Burzowe chmury

W zeszłym tygodniu nad Mazurami przeszła burza. Ta, której ofiar wciąż szukają nurkowie na dnach niektórych jezior. Nie potrafię powiedzieć, jak wyglądała ta burza nad wodą. U mnie w lesie kotłowało się już od samego rana – czuć było, że będzie jakaś większa sprawa. Ale wiatr i deszcz nie przyszły nagle. Najpierw niebo ciemniało stopniowo. Potem zrobiło się już tak ciemno jak późnym wieczorem – normalnie w południe trzeba było zapalić światło, żeby widzieć, co się ma na talerzu. Potem drzewa zaczęły się chwiać prawie do ziemi – przyszedł wielki wiatr, a zaraz za nim ściana deszczu i gradu.
30.08.2007

W zeszłym tygodniu nad Mazurami przeszła burza. Ta, której ofiar wciąż szukają nurkowie na dnach niektórych jezior. Nie potrafię powiedzieć, jak wyglądała ta burza nad wodą. U mnie w lesie kotłowało się już od samego rana – czuć było, że będzie jakaś większa sprawa. Ale wiatr i deszcz nie przyszły nagle. Najpierw niebo ciemniało stopniowo. Potem zrobiło się już tak ciemno jak późnym wieczorem – normalnie w południe trzeba było zapalić światło, żeby widzieć, co się ma na talerzu. Potem drzewa zaczęły się chwiać prawie do ziemi – przyszedł wielki wiatr, a zaraz za nim ściana deszczu i gradu.

Ponieważ instalacja elektryczna w mojej leśniczówce jest bardzo wiekowa, wolałem powyłączać wszelkie urządzenia. Oprócz katastrofy elektrycznej każda burza grozi również odcięciem telefonu – w sumie spaliło mi już ze 3 aparaty telefoniczne.

Siedząc przy świeczkach obserwowałem żywioł za oknem. Oczywiście prąd wyłączyli prawie zaraz po tym jak zaczęła się burza. Telefon ocalał, więc po burzy zadzwoniłem do znajomych w Piszu i Kętrzynie. Ani w jednej ani w drugiej miejscowości nie było wciąż światła – pomyślałem że przy takiej awarii może powtórzyć się sytuacja z 2002 roku, kiedy po huraganie prądu nie miałem przez tydzień i jeździłem się myć do jeziora. Trochę bałem się pomyśleć, co się dzieje w lesie.

Teraz trwa sprzątanie – czyli po pierwsze uprzątnięcie wywrotów (drzew wywalonych z korzeniem) i złomów (drzew złamanych) ze wszystkich dróg pożarowych. Często zdarza się że po burzy jest pożar, więc cały las musi być jak najszybciej po burzy dostępny dla straży pożarnej. Drugi etap to usuwanie wywrotów i złomów z całej reszty dróg, dzięki czemu las zostanie udostępniony w całości. Kolejny etap to kontrola wszystkich ogrodzeń na terenie leśnictwa, naprawa uszkodzonych przez padające drzewa płotów i zabezpieczenie upraw (czyli miejsc, gdzie rośnie młody jeszcze las – taki do 15 lat). Następnie trzeba zabrać się za usunięcie wszystkich drzew (i złomów i wywrotów) które mogą zostać zasiedlone (zamieszkane) przez różnego rodzaju szkodniki wtórne drewna – w sprzyjających warunkach, np. przy suchym i gorącym lecie – mogą one tak się namnożyć, że szkody przez nie spowodowane będą równie duże jak te spowodowane przez huragan. Szczególnie chodzi tu o świerk i kornika drukarza. Kiedy już uda się to zrobić, trzeba zrobić przegląd poszczególnych oddziałów (części na które podzielone jest każde leśnictwo) i pozyskać z nich najcenniejszy surowiec ze zniszczonych drzew. (Największą wartość ma drewno tartaczne, grube i długie. Latem nie może leżeć zbyt długo, bo w wyniku wysokiej temperatury i wilgotności zaczyna w ciągu dwóch tygodni sinieć. Tym samym traci na wartości i nikt już takiego nie chce kupić.) po uprzątnięciu surowca najcenniejszego zaczyna się sprzątanie szkód powstałych w drągowinach (czyli na powierzchniach gdzie przeciętna średnica drzew na wysokości piersi człowieka nie przekracza kilkunastu cm). Konkretne działania zależą jednak od struktury każdego leśnictwa, od wielkości szkód, od gatunku drzew – ogólny schemat ulega modyfikacjom w zależności od sytuacji. Dlatego dobrze, jeżeli leśniczy długo pracuje w „swoim” lesie – wtedy zna go naprawdę jak przysłowiową własną kieszeń i wie dokładnie co robić i w jakiej kolejności żeby jak najszybciej usunąć szkody.

Każdy leśniczy przygotowując plan pozyskania na cały rok z góry musi uwzględniać takie nieprzewidziane zdarzenia – ale oczywiście nikt nie potrafi przewidzieć kaprysów natury.

Prąd po burzy włączono dość szybko. Telefon za to zanikł przy kolejnej, i włączyli go dopiero po tygodniu. Ale jak się okazało nie dlatego, że zadziałał czynnik przyrodniczy, ale ludzki – ktoś próbował ukraść prowadzące do leśniczówki kable (biegną pod ziemią!). W końcu się poddał, ale kable przeciął. Zanim telefoniarze znaleźli to miejsce i usunęli awarię, upłynęło trochę czasu...