Chopin i jego związki z lasem i przyrodą

Wyszedłem dziś rano przed leśniczówkę jak zwykle zdarza się mi w niedzielę i spojrzałem na zamglone jezioro. Pływało po nim parę krzyżówek, a na słupku wbitym przez wędkarza do przywiązywania łódki suszył skrzydła kormoran. Potem usłyszałem charakterystyczny ostry gwizd i mignął mi szmaragd zimorodka. Przysiadł na moment na gałęzi robinii ale nie pozował dłużej niż kilka sekund i popędził w stronę półwyspu Katarzyna:
25.10.2015

Wyszedłem dziś rano przed leśniczówkę jak zwykle zdarza się mi w niedzielę i spojrzałem na zamglone jezioro. Pływało po nim parę krzyżówek, a na słupku wbitym przez wędkarza do przywiązywania łódki suszył skrzydła kormoran. Potem usłyszałem charakterystyczny ostry gwizd i mignął mi szmaragd zimorodka. Przysiadł na moment na gałęzi robinii ale nie pozował dłużej niż kilka sekund i popędził w stronę półwyspu Katarzyna:

12083.jpg

 

Zajrzałem na obsypaną złotymi liśćmi lip i kasztanowców ulicę. Leśniczówka leży na skraju miejscowości, przy ulicy Kasztanowej. To znany w średniowieczu szlak handlowy, zwany drogą frankfurcką, prowadzącą z Poznania przez Międzyrzecz do Frankfurtu i Lubusza. Ten stary piastowski szlak handlowy funkcjonował aż do XVIII wieku, a o jego znaczeniu świadczy m.in. fakt, że w roku 1000 wędrował tędy wraz ze swym orszakiem cesarz Otton III, pielgrzymując do grobu św. Wojciecha w Gnieźnie. Wcześniej transportowano tędy żelazo z pobliskich niewielkich ośrodków hutniczych, a wytapianie żelaza według legend nauczyli miejscowych Celtowie.  Maszerowali tędy kupcy, o czym świadczą znajdowane monety rzymskie, wojowie różnych wojsk i jeździły rozmaite pojazdy. W XIX wieku traktem tym prowadziła trasa dyliżansu kursującego między Poznaniem a Berlinem. Kto by pomyślał, że ulicę, którą codziennie przejeżdża mój Rocky:

12084.jpg

 

przemierzał dwukrotnie Mistrz Fryderyk Chopin?

 Niedawno zakończył się XVII Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina, a w tym roku obchodzimy 205 rocznicę urodzin genialnego muzyka. W niedzielne popołudnie warto wspomnieć jego muzykę i umiłowanie lasu oraz przyrody. Czy dacie wiarę, że wątły Fryderyk był myśliwym i uczestniczył w polowaniach? Odkryłem ten fakt zupełnym przypadkiem. W pszczewskim muzeum znajdują się dokumenty potwierdzające dwukrotny przejazd  Chopina trasą dyliżansu. Pszczewskie muzeum to obowiązkowy punkt programu każdej wycieczki po regionie. Każdy, kto trafi do Pszczewa, Międzyrzecza czy Międzychodu powinien odwiedzić nasze muzeum, nazywane „Domem Szewca” czy domem mieszczańskim. Niepozorny, niewielki budynek zaskoczy zapewne każdego bogactwem i różnorodnością historii  z przestrzeni co najmniej dziesięciu wieków oraz subtelnym, unikalnym urokiem, charakterystycznym dla Pszczewa.

We wrześniu 1828 roku Chopin, wraz z przyjacielem ojca, profesorem zoologii Feliksem Jarockim, wybrał się do Berlina na kongres naukowy badaczy natury. Podróżowali w obie strony dyliżansem, który przemierzając Wielkopolskę przejeżdżał między innymi przez Pojezierze Międzychodzko-Sierakowskie i Pszczew ulicą Kasztanową:

12085.jpg

 

 W oddalonej o 4 km od pszczewskiej leśniczówki wsi Silna, gdzie była stacja przeprzęgowa połączona z gospodą, pianista wraz z profesorem, oraz niemiecki prawnik i pruski agronom ( bo dyliżans zabierał 4 osoby) odpoczywali, czekając na zmianę koni. W pszczewskim muzeum przechowywane są dokumenty, potwierdzające to wydarzenie, a na budynku w Silnej powieszono w 2010 roku- Roku Chopina, pamiątkową tablicę:

12086.jpg

 

Gdy przeczytałem, że Chopin wybrał się do Berlina na „kongres naturalistów” jak to wtedy określano przyrodników w towarzystwie profesora zoologii, jak miałem się tym nie zainteresować?

 Szperałem w wielu publikacjach ale najwięcej ciekawych wątków z biografii Wielkiego Muzyka można wyczytać z licznych publikacji autorstwa Henryka F. Nowaczyka, regionalisty, historyka, który z wielką pasją od lat podąża śladami Chopina. Tam tez przeczytałem ze zdumieniem: Było to w Poznańskiem, w otoczonym wielkimi lasami zamku księcia Radziwiłła, w nielicznym, ale bardzo doborowym towarzystwie. Rano polowaliśmy, wieczorem muzykowaliśmy”.

Tak w 1840 roku w Paryżu wspomina Chopin swój pobyt w pałacu w Antoninie, u księcia Antoniego Radziwiłła. Pianista, który miał wtedy 19 lat, wpisał się tam do księgi gości 26 października 1829 roku. Wcześniej zatrzymał się w Strzyżewie, u Wiesiołowskich, gdzie dotarł dyliżansem z Warszawy. W swoich listach, szczególnie adresowanych do Tytusa Woyciechowskiego, wielokrotnie wspomina urzekające dziesięć dni spędzonych w antonińskim raju. Wyjechał stamtąd, ponaglany terminem zakończenia komponowania Koncertu f-moll. W jego finale muzycy wyodrębniają dwukrotnie słyszaną frazę wykonaną na waltorni, przypominającą sygnał myśliwski odbity przez echo. Być może jest to dźwięk myśliwskiego rogu, który słyszał i zapamiętał muzyk podczas antonińskiego polowania.

Przecież w trakcie pobytu muzyka w Antoninie odbyło się uroczyste polowanie hubertowskie i naganiacze z Przygodzic pędzili zwierzynę na stanowiska strzelców: księcia Antoniego i jego syna Władysława, księcia Adolfa von Kleista i zapewne też Chopina.  Nie znamy, niestety, bliżej szczegółów tego polowania w Antoninie.

Książę A. Radziwiłł, namiestnik królewski Wielkiego Księstwa Poznańskiego był wielkim miłośnikiem sztuki, kompozytorem, rysownikiem i wiolonczelistą. Był także znakomitym myśliwym, stąd w modrzewiowym pałacu głównym jego elementem jest potężna dorycka kolumna, która jest także kominkiem z dwoma paleniskami. Ozdabiająca wnętrze kolekcja trofeów myśliwskich jest szeroko znana. Pośród tych wspaniałych trofeów, przy płonących w kominku szczapach, Chopin rozmawiał z księciem o muzyce i analizował swój utwór na fortepian, skrzypce i wiolonczelę, który potem księciu zadedykował. Pianista miał wtedy dopiero 19 lat, ale już okryty był sławą wybitnego muzyka. Zawsze wątły i słabego zdrowia, zatem może trudno wyobrazić go sobie w myśliwskim rynsztunku , biorącego udział w hubertowskim polowaniu, używającego strzelby. Dlatego też H. Nowaczyk poprosił swojego czasu ostrowskiego grafika, Józefa Bendziechę, aby ten inspirowany portretem Fryderyka Chopina narysowanym w Antoninie przez księżniczkę Elizę, wykonał podobiznę muzyka w „myśliwskiej wersji”. Rysunek był po raz pierwszy reprodukowany w czasopiśmie „Ziemia Kaliska” nr 52 z 1993 roku.

