Baryłką walą w leśnika

Dzisiaj korzystając z pogodnego poranka urlopowego dnia zabrałem się za wożenie drewna do piwnicy. Prognoza i moje przeczucia wskazują na atak zimy, to pora uzupełnić nadwątlone już nieco zapasy drewna. Mam do opalenia sporą kubaturę, bo mieszkanie ma blisko 130m2, do tego blisko 30 m2 kancelarii. Mieszkanie ma 3,30 wysokości. Do mojego pieca przyłączony jest także spory hol i klatka schodowa. W związku z takim rozwiązaniem sporo czasu spędzam z piłą i siekierą, a przy każdym kawałku drewna grzeję się wielokrotnie. Na podwórzu leśniczówki mam zawsze solidny zapas, ale ile muszę się przy nim natyrać, to tylko ja wiem…
16.01.2012

Dzisiaj korzystając z pogodnego poranka urlopowego dnia zabrałem się za wożenie drewna do piwnicy. Prognoza i moje przeczucia wskazują na atak zimy, to pora uzupełnić nadwątlone już nieco zapasy drewna. Mam do opalenia sporą kubaturę, bo mieszkanie ma blisko 130m2, do tego blisko 30 m2 kancelarii. Mieszkanie ma 3,30 wysokości. Do mojego pieca przyłączony jest także spory hol i klatka schodowa. W związku z takim rozwiązaniem sporo czasu spędzam z piłą i siekierą, a przy każdym kawałku drewna grzeję się wielokrotnie. Na podwórzu leśniczówki mam zawsze solidny zapas, ale ile muszę się przy nim natyrać, to tylko ja wiem…

a1075.jpg

Ale tak to jest jak się inwestuje w córki, a nie w synów. Widoków na pomocników nie ma, bo zięć „miastowy” i pojawia się na krótko. Radzę sobie zatem sam. Drewno wożę do piwnicy z podwórza przyczepką zaczepioną do mojego Rokusia. Skończyłem, odczepiłem przyczepkę i zaraz zaczął sypać drobny śnieg na zmianę z marznącym deszczem. Paskudztwo. Po zakończeniu pracy na podwórzu zabraliśmy się z żoną za rozbieranie choinki, bo już pora pożegnać się z drzewkiem. Potem pojechałem zatankować samochód, bo jutro wracam do pracy. "Laba się skończyła", jak mawia moja sąsiadka. Nie lubię jeździć na oparach , szczególnie zimą, bo nie wiadomo co w lesie się zdarzy. W Pszczewie jest mała stacyjka benzynowa, z której często kpią turyści, nazywając ją „siedzibą szejka”:

a1071.jpg

 

Dla mnie jest dobrym punktem orientacyjnym jak tłumaczę komuś dojazd do leśniczówki: „Za maleńką stacją benzynową w prawo pod górę, kierunek Silna, a po 300 metrach za ostrym zakrętem gdy po lewej stronie zobaczysz jezioro to jesteś przed leśniczówką Pszczew”. Spojrzałem jednak na licznik dystrybutora po zatankowaniu trochę się zdenerwowałem:

a1072.jpg

 

 Olej napędowy kosztuje już 5,80 zł za litr! Zatankowałem niespełna 30 litrów za 170 zł. Przejadę po lesie najwyżej 300 km. A przecież samochód to nie tylko paliwo. Nie dość, że tłukę po wertepach własny samochód, to wygląda na to, że niedługo będę dokładał także nawet do paliwa. A gdzie reszta kosztów? Nadleśnictwo spisuje z pracownikiem umowę, z której wynika, że leśnik będzie używał własnego samochodu do pełnienia obowiązków służbowych w zamian za przyznany ryczałt. Każdy leśnik musi się przemieszczać po lesie i to coraz więcej. Jazda konna czy rower to była fajna sprawa, gdy leśnictwo miało 500 ha i drewno wożono furmankami konnymi. Bywało wtedy tak:

a1073.jpg

 

Dziś jednak jest inaczej. Taka to służba, że wszędzie trzeba zajrzeć na powierzchni ponad 2000 ha. W aucie wożę rejestrator, drukarkę, wiele dokumentów i mnóstwo „gratów” niezbędnych do pracy. Przez leśnictwo "przełajem" mam kilkanaście kilometrów gruntowymi drogami. Czasami najlepszy byłby dla mnie Star 6x6:

 a1074.jpg

 Do nadleśnictwa 18km  w jedną stronę. Codzienna praca, nadzór nad prywatnymi lasami, zagrożenie od pożarów, obrót drewnem.  Czasami dziennie przejadę 100 km, choć  bywa, że tylko 10, bo walczę z „papierologią”. Ryczałt za jazdę prywatnym samochodem to limit kilometrów przyznany przez nadleśniczego w zależności od wykonywanych zadań przemnożony przez stawkę za kilometr określoną odpowiednim przepisem wydawanym przez ministra transportu. Obecnie jest to 0,83 zł. Stawka kilometrowa zawiera w sobie zwrot kosztów paliwa, koszt ubezpieczenia, przeglądu, napraw, amortyzacji samochodu itd. No i trzeba mieć samochód. Czy wyobrażacie sobie, że stawka za kilometr została ustalona w listopadzie 2007 roku, gdy cena paliwa wahała się w okolicach 3,5 zł? 

 Obowiązuje do dziś. Leśnicy od lat dopominali się o podniesienie tej stawki oraz o wyznaczenie specjalnej, za jazdę w terenie. Bo 0,83 zł za kilometr ma urzędnik jeżdżący twardymi drogami osobowym autkiem z silnikiem np.1,0 litra i leśnik, który musi dojechać w każdy zakątek lasu. Do tego jest niezbędna terenówka, która nie dość, że droższa w zakupie i utrzymaniu, to „pije” zwykle minimum12 l na100 km. Jesienią minister transportu przygotował projekt podwyższający tę stawkę i wprowadzający mnożnik 1,2 dla leśników i innych służb używających pojazdów w terenie. Nowy minister po zmianie rządu wprowadził na początku grudnia korekty do projektu. Leśnicy i inni zainteresowani sprawą np. listonosze, cierpliwie czekali, wierząc, że w końcu stawka ulegnie zmianie. A na stacjach benzynowych, także tej mojej „stawki pną się w górę” w zastraszającym tempie…

Było już tak blisko do „unormalnienia” tej kilometrówki! W pierwszych dniach stycznia Ministerstwo Finansów zakomunikowało, że projekt został odrzucony. Co dalej z „kilometrówką” - nie wiadomo. Wiadomo czemu odrzucono projekt: sytuacja na świecie, napięte stosunki z Iranem, wymogi Unii Europejskiej, cena baryłki ropy… Bla, bla, bla. Ktoś rzucił tą baryłką w leśników. Pewnie miał swoje racje, ale kto lubi jak w niego rzucają ? No może polityk, bo to wkalkulowane w cenę jego „misji”. Ale tam rzucają pomidorami, albo jajami. A tutaj walą baryłką… Trochę boli. Trzeba robić swoje. Leśnicy naród cierpliwy i kochający las, drzewa i drewno. W końcu baryłki też są często z drewna…

 

Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl