Blady świt

Tak więc miałem możliwość podziwiania licznych świtów i wschodów słońca, co jest wrażeniem fajnym pod warunkiem, że człowiek się obudzi i doprowadzi do przytomności...
28.07.2010

Tak więc miałem możliwość podziwiania licznych świtów i wschodów słońca, co jest wrażeniem fajnym pod warunkiem, że człowiek się obudzi i doprowadzi do przytomności...

blady_swit.jpg

Ostatnia fala upałów trochę mi zdezorganizowała robotę, a dokładnie rzecz biorąc rytm pracy. To znaczy, że z wozakami w lesie umawiałem się na przykład na godzinę czwartą czy piątą rano, bo o siódmej czy ósmej gorąc był już taki, że nie dawało się wytrzymać. Poza tym przewoźnicy woleli być wcześniej, żeby uniknąć długiego stania w kolejce z surowcem w fabryce i ewentualnie zdążyć jeszcze wrócić po drugi kurs. Nie wszyscy zresztą mają supernowoczesne samochody z klimą i lodówką, a kiedy na dworze jest 40 stopni na słońcu i asfalt zaczyna parować, a czekać trzeba jak niegdyś na radzieckiej granicy co najmniej pięć godzin to nie jest za wesoło.

Tak więc miałem możliwość podziwiania licznych świtów i wschodów słońca, co jest wrażeniem fajnym pod warunkiem, że człowiek się obudzi i doprowadzi do przytomności.

Ale nie byłem sam – pilarze pojawiali się w lesie tak samo wcześnie, wytrzymywali przy robocie maksymalnie do godziny dziesiątej. Przede wszystkim ze względu na temperaturę, ale również ze względu na owady. Dla komarów było za gorąco, ale gzy cięły niemiłosiernie nawet przez koszulę.

Przewoźnicy ponownie pojawiali się około czternastej, tak więc dzień pracy miałem zorganizowany podobnie jak w południowych krajach – w Grecji, Hiszpanii czy Portugalii, gdzie między jedenastą a czternastą nie da się załatwić absolutnie nic, zamykają nawet poczty i banki – bo upał. Tyle tylko, że tam nie otwierają ich o czwartej rano …