiego:
A to z bliska „obwarzanek” zakreślony na czerwono:
Portret pięknego zaskrońca w pełnej okazałości:
Bliskość bagien i z kolei nasłoneczniona, porośnięta różną roślinnością uprawa to idealne miejsce dla zaskrońców, którym przeszkodziłem w kąpieli słonecznej. A ten zwinięty w obwarzanek chyba „robił za strażnika”… Musiałem przepędzić go gałązką, aby nie trafił pod koła auta ale zbytnio nie kwapił się do ucieczki. "Wężowym zwyczajem" wczołgałem się pod samochód, aby obejrzeć przyczynę unieruchomienia. Pniaki wbite w metalową płytę spodu samochodu oceniłem na dość zmurszałe. Wbiłem terenowy bieg i do przodu, do tyłu, do przodu i … po sprawie. Auto było mocniejsze od pniaków. Kawałek dalej wjechałem w wielką dziurę, która spowodowała, że wskaźnik przechyłu w Rockym przekroczył czerwoną kreskę… Potem znowu przy pomocy niezastąpionej siekierki musiałem z kolei wyrąbać sobie przejazd pomiędzy młodymi robiniami akacjowymi, które błyskawicznie zarosły wąską dróżkę wzdłuż uprawy. No i wyjechałem na skraj lasu i pola, a stamtąd na gruntową drogę gminną. No mówię Wam, ciągle przerąbane…
Dlatego najlepiej poruszać się po lesie pieszo lub rowerem, a auto zostawiać na parkingu oznaczonym niebieską tablicą z literą P, ozdobioną drzewkiem. Sam jednak muszę poruszać się autem, stąd czasem muszę mieć własnoręcznie przerąbane… przejazdy. Z bagien wybrałem się na bardziej suche tereny, gdzie trzcinnik wybujał solidnie:
Oglądając dziś wiele upraw zwróciłem uwagę na bogactwo owadziego świata. Zobaczcie jakie to swoiste Eldorado dla motyli, much i innych bzyczących stworzeń:
Przysiadła tam sobie m.in. rusałka pawik:
I taki nastroszony, czarno żółty, którego nie znam po imieniu:
No i tacy „trzej amigos”:
Na sosnowym patyczku można kręcić scenę pod tytułem: „Orzeł wylądował”:
Może policzymy igły, czy stan się zgadza?:
A oto „śmigłowiec” w całej okazałości:
Świat owadów na leśnych łąkach, polanach i uprawach może zachwycić bogactwem barw, gatunków i kształtów. To także może fascynować podczas letnich, leśnych spacerów. Warto dla ich piękna zaryzykować kontakt z upałem, kurzem, no i tymi co gryzą, pomimo stosowania repelentów. Nawet jak czasem trzeba mieć przerąbane, z użyciem siekierki naturalnie!
Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl