Ciepło-zimno

Mróz u mnie jak chyba wszędzie – nad ranem minus dwadzieścia pięć stopni. Sporo. Ale któregoś dnia sam się zdziwiłem – wyszedłem na podwórko, nawiozłem taczką trochę drewna do piwnicy i pomyślałem sobie: „Jakoś tak dzisiaj ciepło”. Wróciłem do domu i spojrzałem na termometr – było jakieś minus siedem. Chyba więc się już do zimowej aury przyzwyczajam. Powyżej minus pięciu jest już całkiem ciepło.
24.01.2010

Mróz u mnie jak chyba wszędzie – nad ranem minus dwadzieścia pięć stopni. Sporo. Ale któregoś dnia sam się zdziwiłem – wyszedłem na podwórko, nawiozłem taczką trochę drewna do piwnicy i pomyślałem sobie: „Jakoś tak dzisiaj ciepło”. Wróciłem do domu i spojrzałem na termometr – było jakieś minus siedem. Chyba więc się już do zimowej aury przyzwyczajam. Powyżej minus pięciu jest już całkiem ciepło.

Ale nie sądzę, żebym doszedł do takiego stanu przyzwyczajenia, o jakim czytałem niedawno. (W ogóle zima sprzyja lekturze – jest jakoś więcej czasu, a ponieważ brak telewizora uwalnia mnie od teleturniejów i tym podobnych, mogę sobie poczytać.) Książka jest autorstwa Jacka Hugo-Badera i ma tytuł „Biała gorączka”. Ogólnie jest o niedawnej podróży przez Syberię, ale dość nietypowej. Otóż autor „zwiedza” syberyjskie rejony samochodem typu UAZ – sam takim jeździłem przez pierwszych kilka lat pracy w lesie, więc wiele z opisywanych przez niego „narowów” tej radzieckiej produkcji terenówki jest mi dobrze znanych. Gość się do podróży w warunkach syberyjskiej zimy solidnie przygotował. Samochód kupił w Moskwie i w miejscowym warsztacie dostosował go do podróży, słuchając wartych złote góry rad mechanika, który UAZ-a był w stanie rozłożyć i złożyć z zamkniętymi oczami. Woził ze sobą drewno, żeby w razie czego móc rozpalić ognisko pod miską olejową, miał zestaw najbardziej awaryjnych części, a większość instalacji (elektryka, rozruch) została tak poprowadzona, że oprócz wersji podstawowej była również zapasowa a czasami i jeszcze jedna awaryjna. Zuch!

Ale miała być anegdotka o mrozie. Otóż dojeżdża nasz bohater do jakiegoś miasta gdzieś daleko na Syberii, gdzie zwykle zimą temperatury sięgają minus czterdziestu stopni. Jest wyjątkowo pogodny i ciepły dzień, minus dwadzieścia. Odwiedza znajomych. Okazuje się, że ponieważ jest tak ciepło, nie palą oni dzisiaj w piecu, a kilkumiesięcznego niemowlaka wystawiają przed dom, żeby trochę pooddychał świeżym powietrzem …

Więc ja nie doszedłem jeszcze do fazy, że przy odczuwanej przeze mnie chwilowo jako „ciepłej” temperaturze minus pięć nie palę w piecu. Ale kto wie – jeszcze kilka miesięcy takiej zimy …

P.S. Książkę polecam. Chciałem nawet zeskanować okładkę, ale okazuje się, że w międzyczasie komuś już tę literaturę pożyczyłem (na szczęście pamiętam komu). Zadziwia mnie również w tej lekturze jedna rzecz – niezmienność pewnych kwestii w rosyjskiej rzeczywistości od stuleci. To samo pisze o niektórych sprawach markiz de Custine w roku 1839 („Listy z Rosji”), to samo A.F. Ossendowski w latach 1920-25, to samo Hugo-Bader w latach 2006-08. Prawie dwieście lat.