12087.jpg

 

Myśliwski wątek pojawia się  wcześniej w biografii Chopina, w listach do jego szkolnego kolegi Jasia Matuszyńskiego. Wynika jednoznacznie z tej korespondencji, że Chopin już w wieku 15 lat, w czasie wakacji spędzanych w Szafarni pod Toruniem miał strzelbę w ręku i potrafił zrobić z niej użytek. W sierpniu 1825 roku po otrzymaniu listu od kolegi, który chwalił się upolowaniem zająca tak do niego pisał: „ jeżeliś Ty mi Twymi Puławami i zającem strachu chciał narobić, moim Toruniem i zającem, ale na pewno większym od Twego i czterema kuropatwami, którem onegdaj z pola przyniósł, upokorzyć owego niedoświadczonego strzelca zamyślam”. Podczas dwukrotnych wakacji w Szafarni Fryderyk zetknął się z bogactwem przyrody, urokiem i obrzędami wsi polskiej, uczestniczył w weselu wiejskim oraz dożynkach. Słuchał muzyki ludowej i obserwował przyrodę. Być może to właśnie było inspiracją do jego mazurków, które właśnie tam zaczął pisać.

Chopin, wątły i słabego zdrowia, uskarżał się w swoich listach na trudy podróży i „jazdę na drążkach”, bo dyliżans nie był pojazdem komfortowym.

12088.jpg

 

 Podróż z Warszawy do Berlina trwała od 9 do 15 września i przebiegała głównie nieutwardzonymi, kiepskiej jakości traktami. Profesor Jarocki i towarzyszący mu Fryderyk wykonali też ważną dla kraju misję. Dostarczyli  do Berlina list od Juliana Ursyna Niemcewicza, oraz dokumenty umożliwiające przeniesienie zwłok biskupa Ignacego Krasickiego z Berlina do katedry gnieźnieńskiej. Sprawą zajmował się i doprowadził ją do końca arcybiskup Teofil Wolicki, którego podróżni odwiedzili wracając z Berlina w pałacu arcybiskupim na Ostrowie Tumskim w Poznaniu. Wtedy też Chopin uczestniczył w przekazaniu prezentu, jaki arcybiskup przywiózł zza granicy księżniczce Elizie Radziwiłłównie od jej przyjaciółki. Była to sadzonka bardzo egzotycznej wtedy na ziemiach polskich amerykańskiej sosny wejmutki. Posadzono ją w pobliżu pałacu, zapewne z udziałem Chopina. Jakoś nigdy nie udało się mi sprawdzić czy na poznańskim Ostrowie Tumskim przetrwała do dziś jakaś wejmutka  To jednak kolejny przyrodniczy element w biografii wielkiego muzyka.

„Rodem Warszawianin, sercem Polak, a talentem świata Obywatel” jak napisał  o nim w 1849 roku w „Nekrologu”  C.K. Norwid , wszystkim chyba w naturalny sposób kojarzy się z polską wierzbą. Pomnik Chopina pod mazowiecką wierzbą, to znana w Europie i świecie wizytówka Polski. Bo czy można wyobrazić sobie coś bardziej polskiego niż wierzba przydrożna i chopinowski mazurek? Wierzby przez wieki sadzono przy traktach podróżnych, także przy tych, które dyliżansem przemierzał Chopin. W całej Polsce, kiedy spacerujemy dawnymi szlakami widzimy tylko marne resztki dawnych, wspaniałych alei wierzbowych. Dziś w dobie pośpiechu i autostrad, polne i leśne trakty straciły swoje znaczenie. O wierzby, rosochate i pokręcone polne drzewa, chyba najbardziej charakterystyczne dla polskiego krajobrazu, w zasadzie nikt nie dba.

12089.jpg

 

Zadbajmy o to, aby wierzby nie zniknęły z naszego krajobrazu. To takie proste, bo czasem wystarczy wetknąć wierzbowy patyk w wilgotną glebę, a wyrośnie z niego nasz narodowy symbol. Trzeba też wykazać się troską o istniejące drzewa i otoczyć je opieką. Wierzby płaczące nad wodą, rosnące na miedzach, zadumane nad leśnym, czy polnym traktem będą trwały nadal. Przypomną postać Wielkiego Muzyka, który umiłował przyrodę i będą wciąż szumiały jego mazurkami.

 

Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl